Rozdział 29: Wymiar Azerath

5 0 0
                                    

Rose

W notesie zaznaczałam wszystko co mieliśmy.

Maturę już napisaliśmy, więc teraz mogliśmy pozwolić sobie na wypad do innego wymiaru. Zabawne, kiedyś wydałoby mi się to głupie i oderwane od rzeczywistości, a teraz chyba nic mnie nie zaskoczy. Walczyłam już z demonami, zostałam opętana, rozmawiałam z duchem (w pewnym sensie), leciałam statkiem kosmicznym i zaprzyjaźniłam się z superbohaterami, a teraz mam odwiedzić inny wymiar w poszukiwaniu magicznego pierścionka. Zdecydowanie. Nic już mnie nie zaskoczony.

Zapasy jedzenia - są. Wody - są. Śpiwory - są. Ubrania na zmianę - są. Hmm... co jeszcze zabrać do wymiaru ogarniętego wiecznym żarem. Więcej wody. I jakieś buty. Najlepiej strażackie. Rachel poradziła kiedyś kurtki. Na wszelki wypadek lepiej wziąć. W końcu tam się urodziła, więc chyba wie co mówi.

Swoją drogą, dzieciaki ostatnio dziwnie się zachowują. Są milczący i w ogóle przestali się ze sobą spotykać. Próbowałam zagadnąć Clarence'a co się stało, ale nic nie chce mówić. Wspomniał tylko, że nie chce mu się dłużej brać w tym wszystkim udziału. Doszłam do wniosku, że lepiej będzie dać mu swobodę. Ochłonie, powie mi co się stało i razem spróbujemy temu jakoś zaradzić. Żałuję, że nie mogłam interweniować wcześniej, ale musiałam uczyć siebie i moich znajomych do matury, a teraz znowu szukanie artefaktów. Mam nadzieję, że nie zrobi przez to wszystko czegoś głupiego.

Może dobrze byłoby zapewnić sobie jakieś uzbrojenie? Nie wiadomo, czy nie zastaniemy tam jakichś wrogich istot.

- Tato?! Mamy w domu jakąś broń? - zapytałam.

- Patelnia się liczy? Chyba, że wolisz wałek.

- To nie jest prawdziwa broń.

- Powiedz to swojej matce. Zdziwiłabyś się co potrafi nią zrobić - rzucił tata, wchodząc do pokoju. - A na co ci?

- Wybieram się z przyjaciółmi na wycieczkę i pomyślałam, że może się przydać.

- Co wy zamierzacie zrobić? - zapytał z dziwną miną.

- Będą tam chłopcy - dorzuciłam. Na oczekiwaną reakcję nie musiałam długo czekać. Już po chwili wrócił do mnie z paralizatorem w ręce.

- Użyj go w ostateczności i dzwoń. Zwłaszcza w nocy. I uważaj na siebie. A tak w ogóle to, dlaczego nie pytałaś mnie o pozwolenie?

- Oj tatku, muszę tam być. To sprawa życia i śmierci mojego życia i losów całego świata!

- Nie odrzucą cię przez nieobecność na biwaku.

- Latarka, ona też może się przydać i jakiś namiot. I gaśnica.

- Jeszcze raz. Co wy zamierzacie robić? A tak w ogóle nie wyraziłem zgody.

- Mama się zgodziła. Poza tym to ze szkoły. Jedziemy do ośrodka badawczego.

- Więc chyba będą was pilnować.

- No tak, ale ostrożności nigdy dosyć.

- A nie ma żadnych zgód dla rodziców.

- Mama podpisała i zaniosła. W tej sprawie było całe to zebranie.

- Dlaczego nie mówiłaś o tym wcześniej?

- Mówiłam, ale oglądałeś mecz.

- Aha. Baw się dobrze. Tylko nie za dobrze. I ostrożnie z tym paralizatorem.

- Dobrze tatku! - powiedziałam i ucałowałam go w policzek. Nie powinnam kłamać, ale raczej na bank by się nie zgodził, gdyby wiedział, jakie są moje prawdziwe zamiary.

Pamiętniki strażnikówWhere stories live. Discover now