Rozdział 18

409 41 107
                                    

Schodziłem niepewnie po schodach na dół, spoglądając na przydługie dresowe spodnie, które dał mi Martin. Rękawy od bluzy były na mnie odrobinę za długie, więc podwinąłem je do łokci, aby przynajmniej wyglądać trochę mniej żałośnie, niż w rzeczywistości się czułem. Musiałem przynajmniej sprawiać jakieś pozory, ponieważ do czasu, aż Lexi nie przyjdzie z moimi rzeczami, będę na niego skazany.

Do moich uszu doleciało miarowe stukanie, chyba z kuchni. Włożyłem ręce do kieszeni, ponieważ bałem się, że ta niezręczność, którą czułem we wszystkich pomieszczeniach tego domu dopadnie i moje dłonie.

Wszedłem do pomieszczenia i zauważyłem Martina, który trzymał nóż w ręku. Kroił pomidory.

- Lubisz kuchnię włoską? - zapytał, a ja musiałem się nieźle skupić, żeby mu odpowiedzieć. Czy to pytanie  podchwytliwe? - Spaghetti?

- Spaghetti? - powtórzyłem.

Rozbawiło go to.

- Sos, mięso, makaron...

- Przecież wiem, co to spaghetti!

Zanim zdążyłem cokolwiek więcej powiedzieć, minął mnie i wyszedł z kuchni. Wrócił sekundę później z butelką wina. Czerwonego, jak mniemam. Otworzył je i dolał trochę do mięsa, które było prawie gotowe.

Sądząc po tym, jak pewnie krzątał się po kuchni, założyłem, że pewnie wiedział co robi. I było to całkiem zaskakujące, bo nigdy nie przypuszczałem, że mógłby umieć gotować.

- Będziesz tam tak stał? - zapytał wyrywając mnie z moich myśli.

Odchrząknąłem i usiadłem przy wysepce na przeciwko niego, a przede mną pojawił się kubek z ciepłą herbatą. Popatrzyłem sceptycznie na parującą ciecz i postanowiłem w końcu przerwać tą krępującą ciszę.

- Zamierzasz mnie otruć?

- Mówię ci to po raz pierwszy i ostatni - złapał rękojeść noża i wycelował we mnie ostrzem. - Nigdy nie kpij z umiejętności kulinarnych Włocha.

- Jesteś Włochem? - zaintrygował mnie.

Martin popatrzył na mnie, na nóż i znów na mnie. Po chwili położył go przed sobą i zakręcił nożem na blacie tak, że rękojeść wycelowała we mnie.

- Nie - wykrzywił usta w przebiegłym uśmiechu.

- Ale...

- Ale nauczę cię przyrządzać prawdziwe włoskie spaghetti. Chodź tu.

Ani drgnąłem. Byłem kompletnie wytrącony z równowagi. Już nie mogłem się połapać w tych jego zmiennych nastrojach i nie miałem cholernego pojęcia, kiedy jest poważny, a kiedy żartuje. W jego towarzystwie z pewnością nie mogłem sobie ufać.

Pochylił się w moją stronę, wspierając ręce na blacie.

- Co powiesz na pewien... układ? - zrobił pauzę przy ostatnim słowie, zaciekawiając mnie. - Pomożesz mi zrobić spaghetti, a ja w zamian odpowiem na kilka twoich pytań.

- Pytań?

- Wiesz, o co mi chodzi.

Wiedziałem aż za dobrze. Uznał, że pozwoli mi zajrzeć do swojego świata.

Bez słowa zszedłem ze stołka i okrążyłem wysepkę. Stanąłem przy nim, a on podsunął mi deskę do krojenia oraz nóż. Wziąłem go do ręki i chwyciłem pomidora. Martin oparł się o blat i przyglądał się z zagadkowym uśmiechem. Przełknąłem ślinę i przeciąłem pomidora na dwie nierówne połówki, które zakołysały się lekko na desce. Spojrzałem się na niego, a on tylko pokręcił głową.

GazeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz