Maggie Steward miała wielu przyjaciół.
Jakie to dziwne słowo: przyjaźń. Według słownika przyjaźń to serdeczne stosunki z drugą osobą. Nic o zaufaniu, wsparciu czy opiece sobą nawzajem. W takim razie Maggie przyjaźniła się ze wszystkimi ludźmi w szkole. Była miła, a inni byli mili dla niej. Bo dlaczego miała by nie być miła, skoro tego właśnie wszyscy od niej oczekiwali. Korytarze szkolne były pełne ludzi, którzy szli we wszystkich kierunkach, krążąc od szafek do sal lekcyjnych. Maggie Steward czuła się dobrze w tłumie, bo była niewidoczna. Wyciągnęła z szafki swoje książki i stała przy niej jeszcze chwilę przeglądając Instagrama.
- Tu jesteś. Myślałam, że już poszłaś.
Maggie odwróciła się i spojrzała prosto w brązowe oczy Natalie Bordman. Jej przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko. Była ładna i nawet Maggie musiała to przyznać przed samą sobą, mimo że było to trudne. Pomiędzy obiema dziewczynami od zawsze istniał cień rywalizacji, nieważne w jakiej dziedzinie. Wygląd, oceny, nawet to, z kim umawiała się ta druga... wszystko podlegało rywalizacji, szukania tej lepszej. Ale Maggie lubiła ich rywalizację. Czuła wtedy, że przynajmniej ma jakiś cel. Może i było to głupie i dziecinne, ale przynajmniej prawdziwe. Bo Natalie była prawdziwa dla Maggie i to liczyło się najbardziej. I choć czasem miała tego wszystkiego po dziurki w nosie (ale kto nie ma?), to i tak kochała swoją przyjaciółkę. Bo właśnie na tym polega przyjaźń. Na miłości i zaufaniu i wsparciu i opiece sobą nawzajem.
- I jak wczoraj? - Maggie zamknęła szafkę i ramię w ramię ruszyły przez korytarz w stronę klasy historycznej. - Daniel wydaje się miły.
Natalie zaśmiała się i pokręciła głową. Odgarnęła ciemne włosy, które opadały jej kaskadami na ramiona.
- Daniel to idiota. - stwierdziła. - Nie umie rozmawiać o niczym innym jak o tym ile punktów zdobył w ostatnim meczu i ile osób było na jego imprezie. Szczerze, to po piętnastu minutach miałam go dość.
- Myślała, że dobrze wam razem szło.
- Też tak myślałam.
Natalie Bordman zmieniała facetów jak rękawiczki, a tłumaczyła to tym, że jeszcze nie wciąż szuka 'tego'. Maggie nigdy nic jej nie mówiła, ale czasami obojętność, lub wręcz rozbawienie, z jakimi opowiadała o kolejnych chłopakach naprawdę ją denerwowała. Natalie potrafiła być czarująca i urocza, kiedy tego chciała. Ale też kiedy chciała, potrafiła zgnieść człowieka i złamać go tak, że w życiu się nie pozbiera.
- Masz szczęście, że masz Froya. - stwierdziła Natalie, a Maggie uśmiechnęła się pod nosem.
Tak, miała szczęście.
*
Historia minęła jak zawsze. Maggie przesiedziała całą lekcję odzywając się tylko wtedy, kiedy musiała. Tak wyglądała praktycznie każda jej lekcja. Steward siedziała zazwyczaj w którejś ze środkowych lub ostatnich ławek i obserwowała resztę klasy, a jej wzrok najczęściej zatrzymywał się na zegarze, który wisiał nad drzwiami. Odliczała sekundy, które składały się w minuty, które dzieliły ją od przerwy, którą zazwyczaj spędzała z Natalie lub innym z jej przyjaciół, a potem znów wracała na lekcję, aby patrzeć się na zegar i odliczać sekundy, które składały się w minuty.
Maggie wyszła z klasy i ruszyła korytarzem sama. Natalie napisała jej wcześniej, że nie będzie jej na dwóch ostatnich lekcjach, do czego dziewczyna zdążyła się już przyzwyczaić. Jej przyjaciółka miała to do siebie, że gdy zaczynało jej się nudzić, po prostu odpuszczała dalsze siedzenie w szkole i szła do galerii lub kawiarni. Maggie Steward często zostawała sama, mimo że wokół miała wielu przyjaciół. Idąc przez korytarz uśmiechała się do mijających ją osób, odpowiadała na ich powitania i kiwała, kiedy ktoś jej kiwał. A mimo to czuła się sama, tak cholernie samotna. Podeszła do swojej szafki i włożyła do niej książki od historii, a wyjęła matematykę.
- Część.
Podskoczyła, kiedy ktoś objął ją w pasie i odwrócił do siebie. Maggie patrzyła prosto w niebieskie oczy Froya Griffina. Uwielbiała ich kolor, nie były intensywnie niebieskie. Były nieco przytłumione, jakby za mgłą, ale to dodawało im urody, tajemniczości. Kiedy Froy się śmiał, cały promieniał. Śmiał się oczami, śmiał się ciałem, wokół oczu pojawiały mu się drobne zmarszczki.
- Cześć. - Maggie odwzajemniła uśmiech. Zamknęła szafkę i znów uniosła głowę, patrząc na Froya.
Froy Griffin nigdy nie uśmiechał się całym uśmiechem. Maggie widywała u niego tylko półuśmiechy, ale mimo to była szczęśliwa. Te półuśmiechy były tylko dla niej. Dziewczyna złapała go za rękę. Froy przesunął się bliżej, usprawiedliwiając się tym, że blokuje przejście i znalazł się zaledwie kilka centymetrów od niej.
- Właściwie to szukałem cię od poprzedniej przerwy. - Froy pochylił się. - Moich rodziców nie ma. Może wpadniesz wieczorem na kolację?
Maggie wzdrygnęła się, bo kiedy mówił muskał delikatnie wargami jej ucho. Chodzili ze sobą od dwóch miesięcy, w ciagu których widziała państwa Griffin trzy razy. Froy nie za wiele mówił o swojej rodzinie, a Maggie nie naciskała na niego. Wiedziała, że powie jej kiedy będzie na to gotowy.
- Będziesz gotował? - uniosła brwi, na co Froy parsknął śmiechem.
- Oczywiście. Nie wiedziałaś, że gotowanie od zawsze było moją pasją? - a potem spojrzał na nią całkiem poważnie, a z jego niebieskich oczu momentalnie zniknęło całe rozbawienie. - To jak? Przyjdziesz?

CZYTASZ
to the end
Cerita Pendekdeszcz mieszał się ze łzami, a oni starali się nie popaść w obłęd. original story written by spacedstan | 2018 soundtrack: spotify -> hemmdrug -> to the end playlist