Rozdział 7

498 69 53
                                    

Ruszyłem w stronę wyjścia wyczuwając za sobą obecność Gabriela. Słyszałem szepty za swoimi plecami, ale w tym momencie nie obchodziło mnie to, co sobie o mnie myślą. Gdzieś w głowie coś mi mówiło, że może to wyglądać tak, jakbym był zazdrosny o Agnes. W sumie niech sobie tak myślą, lepiej dla mnie.

Otworzyłem drzwi i od razu uderzyło mnie chłodne, orzeźwiające powietrze. Zerknąłem w stronę drzew stwierdzając, że to dobre miejsce na „przyjacielską pogawędkę", bo gdyby ktoś pokusił się o zerknięcie przez okno, to niestety – rozczarowałby się. Nie potrzebowałem żadnych świadków naszej rozmowy. Chciałem wypytać go o różne rzeczy, a przez to chłodne powietrze mój umysł trochę odżył, po znaczącej ilości wypitego alkoholu.

- O co chodzi, Sev?

Odpowiedziałem mu dopiero, kiedy doszliśmy pod niewielkie zbiorowisko sosen, otaczających nas z każdej strony. Odwróciłem się do niego i podszedłem bliżej, ponieważ nic nie widziałem w tych ciemnościach.

- To ja powinienem o to zapytać. O co ci chodzi?

- O co mi chodzi z czym?

- Mówię o tych wszystkich... sytuacjach.

- Sytuacjach? – przybliżył się do mnie, a ja cofnąłem się machinalnie w tył.

- Wiesz o czym mówię, a szczególnie o wczorajszym dniu...

- Więc... Co takiego stało się wczoraj? – znów się przybliżył, więc dałem krok w tył.

- Nie udawaj gł... – nie dokończyłem, bo w tym momencie moje plecy trafiły na coś twardego.

Przejechałem dłońmi po chropowatej powierzchni domyślając się, że to pień drzewa.

- Mam nie udawać? – w słabym świetle księżyca dostrzegłem jego twarz. – Sev, ja nic nie udaje.

Stał teraz tak blisko... Cholera. Jak zrobi jeszcze jeden krok, to usłyszy szaleńcze bicie mojego głupiego i naiwnego serca.

Chwila, o czym on mówi?

- Nie wiesz, co mówisz... Jesteś pijany.

Jego dźwięczny śmiech dotarł do moich uszu. Zadrżałem.

- Być może, ale na pewno wiem, co mówię.

- Więc może powiesz mi o co chodzi z tą całą Agnes? – skrzyżowałem ręce na piersi, przypominając sobie po co w ogóle go tu zaciągnąłem. Miałem do niego tak wiele pytań, ale moje myśli skupiły się akurat tylko na tym fakcie. Przynajmniej w tej kwestii nie wyjdę na głupka.

Reszta sytuacji, to tylko moje wyobrażenia, prawda? Cholera, stoi za blisko.

- Agnes? – zmarszczył brwi, chyba nie spodziewając się akurat tego pytania. – Ach... Łudząco podobna do ciebie, nie sądzisz? – odgarnął mi kosmyk włosów, uśmiechając się czarująco. - Tylko po to mnie tu zaciągnąłeś? Jesteś zazdrosny?

- Nie, ja... To znaczy... Jesteś... – poczułem dotyk na swojej ręce, więc spojrzałem w dół. Gabriel ścisnął moją dłoń, a mnie przeszyło gorąco.

- Zazdrosny o nią? Czy o mnie?

Zajrzałem mu w oczy, które przepełnione były czymś, czego nie potrafiłem rozszyfrować.

- Ty... Czy ty...

Spostrzegłem mały błysk w jego oczach, który spowodował ciepło w moim podbrzuszu. Po słowach które nastąpiły, miałem już pewność.

- Zachowajmy to dla siebie – podparł się jedną ręką o pień, tuż przy mojej głowie. – Jeszcze jakieś pytania? – jego głos zniżył się do uwodzicielskiego szeptu.

GazeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz