Przez kilka następnych dni dobry nastrój ślizgonów nie znikał, mimo że nauczyciele byli ostatnio bardzo surowi i uczniowie spędzali cały swój czas na odrabianie zadań domowych i naukę zaklęć.
Riddle oczywiście nie musiał się niczego uczyć po lekcjach. Był tak dobrym uczniem, że pisanie eseji na trudne tematy dotyczące eliksirów żywej śmierci albo kamieni księżycowych nie sprawiało mu problemów i zajmowało maksymalnie godzinę dziennie.
Tom poświęcał więc cały swój czas na planowanie, rozmyślanie i przeglądanie starych szkolnych kronik.
Po skończeniu zajęć OPCM Tom udał się do salonu. Inni mijali go z podziwem. Nie tylko dlatego, że był Tomem Riddlem, ale także dlatego, że był chyba jedynym uczniem, któremu cokolwiek wychodziło na lekcjach z profesor Merrythought.
- Dzień dobry, klaso. Proszę dobrać się w pary - powiedziała pani profesor dziarskim tonem prawie godzinę temu. - Dzisiaj ponownie będziemy ćwiczyć zaklęcia niewerbalne.
Był to już drugi raz, kiedy uczniowie ćwiczyli zaklęcia niewerbalne, ale do tej pory wychodziło to tylko Riddle'owi.
Ślizgon wspominał właśnie, jak Merrythought wychwalała jego umiejętności, otwierając kolejną szkolną kronikę.
Do tej pory nie znalazł jeszcze nic o Opprah Kent, ale nie zamierzał rezygnować. Zostało mu przecież jeszcze tyle kronik.
I nagle coś zauważył. Na jednym ze zdjęć z 1922 widać było uśmiechniętą blondynkę, niesamowicie podobną do Charlotte. Niestety podpis pod zdjęciem był zamazany.
Tom wyciągnął różdżkę i kilka razy mruknął coś pod nosem, aby tusz się ukazał, ale to nic nie dało. Widocznie na tą stronę wylał się kiedyś jakiś eliksir.
Riddle przejrzał pozostałe zdjęcia z tego samego roku i w końcu znalazł to czego szukał a nawet więcej.
- Opprah Kent, Patty Migdoen i Richard Wood z pucharem domów - przeczytał cicho i uśmiechnął się. Czyli to znaczy, że ojciec Charlotte także był czarodziejem.
Teraz już wiedział, kim była Opprah, ale na wszelki wypadek przejrzał jeszcze kilka następnych stron.
- Cześć, Tom - przywitała się Walburga Black, wchodząc do pokoju wspólnego z grupką przyjaciół.
Riddle zmarszczył brwi. Już dawno przestał negatywnie reagować na imię ,,Tom", mimo wszystko nadal przyprawiało go ono o mdłości. Nie mógł jednak pozwolić, aby wszyscy nazywali go Lordem Voldemortem. W szkole było to jeszcze dość niebezpieczne i lekkomyślne. I tak sporo osób już o tym wiedziało.
Skinął głową w ich kierunku, pozwalając jej kontynuować.
- Mam pomysł, jak będziemy mogli usunąć z nas podejrzenia - zachichotała złowieszczo. Tom słuchał dalej. - Kilka osób pójdzie późno na kolację i będzie w wielkiej sali, kiedy to się stanie.
Riddle z trudem powstrzymał się od prychnięcia. Ta głupia dziewczyna naprawdę myślała, że o tym nie pomyślał?
- I jeszcze kilka osób może przy okazji, niechcący zostać rannych - dodała. - Oczywiście tylko będą udawać. Chodzi o to, żeby nikt nie nabrał podejrzeń, że to spotkało tylko szlamy.
Tak naprawdę Tom miał w głębokim poważaniu, kto akurat będzie przechodził korytarzem. Chodziło tylko o to, aby wywołać zamęt i strach w szkole. Przecież i tak większość uczniów wiedziała, że wszystko, co dziwne i niepokojące to sprawka Riddle'a, ale nikt nie był na tyle odważny, aby zacząć węszyć (może pomijając niektórych bezmózgowców w Gryffindorze, dla których zazwyczaj nie kończyło się to dobrze). Chodziło tylko o to, aby nie mieć dowodów i żadnych niepotrzebnych pytań zadawanych przez profesorów.
Pomysł Walburgi był dobry, ale jeżeli ślizgoni będą tylko udawać, ktoś w końcu się domyśli, że coś tu nie gra. Riddle nie lubił wykorzystywać swoich przyjaciół, ale czasami po prostu musiał...
- Znakomity pomysł, Black - rzekł, o dziwo, bez nutki kpiny w głosie, na co ona uśmiechnęła się z wyższością. - Oczywiście potem wybiorę tych ślizgonów osobiście. Teraz muszę już iść. Mam dyżur na korytarzach.
Bez zbędnych słów, skierował się w stronę wyjścia.
Nie kłamał; naprawdę miał dzisiaj dyżur w tej opustoszałej szkole. Bardzo lubił te wieczory. Miał wtedy wszystkich uczniów pod kontrolą i, bez zbędnych wyjaśnień, mógł odjąć komuś sporo punktów za późne przebywanie poza dormitorium.
Dzisiaj jednak miał inne plany. Udał się w kierunku wieży Ravenclaw, aby odszukać ducha, na rozmowę z którym czekał tak długo.
Idąc przez zamek, cały czas rozglądał się we wszystkie strony, aby na nikogo nie wpaść.
Ślizgon odetchnął z ulgą, kiedy zauważył ducha wysmukłej dziewczyny na samym szczycie jednej małej wieży. Było to bardzo ustronne miejsce, więc nikt nie mógł ich podsłuchać.
Helena z pewnością była bardzo piękna za życia. Miała długą do ziemi pelerynę i włosy do pasa, ale jej postać wydawała się wyniosła i dumna.
- Dlaczego tutaj jesteś? - zapytała dziewczyna, nawet się nie odwracając. - Jest już cisza nocna.
- Jestem prefektem naczelnym - odparł Tom cicho uprzejmym tonem.
- Więc chyba powinieneś patrolować korytarze - zauważyła.
Riddle uśmiechnął się.
- Masz rację. Chciałem tylko wiedzieć...Byłem po prostu ciekaw, czy to co mówią o tobie inne duchy to prawda.
- A co mówią? - zapytała z pogardą, patrząc na niego chłodno.
- Od wielu z nich słyszałem, że jesteś niezwykle mądra.
Szara Dama nie mogła się zarumienić, ale na jej policzkach pojawiły się białe plamy.
- Cóż, nie dziwię się. Jesteś córką samej Roweny Ravenaw.
- Skąd o tym wiesz? - zapytała szybko, drżącym głosem.
- Kiedyś usłyszałem. Nie pamiętam od kogo. Wybacz mi - rzekł cicho. - Chyba powinienem wracać.
Udał się w kierunku schodów.
- Miło było cię poznać, Heleno.
- Zaczekaj! - krzyknęła za nim, a on uśmiechnął się tryumfalnie i obrócił twarzą do niej ze zdziwioną miną. - Jak się nazywasz?
- Tom Riddle.
- Chyba nigdy nie spotkałam żadnego Riddle'a w Hogwarcie.
- Och, to prawda. Mój ojciec był mugolem. Zostawił matkę, kiedy była ciężko chora. Wychowywałem się w sierocińcu.
- Nie wolałeś do niego wrócić?
- Nie. Nigdy nie zastanawiał się, co się ze mną stało. - Tom wzruszył ramionami. Helena pewnie widziała przed sobą chłopca, który jest bardzo smutny, ale stara się być obojętny na to wszystko. W rzeczywistości Tom dawno się tak dobrze nie bawił.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz? - zapytała, marszcząc brwi.
- Sam nie wiem. Właściwie to jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówiłem...Mam wrażenie, że mogę ci zaufać.
Szybko otarł sztuczną łzę.
- Mówisz, że jestem córką Roweny tak, jakby było to coś cudownego.
- Z pewnością wiele mogłaś się od niej nauczyć...
- Tak. Ale i tak przez całe życie tkwiłam w jej cieniu. Tak jakby mnie w ogóle nie było. Czasem miałam wrażenie, że też niewiele ją obchodzę - powiedziała zduszonym głosem. Najwyraźniej długo to w sobie nosiła i w końcu postanowiła komuś się zwierzyć. O to właśnie chodziło Tomowi.
- Chyba jesteśmy podobni - zauważył Riddle opanowanym głosem, a ona nieśmiało skinęła głową. - Powinienem już iść. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Jej twarz rozjaśnił lekki uśmiech, co sprawiło, że Tom po raz kolejny uznał, iż wygrał tę rundę.
- Do widzenia, Tom.
- Do zobaczenia.
Riddle zszedł po schodkach w dół z miną zwycięzcy. Przeszedł jeszcze kilka metrów, zanim usłyszał kroki i zauważył dziewczynę z blond włosami znikającą w ciemnym korytarzu.
CZYTASZ
Chamber of Riddle
Fanfiction,,Zrodziłem się więźniem, By tkwić za kratami. Z wściekłością rozniosłem je w pył. Choć Riddle'ami zatrutą mam krew, Z Gauntów jestem. To oni sprawili, Żem się już z okowów uwolnił." ☆☆☆ - Widzisz, to ciebie różni...