Rozdział 2

890 93 137
                                    

Otworzyłem drzwi, wpuszczając Lexi przodem.

Był to najzwyklejszy klub, co tu dużo mówić... Po wejściu do środka uwagę przyciągały czerwone fotele i kanapy ustawione wokół okrągłych stolików. Ściany pomieszczenia zostały pokryte tapetą z motywem cegły, co nadawało klimatu.

Podeszliśmy z Lex do baru, gdzie za ladą stał właściciel, polerując szkło.

- Cześć Patrick! - krzyknęła radośnie Lexi

- Chłopaki na zapleczu? - zapytałem, kiwając mu głową na powitanie.

- Jak zawsze. Witaj mój cukiereczku - cmoknął w stronę Lexi, a ta wyszczerzyła się w uśmiechu.

Skierowałem się do drugiej części lokalu.

Po środku rozciągał się ogromny parkiet, a pod jedną ze ścian - scena - moje życie. Czułem się na niej, jak ryba w wodzie, a nawet lepiej. Jak na razie klub świecił pustkami, a raczej był zamknięty biorąc pod uwagę, że była dopiero jakaś szesnasta. Ludzie zaczynają pojawiać się przeważnie dopiero po jakiejś dziewiętnastej,a my mieliśmy zagrać godzinę później.

Ruszyłem w stronę sceny widząc, że Scott rozstawia swoją perkusję. Tuż za mną szła Lexi.

- Siema Scott! – krzyknąłem. – Wszyscy już są?

- Taa, są na zapleczu. Tylko Gabriela jeszcze nie ma. Maszyna mu nawaliła i spóźni się na próbę. Cześć słońce! – uśmiechnął się i mrugnął do Lexi.

- Cześć frajerze – odwzajemniła uśmiech i też do niego mrugnęła. – Stęskniłeś się?

- Jeszcze czego... Za takim wielkoludem, jak ty? Nie ma mowy!

Wiedział, że ją tym wkurzy i się nie pomylił. Lexi prychnęła, krzyżując ręce na piersi.

- Sev ma nowy kawałek – zmieniła temat najwyraźniej obrażona.

Nie chciałem nic mówić, bo zawsze zaprzeczała, gdy sugerowałem jej, że coś musi być na rzeczy z nią i Scottem. Dziwne było to, że tylko jego uwagi brała zbyt do siebie. Miałem wrażenie, że przy nim zachowywała się ciut inaczej, niż w moim towarzystwie.

Pamiętam gdy jej powiedziałem o swoim spostrzeżeniu... Hmm... Jakieś dwa lata temu. Wyśmiała mnie i udała oburzoną, że mogło mi coś takiego przyjść do głowy, wymigując się, że ani trochę nie jest w jej typie, "a poza tym jest za niski". Może kiedyś tak było, ale teraz Scott był wyższy od niej o jakieś dziesięć centymetrów, ale już nie drążyłem więcej tematu, po tym jak skrytykowała jego ubiór, wyliczając na palcach:

„Stylóweczka jak giwazdeczka, no popatrz tylko. Spodnie - rureczki. Już bardziej obcisłych się nie dało? Zaczesana blond grzyweczka, t u n e l e, a w dodatku jakiś pedalski kolczyk w łuku brwiowym. Bez urazy."

Uśmiechnąłem się na to wspomnienie słuchając ich przekomarzanek, które były nieodłącznym elementem dnia. Według mnie pasowaliby do siebie, ale co ja tam wiem...

- Haloo, ziemia do Sevcia... - pomachał mi przed oczami. - Kiedy miałeś zamiar powiedzieć, że już skończyłeś? - Scott odszedł od perkusji w naszą stronę.

-  A niby kiedy miałem to zrobić? Dopiero przyszliśmy. – zdjąłem plecak, rzucając go gdzieś w kąt.

- A temu co? - brew chłopaka poszybowała w górę pytająco.

- Potłukł okulary... - szepnęła Lexi, ale i tak ją usłyszałem.

- Upss? - zasyczał Scott. - No to na co czekamy? Pokazuj tekst.

GazeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz