06. vinn abott

82 19 1
                                        

Vinn Abott nie potrafił się skoncentrować na dłużej niż pięć minut.

Kiedyś rodzice zabrali go nawet do poradni dla dzieci. Spędzili tam prawie cały dzień, bo w kolejce przed nimi było tyle osób, że w pierwszej chwili ojciec Vinna chciał zrezygnować, ale jego mama uparła się zostać. Mały wtedy Vinn myślał tylko o tym, jak bardzo bolało już go całe ciało od siedzenia na niewygodnym plastikowym krześle w poczekalni. Obserwował ludzi przed nimi. Chyba od zawsze miał nieco specyficzne hobby. Kiedy w końcu weszli do gabinetu (w którym jak się okazało spędzili kolejną godzinę) rodzice rozmawiali z lekarką tak, jakby jego tam nie było. Jakby w jednej chwili stał się niewidzialny lub wyparował. Potem czuł się tak coraz częściej. Kiedy w końcu wrócili do domu (okazało się, że Vinn jest całkiem normalnym dzieciakiem i nic nie jest z nim nie w porządku) rodzice zaczęli się kłócić. Potem kłócili się już coraz częściej. A Vinn coraz bardziej zapadał się w sobie, czuł, że jest traktowany specjalnie przez całe otoczenie. I nie było to miłe uczucie. Miał wtedy siedem lat.

Potem kiedy miał lat jedenaście odszedł jego tata. Tak po prostu. Obudził się pewnego dnia, a kiedy zszedł do salonu zastał tam zapłakaną mamę, która siedziała na dywanie. Mieli wtedy duży dom w dobrej dzielnicy, ale z trójki zrobiła się dwójka. To wtedy Vinn po raz pierwszy namalował... coś. Nie był do końca pewny co. Wrócił na górę i usiadł do biurka. Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł w środku, że to jest to co musi zrobić. Zabazgrał całą kartkę przypadkowymi liniami, a zrobił to używając jednego koloru- niebieskiego. Był to kolor, który upodobał sobie od zawsze. Czuł, że go określał, to była jego barwa. Vinn Abott był niebieski.

~*~

Siedział zgarbiony nad notatnikiem i delikatnie kreślił linie na gładkiej powierzchni kartki. Słuchał, ale niewiele rozumiał z tego co mówiła nauczycielka. To nie tak, że pani Turner prowadziła lekcje nieciekawie. Wręcz przeciwnie, a uczniowie uwielbiali jej sposób bycia, a dzięki niej wielu zakochiwało się również w biologii. Vinn po prostu nie rozumiał krzyżówek genetycznych, biologii molekularnej a chodził na podstawę. Krótko mówiąc- było mu ciężko. Starał się zrozumieć jak najwięcej, ale po dziesięciu minutach lekcji się wyłączał i nie potrafił się na nowo włączyć. Pracował w domu, po szkole, kiedyś nawet z korepetytorem, ale był coraz bardziej przekonany, że biologia będzie przedmiotem, którego w tym roku nie zaliczy. Właśnie kiedy przekrzywiał głowę starając się dostrzec cokolwiek w nieskładnym bałaganie kresek i linii jakie czynił od pół godziny. Nic mu to nie przypominało, ale gdyby się dobrze przyjrzeć można było zobaczyć coś, co z grubsza przypominało zarys ludzkiej sylwetki. Ktoś dźgnął go w ramię długopisem, a Vinn podniósł nieprzytomnie spojrzenie. Wszyscy uczniowie wpatrywali się prosto w niego, a pani Turner najwyraźniej oczekiwała od niego jakiejś odpowiedzi, bo stała przy tablicy ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.

- Panie Abott, czy byłby pan tak miły i odpowiedział na moje pytanie?

Vinn poczuł jak robi mu się gorąco i był niemal w stu procentach pewny, że cała jego twarz jest czerwona. Nienawidził takich sytuacji, nienawidził być w centrum uwagi. Nienawidził jak ludzie zwracali na niego uwagę, bo musiał wtedy zareagować. Musiał coś powiedzieć, wykonać jakiś ruch. Tego od niego oczekiwano. A w tamtym momencie Vinn nie mógł nawet mrugnąć. Odchrząknął i ukradkiem zamknął szkicownik.

- Przepraszam ale go nie słyszałem. Czy mogłaby pani powtórzyć?

Pani Turner spojrzała na niego, a Vinn nie potrafił wyczytać nic z jej miny. Była na nieco zła? Zawiedziona tym, że znowu nie zna odpowiedzi? Nie potrafił tego stwierdzić. I to doprowadzało go do szału. Przełknął ślinę.

- Pytałam cię, czy wiesz czym jest antropopresja.

Siedział przez chwilę ze wzrokiem wlepionym w nią. Po klasie rozległy się ciche śmiechy, a kilka osób pod oknem zaczęło szeptać. Vinn miał ochotę zapaść się pod ziemię, ale starał się zachować choć pozory tego, że wszystko jest dobrze. Że nad wszystkim panuje.

- No dalej. - pstryknęła palcami popędzając go- Nie mamy całego dnia. Znasz odpowiedź czy nie?

- Przykro mi ale nie.

Pani Turner spojrzała na niego i teraz wyraźnie widział w jej oczach smutek. Z tyłu klasy rozległo się ciche „frajer".

- Gabe, skoro jesteś taki mądry to może wykażesz się swoją biegłością w dziedzinie biologii?

Vinn przez następne cztery minuty słuchał dalszego wywodu nauczycielki. Potem znów się wyłączył.

- Vinn poczekaj.

Miał właśnie wychodzić z klasy, kiedy pani Turner złapała go w drzwiach. Wskazała na niego, dając mu do zrozumienia, że ma podejść. Vinn zamknął drzwi i ostrożnie zbliżył się do kobiety. Miała nie więcej niż trzydzieści pięć lat, ale często się uśmiechała i koło oczu zrobiły jej się drobne zmarszczki. Była typem osoby, która swoim entuzjazmem zarażała wszystkich naokoło, dlatego Vinn uważał ją za świetną nauczycielkę. Do tego była nią z powołania, a to naprawdę się ceniło.

- Powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić?

Spojrzała na niego, a Vinn zaczął nienawidzić siebie za zawód w jej oczach.

- Wiesz, że jeśli dalej tak pójdzie to nie będę cię mogła przepuścić. A bardzo nie chcę, żebyś miał kłopoty. Znowu.

- Wiem, pani profesor. To się więcej nie powtórzy.

Pani Turner była jedyną nauczycielką w szkole, która zdawała się go lubić. Jednocześnie była też jedyną nauczycielką, którą lubił on sam. Nie patrzyła na jego przeszłość, ale na to kim był teraz i Vinn naprawdę ją za to cenił. Czuł na sobie jej spojrzenie, ale nie był w stanie spojrzeć jej w oczy.

- Jeśli sobie nie radzisz, to może będę mogła ci jakoś pomóc. Znam świetnego korepetytora, który...

- Nie musi pani tego robić. - jego głos zabrzmiał ostrzej niż zamierzał. - Daję sobie radę.

Zdobył się na to, żeby podnieść głowę. Chciał dać dowód swoim słowom, chciał żeby widziała, że jest silny. Nad wszystkim panuję.

- Dobrze, w takim razie możesz już iść. Ale pamiętaj. Gdybyś miał jakiś problem możesz do mnie przyjść.

Kiwnął głową i uśmiechnął się.

- Dziękuję, ale wszystko jest dobrze.

Z tymi słowami na ustach wyszedł z klasy, a potem ze szkoły. W drodze do domu myślał o tym, jak krótka droga jest od powiedzenia "wszystko dobrze" do załamania. Myślał o tym, kim jest skoro okłamuje osoby, które starają się mu pomóc. Które naprawdę go lubią i widzą w nim... kogoś. Widzą w nim człowieka równego sobie.

Nad wszystkim panuję.

to the endOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz