- Proszę, proszę... - powiedział i usiadł na fotelu w pokoju wspólnym ślizgonów. Wszyscy już wrócili z balu i teraz rozmawiali przyciszonymi głosami o całym zajściu, chichocąc co jakiś czas. - Moje gratulację, Rosier. Ta szlama wylądowała w skrzydle szpitalnym.
Ślizgon zrobił dumną minę, wyraźnie z siebie zadowolony.
- To nie było takie trudne...
- Szkoda tylko, że Dumbeldore już wie, że to klątwa i ktoś z nas za to odpowiada.
Twarz Rosiera stężała. Jego zadowolona mina zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
- Wie? - zapytał cicho.
- Tak, Rosier, i zastanawiam się skąd.
Wszyscy z uwagą przysłuchiwali się tej rozmowie. Nikt nawet nie odważył się drgnąć.
- J-ja... - zawahał się - ja mogłem przypadkiem coś tam zostawić.
Tom kręcił kciukami młynka, oczekując odpowiedzi. Wszyscy wstrzymali oddech.
- Kupiłem to od Burkesa w lato. Powiedział, że nie można tego dotykać, bo stanie się coś strasznego...To była taka mała, niebieska broszka.
Spojrzał niepewnie na Riddle'a i kontynuował:
- Kręciłem się trochę po zamku, aż dostrzegłem tą szlamę z Gryffindoru wychodzącą z łazienki. Położyłem tą broszkę na schodach, a ona ją zauważyła i wzięła. Myślałem, że ten stary Burkes mnie oszukał, bo nic się nie stało, ale po kilku minutach zemdlała. Tylko że wtedy była tam już z kilkoma osobami.
- A oni wezwali pomoc i broszka trafiła do Dumbeldore? - zapytał Tom, chociaż znał już odpowiedź. Rosier skinął głową.
- Chyba tak. Ale wróciłem, zanim przyszli.
Riddle stukał palcami o poręcz fotela. Było to bardzo denerwujące i pełne napięcie czekanie. Ciszę przerwał Bateson:
- Ale skąd Dumbeldore wie, kto za tym stoi?
- Na razie to tylko podejrzenia. Ten starzec nie ma jeszcze żadnego dowodu.
- Jeszcze? - zapytała Fiona Crabbe.
Riddle westchnął ciężko.
- No cóż...Można powiedzieć, że chyba nie za bardzo przypadłem do gustu mojej partnerce na balu. Wie więcej niż mógłbym się spodziewać. Domyśla się nawet, że specjalnie wrobiłem tego półgłówka Hagrida - prychnął. - Tak się składa, że ta szlama, którą dzisiaj tak załatwiłeś, Rosier, to jej przyjaciółka.
Niektórzy wydali zduszony okrzyk.
- Ale nie przejmuj się tak - rzekł sztucznie zatroskanym głosem. - Znajdź sobie jakieś sensowne alibi. A Wood zajmiemy się później.
Tym zdaniem uciął całą dyskusję i wyciągnął z torby stary podręcznik do transmutacji. Chciał koniecznie wiedzieć cokolwiek o przeszłości Charlotte. Kiedyś usłyszał gdzieś, że dziewczyna jest wychowywana przez jej mugolską ciotkę, więc interesowało go głównie to, co stało się z jej rodzicami i co sprawiło, że zależy jej bardziej na prawdzie niż własnym bezpieczeństwie.
Ślęczał nad powycieranymi stronnicami kilka godzin, nie dowiadując się niczego interesującego. Kiedy zagar w kącie salonu wybił drugą w nocy, Tom zamknął podręcznik i udał się do dormitorium.
Następnego dnia wielu uczniów wyjeżdżało na ferie świąteczne do domów.
W zamku panował chaos. Kufry latały w powietrzu, nauczyciele poganiali wszystkich spoźnialskich, a Irytek latał po korytarzach, rzucając kredą w kogo popadnie.
W pokoju ślizgonów stopniowo robiło się coraz puściej, aż w końcu zostali tam tylko Tom, Rosier, Parkinson, dwie czwartoklasistki i trzech młodszych ślizgonów.
Riddle nie był zbyt zadowolony, że jego przyjaciele zostają na święta. To był jedyny czas w roku, kiedy mógł wreszcie w spokoju pomyśleć, nie zaprzątając siebie głowy ich problemami.
Rodzina Parkinsona wyjeżdżała w tym roku do Norwegii, a Rosier był na tyle naiwny, aby sądzić, że dotrzymanie towarzystwa Riddle'owi w święta sprawi, że jego błąd zostanie zapomniany lub wybaczony. Tom został z tego samego powodu co zawsze - tylko w Hogwarcie coś znaczył.
Kilka godzin później, kiedy w zamku zrobiło się niepokojąco cicho z powodu wyjazdu tylu osób, Riddle zabrał z dormitorium swoją szatę wyjściową i wyszedł z pokoju wspólnego.
Miał już dość towarzystwa swoich przygłupich zwolenników. Gdyby tylko w Hogwarcie był ktoś równie inteligentny jak on...
Zatrzymał przed drzwiami do gabinetu Slughorna i już miał zapukać, kiedy usłyszał znajomy głos, co w ułamku sekundy napełniło go złością, rozbawieniem i jakąś dziwną satysfakcją.
