- ... ale tu nie ma nic do żarcia.
- Dobra, to zróbmy tak. Razem z Jackobem zaczniemy pichcić coś z tego, co tu jest, a wy ruszycie wasze małe dupki do sklepu.
Usłyszałem głosy dobiegające z kuchni, które wybudziły mnie z drzemki, ale jakoś nie specjalnie się tym zainteresowałem. Postanowiłem, że pośpię jeszcze trochę. Przewróciłem się na drugi bok i okryłem szczelniej kocem, chociaż było mi całkiem ciepło. Balansowałem już na pograniczu snu, gdy coś posmyrało mnie po nosie.
Durna mucha. Czego ona chce?Zmarszczyłem nos i smyranie ustało. Gdy ponownie zasypiałem, jak na złość znów przyleciała, ale tym razem usiadła na moim policzku. Otworzyłem wściekły oczy i pierwsze co zobaczyłem, to przeraźliwie blisko mojej twarzy, twarz Bastiana, który trzymał między palcami swój kosmyk włosów. Zaśmiał się na moją reakcję, gdy w szoku szybko usiadłem do pionu.
- Dobra Scott, ruszaj się i lecimy. Nasza chora królewna musi przecież coś zjeść, skoro spaliła swój obiad - powiedział kiedy już przestał się śmiać.
- Dobra, ale ty płacisz. Cześć i Cześć Sev - machnął ręką i nawet nie czekając, aż mu odpowiem, wyszedł za Bastkiem.
Rozejrzałem się wokół nie wiedząc co się właściwie dzieje i czemu wszyscy są w moim domu. Wyplątałem się z koca, o mało nie lądując na podłodze przy próbie wyswobodzenia się i poszurałem stopami do kuchni, gdzie przy blacie stała Lexi z Jackobem.
- Ktoś mi powie, co tu jest grane?
- Najpierw to ty weź tabletki bo już jest dawno po piętnastej - spojrzała na zegarek. - Nie odbierałeś więc zadzwoniłam do twojej mamy i... Aa... Oddajesz mi kasę za połączenie - walnęła mnie łokciem w ramię. - Mogłeś mi powiedzieć, że już wyjechała.
Połknąłem tabletkę i popiłem wodą. Dzisiejszego ranka tyle się wydarzyło, że moim najmniejszym zmartwieniem było poinformowanie Lexi o tym, że mojej mamy nie ma już w kraju.
- Czyli, że mamy wolną chatę?! - odwróciłem się i spojrzałem na Ashtona, który właśnie wbiegł do kuchni, trzymając stos płyt z filmami.
- Tak jakby. Co wy niby macie zamiar tu robić?
- Nie martw się, nie zdemolujemy ci chaty. Lexi mówiła, że zajrzy do ciebie po lekcjach, bo podobno jesteś chory, więc się przyłączyliśmy - odparł Jakcob, krojąc pomidory.
- Jack'ie i Gabs specjalnie dla ciebie zerwali się z lekcji - dogryzła blondynka, uśmiechając się pod nosem.
Na samo wspomnienie o zielonookim poczułem ciepło rozlewające się po moim serduchu, a myśl, że jest w moim domu doprowadzała mnie do czegoś, w rodzaju paniki. Zastanawiałem się właśnie gdzie się podział mój chłopak, gdy moją szyję objęło czyjeś ramię.
- Mieliśmy zastępstwo - spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się ciepło. - Jak się czujesz?
- Lepiej - odwzajemniłem uśmiech. Boże, jak ja bym chciał go teraz pocałować... - Ale pójdę na górę się przebrać. Gorąco mi się zrobiło od tych ubrań.
- Gabs, może pomógłbyś mu? - Lexi popatrzyła na nas z podstępnym uśmieszkiem. - No wiesz, skoro do tej pory już spalił obiad, mógłby jeszcze spaść ze schodów czy coś... - wymieniliśmy spojrzenia i już wiedziałem co knuje.
- Dam radę. Nie musi...
- Bardzo dobry pomysł Lex. Mogłoby mu się zakręcić w głowie od tego gorąca - poczochrał mi włosy i popchnął w stronę schodów. - Będę asekurował naszą królewnę.
CZYTASZ
Gaze
RomanceGAZE (wym. /ɡeɪz/) Sev za dnia jest zwykłym, szarym chłopakiem, który za pomocą jednej, małej rzeczy zdobiącej jego nos, stara się ukryć przed światem swój sekret. Jego dotychczas spokojne życie wywraca się do góry nogami, gdy przypadkiem wpada na n...