Uchylił się przed piłką, która leciała w jego kierunku. Żeby to zrobić musiał zgiąć się w pół, bo w innym wypadku najprawdopodobniej dostałby nią w głowę. Froy mimo wszyskto nienawidził lekcji wychowania fizycznego. Było to najgorsze czterdzieści pięć minut, jakie musiał spędzić w szkole. I nie chodziło o to, że trener najwyraźniej miał jakieś urazy z przeszłości, które teraz wyładowywał na uczniach. Chodziło właśnie o nich. Froy Griffin, ładnie mówiąc, nie był lubiany przez wszyskich. Właściwie lubiło go niewiele osób. Nigdy nie miał aż takich ambicji, ale miło byłoby choć raz dla odmiany wyjść z tej lekcji bez żadnych urazów fizycznych, a przede wszystkim psychicznych.
Froy spojrzał w kierunku, skąd nadleciała piłka. Nie zdziwiło go, gdy zobaczył szczerzącego się Gabe'a. Westchnął, wiedząc co nastąpi.
- Griffin! Czemu nie złapałeś?
- Przepraszam trenerze. - odkrzyknął nawet się w jego kierunku nie odwracając.
Wrócili do gry, ale Froy'owi dalej nie szło. Uchylił się przed nadlatującą piłką jeszcze trzy razy, ale za czwartym już nie zdążył. Piłka uderzyła go w ramię, a siła odrzuciła do tyłu i Froy upadł na tyłek.
- Griffin, schodzisz! - czy on może przestać krzyczeć?
Froy podniósł się z ziemi i usiadł na ławce. Widział spojrzenia rzucane mu przez Gabe'a, ale nie odwracał się w jego kierunku i nie reagował na jego zaczepki. Co gorsze, trener też nie reagował. Przesiedział na ławce do końca lekcji, a kiedy w końcu mógł iść do szatni zrobił to najszybciej jak tylko mógł. To nie tak, że nie lubił ludzi z klasy... no dobrze, tak właśnie było, ale zasłużyli sobie na to, co mięli. Froy wszedł do szatni pierwszy i stanął przy swojej szafce, z której wyjął plecak i ubrania. Ściągnął koszulkę przez głowę i wrzucił ją do plecaka. Sięgnął po świeżą, którą wcześniej rzucił na ławkę i zdziwił się, gdy jego dłoń natrafiła na pustkę. Podniósł wzrok na górującego nad nim Gabe'a.
- Coś ci dzisiaj nie szło, co Griffin? - parsknął.
Froy zacisnął szczęki. Naprawdę nie był w nastroju na takie gierki, w których Gabe akurat się specjalizował. Stanął przed nim i wyprostował się, jednak dalej sięgał mu zaledwie do nosa. Chłopak uśmiechnął się, ale Froy nie podzielał jego szczęścia.
- Możesz mi oddać koszulkę? - zapytał najspokojniej jak potrafił.
Gabe uśmiechnął się jeszcze szerzej, co zdawało się Froy'owi niemożliwe. Wraz z jego uśmiechem wzrosła irytacja Griffina. Sięgnął po koszulkę, którą chłopak trzymał w dłoni, ale ten uniósł ją do góry.
Froy poczuł się tak, jakby wrócił z powrotem do podstawówki. Stał za szkołą i podskakiwał, kiedy chłopak z ostatniej klasy, Connor Anderson, trzymał w górze jego czarny zeszyt. Mały Froy skakał, starając się uchwycić swoją własność, ale był za niski, żeby dosięgnąć. Connor i jego przyjaciele śmiali się, ale nie to bolało go najbardziej. Nie mógł patrzeć w twarz Nicolasa, a jego uśmiech bolał bardziej niż jakiekolwiek docinki ze strony starszych kolegów. Ten uśmiech, który tak wiele dziewczyn uważało za idealny sprawiał, że Froy'owi coś skręcało się w żołądku, a oczy zachodziły łzami, ale nie mógł się rozpłakać. Nie przy nich. Nie tutaj. Nie przy swoim bracie.
- Co z tobą? - poczuł, jak ktoś stuka go w ramię.
- Nic. Daj mi spokój.
Złapał koszulkę zaraz po tym, jak uderzyła go w twarz. Spojrzał z wyrzutem na chłopaka, który nią rzucił. Był nieco wyższy, chudszy niż Froy. Miał czarne włosy, które opadały mu na oczy. Dwa zimne szare krążki, które wpatrywały się w chłopaka uporczywie. Widział go wcześniej, siedział na ławce w tym samym czasie co Froy, ale chyba nie grał od początku meczu.
- Dzięki. Nie trzeba było. - rzucił przez ramię, zakładając koszulkę. Nagle poczuł się nieswojo stojąc przed nim pół nago.
- Tak właśnie to wyglądało. - stwierdził sarkastycznie. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
Froy stał jeszcze przez chwilę, a szatnia napełniała się ludźmi, a on stał wpatrzony w drzwi, za którymi właśnie zniknął chłopak.
*
Rzucił szmatką o stół i odgarnął włosy. Stał oparty o wysepkę w kuchni, z książką kucharską rozłożoną przed sobą i miskami walającymi się po całym pomieszczeniu. Zdenerwowany złapał glutowatą papkę, która miała być ciastem na pizzę. Wrzucił całą zawartość do kosza na śmieci. Otarł twarz ręką brudną od mąki i popatrzył po jadalni. Wszystko było niemal gotowe, stół był zastawiony i Froy'owi brakowało tylko jedzenia. Z ciastem na pizzę siłował się od ponad godziny i wszystko powoli zaczynało mu się sypać. Wytarł ręce w fartuch, który znalazł wcześniej w szafie. Przeklną głośno, gdy dzwonek zadzwonił do drzwi. Wrzucił do kosza wszystko, co nie było jadalne i pobiegł do drzwi. Przeczesał jeszcze raz włosy i odblokował zamek w drzwiach.
- Hej. - uśmiechnął się i przesunął się w drzwiach, żeby Maggie mogła wejść do środka. - Wow, wyglądasz naprawdę przepięknie.
Bo musiał jej to przyznać, wyglądała niesamowicie. Ale Maggie Steward zawsze wyglądała niesamowicie, nieważne co miała na sobie. Dziewczyna spojrzała na niego i wybuchnęła śmiechem. Froy zmarszczył brwi i spojrzał na siebie w lustrze. Na twarzy miał mąkę, tak samo jak na spodniach, koszulce i fartuchu, który odpiął i zdjął z siebie rzucając gdzieś w bok. Maggie uniosła rękę i wytarła mu twarz ze śmiechem. Następnie tą samą rękę otarła o jego koszulkę, pozostawiając na niej białe smugi.
- Jak widzę nasza kolacja jest w trakcie robienia. - spojrzała na niego spod uniesionych brwi.
- Oczywiście. Zapraszam za mną.
Zdjął jej kurtkę z ramion i odwiesił na wieszak, a następnie szarmanckim gestem wskazał na salon. W połączeniu z jego ogólnym wyglądem musiało to wyglądać zabawnie. Maggie wyminęła go w korytarzu i weszła do jadalni.
- Postarałeś się. - stwierdziła patrząc na zapalone świeczki. - Jestem pod wrażeniem.
Froy podszedł bliżej i złapał ją za obie ręce, a potem nachylił się w jej stronę.
- Tak naprawdę, to muszę ci coś wyznać. - pochylił się jeszcze bardziej tak, że jego usta dzielił centymetr od jej ust. - Nie umiem gotować. Jestem strasznym kucharzem.
Maggie odepchnęła go i sama poszła do kuchni. Froy próbował ją zatrzymać, ale ta szybko wyminęła go i stanęła w drzwiach ze skrzyżowanymi rękami na piersiach. Wybuchła głośnym śmiechem widząc pobojowisko, którego sprawcą był stojący za nią chłopak. Odwróciła się i zmierzyła go dziwnym spojrzeniem.
- Faktycznie ci nie poszło.
Podeszła do wysepki i zaczęła zaglądać do misek, których zawartości Froy nie zdążył jeszcze wrzucić do kosza na śmieci. Spróbowała kilku rzeczy, a potem się skrzywiła. Popatrzyła na swoje chłopaka z politowaniem, a następnie podeszła do niego i objęła.
- Czyli co? Zamawiamy pizzę?
*
Leżeli na dywanie w pokoju Froya, a przed nimi pudełko po pizzy. Griffin oblizał palce i spojrzał na swoją dziewczynę, która leżała z głową na jego brzuchu. Odwróciła się tak, że jej oczy znalazły się na poziomie jego oczu.
- Chyba tak było znacznie lepiej. - zaśmiał się, podnosząc się na ręce.
- Ważne przecież, że się starałeś. - stwierdziła Maggie, a na jej usta wpłynął uśmiech.
Froy kochał jej uśmiech. Zwłaszcza, kiedy przeznaczony był dla niego. Froy Griffin szalał za jej uśmiechem. Za każdym razem, kiedy go widział miał wrażenie, że robi mu się cieplej na sercu, czuł że żyje. A co więcej, czuł, że ma dla kogo żyć. Pochylił się i delikatnie pocałował ją. Maggie miała miękkie usta, które tak dobrze pasowały do jego. Przyciągnął ją bliżej siebie, chciał poczuć jej ciało, jej ciepło na swojej skórze. Froy Griffin chciał coś poczuć, a Maggie dawała mu na to szanse.
CZYTASZ
to the end
Cerita Pendekdeszcz mieszał się ze łzami, a oni starali się nie popaść w obłęd. original story written by spacedstan | 2018 soundtrack: spotify -> hemmdrug -> to the end playlist