Ethan Winchester uwielbiał trzymać papierosy w swoich dłoniach.
Nie pamiętał, kiedy zapalił po raz pierwszy, ale był niemal w stu procentach pewny, że było to po którymś z koncertów. Nie palił dużo, a co ważniejsze- nie palił dla uwagi innych. Truł się, bo nie wiedział co ma zrobić. A może dlatego, że tak lepiej pisało mu się piosenki. W każdym razie, Ethan palił pół paczki tygodniowo - nie mniej, nie więcej. Nie przeszkadzał mu nawet zapach, jakim przesiąknęły jego ubrania, jego włosy, jego skóra. Zaczynał go lubić, z każdym dniem coraz bardziej. Inną rzeczą, jaką Ethan kochał jeszcze bardziej od papierosów, były metalowe struny gitary, które wbijały mu się w opuszki palców codziennie w garażu Tima Canavay'a, a w każdy piątek i sobotę w barze niedaleko centrum Filadelfii. Pokochał ból z jakim mu to z początku przychodziło, a teraz był już do niego przyzwyczajony.
Pamiętał ich pierwszy koncert, jakby to było wczoraj. Zagrali go na balu charytatywnym w ich liceum, Little Town High School na przedmieściach Filadelfii. Ethan bawił się wtedy jak nigdy dotąd, a po balu Tim urządził największą imprezę, w domku jego rodziców na wybrzeżu. Winchester dobrze wspominał tamte czasy. Byli wtedy tylko dzieciakami marzącymi o wielkiej karierze. A teraz... Ethan siedział na starej kanapie w garażu Tima próbując napisać piosenkę, co jeszcze nigdy nie przychodziło mu z taką trudnością. Benny Rands wstał zza perkusji i otworzył mini lodówkę, z której wyjął dwa piwa, z czego jedno oddał przyjacielowi. Usiadł koło niego, a sprężyny tapczanu zaskrzypiały. Następnie rozłożył się tak, że leżał nie tylko na prawie całej kanapie, ale też wgniatał w nią Ethana. Ten jęknął w udawanym bólu, ale uśmiechnął się otwierając swoje piwo i upijając łyk prosto z butelki. Benny wyciągnął rękę, próbując wyrwać mu notes, w którym od prawie godziny starał się zapisać cokolwiek, ale nic nie przychodziło mu do głowy. W końcu odpuścił i pozwolił przyjacielowi na przeczytanie.
Im dużej Benny patrzył na notatki, tym szybciej uśmiech schodził mu z twarzy. Podniósł się na łokciu wbijając go jednocześnie w udo Winchestera, który odepchnął go mocno. Rands popatrzył mu prosto w oczy, i podrapał się po głowie ogolonej na krótko. Benny miał ciemne oczy i bladą skórę z zaróżowionymi policzkami. Był jak każdy inny osiemnastoletni chłopak z wielkimi marzeniami. Ale Ethan nie mógł powiedzieć, że niczym się nie wyróżniał, bo Benny Rands wyróżniał się wszystkim. Wszystkim i niczym jednocześnie. Właściwie ciężko było opisać go jednym słowem, nawet jednym zdaniem. Benny był Bennym i koniec. To powinno było mówić samo za siebie.
- No co? - Ethan spojrzał na niego spod uniesionych brwi z przekąsem na twarzy.
- Powiem ci stary z cała moją miłością do ciebie, ale tym razem się nie popisałeś.
Ethan spojrzał mu przez ramię na niemal pustą białą kartkę, na której widniały zaledwie dwa całe zdania, a reszta zapisana była przypadkowymi słowami, które akurat wpadły mu do głowy. Faktycznie, nie wyglądało to zbyt przekonująco.
- Powiedz, że napisałbyś coś lepszego. Albo nie... - uniósł ręce do góry - Napisz coś lepszego, a robię cokolwiek będziesz chciał, serio.
Benny uśmiechnął się cwaniacko i klepnął go porządnie w ramię, rzucając notes na kolana.
- Znalazł się Ethan Wielka Gwiazda Winchester. - wstał i wzniósł ręce do góry, jakby chciał się pomodlić.
- Co ten idiota znowu wyrabia? - Tim wszedł do garażu z półmiskiem pełnym kanapek.
Przysiadł się na dopiero co zwolnionym miejscu koło Ethana i podał mu kanapkę. Tylko jedną rzecz kochał on tak samo jak papierosy i swoją gitarę- a były to kanapki robione przez panią Canavay. Smakowały jak żadne inne, ale mama Tima nigdy nie zdradziła nikomu swojego sekretu, a każdy w Little Town na przedmieściach Filadelfii wiedział, że taki sekret posiadała. Ethan wgryzł się w kanapkę, jednym uchem słuchając głośnej dyskusji między pozostałą dwójką (a w tym garażu innych nie bywało), ale tak naprawdę myślami był daleko. Prawda była taka, że od dawna nie potrafił nic napisać, jakby wszystkie słowa i emocje, którymi kiedyś był wypełniony już z niego uciekły. Ethan Winchester czuł się pusty i wypalony. Bolało go to, bo właśnie on zajmował się pisaniem piosenek dla zespołu, a skoro nie mieli żadnych nowych... jaki sens miało granie? Benny pstryknął mu nad uchem i dopiero wtedy zwrócił na nich uwagę.
- Nasza księżniczka łaskawie zwróciła na nas uwagę.
Ethan naprawdę czasami miał ochotę przyłożyć Benny'emu i to tak z całej siły. Nie miał jednak do tego serca, bo jego przyjaciel wyglądał najprościej w świecie tak bezbronnie, jak nikt inny.
- Wal się Rands. -mruknął upijając kolejny łyk piwa.
Tim klepną go w ramię i gwałtownie podniósł do pionowej pozycji, a Ethan wylał sobie na koszulkę trochę piwa.
- Kurwa. Co robisz?
- Nie pozwolimy ci się wypalić, księżniczko. - powiedział Tim łapiąc go pod rękę z jednej strony, a Benny z drugiej. - Znajdziemy ci coś mocnego, a potem pójdziemy szukać wrażeń. Do wieczora będziemy mieli piosenkę jak ta lala.
Ethan uśmiechnął się pod nosem i dał się wyprowadzić z garażu w koszulce mokrej od piwa i dwoma chłopakami pod ramionami.

CZYTASZ
to the end
Nouvellesdeszcz mieszał się ze łzami, a oni starali się nie popaść w obłęd. original story written by spacedstan | 2018 soundtrack: spotify -> hemmdrug -> to the end playlist