Zaczął nasłuchiwać.
- Przykro mi, że zdarzyło się to przed samymi świętami. Jeszcze w dodatku na tym pięknym balu. Straszne. Straszne! - oznajmił Slughorn.
- Profesor Dumbeldore mówił, że Gwendolin z tego wyjdzie. W Mungu się nią zajmą - powiedziała pewnie, chociaż wszystko wskazywało na to, że próbuje pocieszyć samą siebie.
A więc ta mała szlama trafiła do Munga, pomyślał Tom i uśmiechnął się kpiąco.
- A to...Ta rzecz...która leżała obok niej...
- To jakaś broszka. Nigdy wcześniej jej nie miała. Profesor Dippet i profesor Marythought mieli się nią zająć.
Nauczyciel eliksirów westchnął ciężko.
- Chciałem ci coś poradzić, moja droga. Wiem, że w szkole czasem dzieją się niepokojące rzeczy. Większość to tak naprawdę zwykłe wybryki uczniów, ale to...Na pewno, jako przyjaciółka panny Finch, chcesz znaleźć winnego?
Nastała cisza, a potem Slughorn kontynuował:
- Porozmawiaj z Tomem Riddlem. - Ślizgonowi stanęło serce. Czyżby Slughorn zaczął podejrzewać o coś swojego ulubionego ucznia? - W zeszłym roku wskazał winnego i to...COŚ przestało atakować uczniów.
Riddle miał ochotę się roześmiać.
- Znam Rubeusa Hagrida - mruknęła urażona. - Wiem, że to nie mógł być on.
- Oczywiście, tak. Nie to miałem na myśli - poprawił się natychmiast. - Ja też uważam młodego Hagrida za...za bardzo zdolnego ucznia. Chodzi mi o to...Tom jednak jakoś do tego doszedł i...
- ...i popełnił błąd - dokończyła.
- Może tak było. Ale to dobry chłopak. Chcę, żebyś wiedziała, że kiedy będziesz potrzebować pomocy, on na pewno ci jej udzieli.
- Dziękuję, profesorze, ale sama dam sobie radę. Mogę już iść?
- Tak...Tak, naturalnie.
Riddle szybko zapukał i wszedł do środka, kiedy Slughorn odpowiedział: ,,Proszę".
Charlotte zmierzyła go krytycznym spojrzeniem, ale nauczyciel był widocznie rozbawiony.
- O wilku mowa! - wykrzyknął, a ślizgon udawał zdziwionego. - Tylko rozmawialiśmy o tym, że zawsze chętnie pomożesz pannie Wood w...W różnych rzeczach.
- Z największą przyjemnością - powiedział uprzejmie chłopak i skłonił się delikatnie w stronę blondynki, chcąc zobaczyć jej oburzoną minę.
- Sama umiem o siebie zadbać, Tom. Ale dziękuję za dobre chęci. Do widzenia, profesorze.
I wyszła, zamykając drzwi najgłośniej, jak umiała.
- Urocza dziewczyna, prawda? - zapytał Slughorn i puścił Riddle'owi oczko. - Całkiem śliczna.
- Nie wydaje mi się, aby mnie lubiła.
- Daj spokój, chłopcze. Musi cię lepiej poznać. Ładna z was para.
Tom skrzywił się nieznacznie i z całej siły starał się nie zacisnąć pięści.
- Przyniosłem szatę wyjściową, profesorze.
- Zmieniamy temat, co? - zaśmiał się mężczyzna. - Połóż tutaj.
Wskazał na biurko. Riddle posłusznie wykonał polecenie.
- Rozmawiałem z nią o jej biednej przyjaciółce.
- Czy wiadomo w końcu, co się jej stało? - zapytał Tom, chociaż dobrze wiedział, jaka jest odpowiedź.
- Dotknęła jakiegoś czarnoksięskiego przedmiotu - westchnął profesor i machnął ręką. - Nie mówmy już o tym.
Riddle pogładził czarny pierścień Marvola i powiedział cicho:
- Powinienem już iść, profesorze. Oczywiście, jeśli mogę.
- Tak. Tak, powinieneś. - Spojrzał na swój stary zegarek. - Wielkie nieba! Już prawie dziewiąta. Zmykaj, Tom. Tym razem do pokoju wspólnego ślizgonów.
Tom skrzywił się nieco i mruknął:
- Ach...
- Tak. Profesor Dumbeldore mi powiedział. Nie jestem na ciebie zły, ale chcę, żebyś uważał.
Gdyby tylko stary profesor wiedział, że za wszystkie złe rzeczy, które dzieją się w tej szkole, odpowiada jego ulubiony uczeń...
- Ma pan rację. Dobranoc.
- Dobranoc, chłopcze.
Riddle tym razem naprawdę pokierował się w stronę swojego dormitorium. Był prawie przy wejściu do salonu, kiedy usłyszał jakiś hałas. Dochodził z sąsiedniego korytarza.
Ślizgon, bez wahania, ruszył naprzód, gnany ciekawością.
- Lumos - szepnął. Ktoś zgasił tu wszystkie pochodnie. Riddle kilka chwil krążył po omacku, próbując coś dostrzec.
I wtedy ktoś krzyknął.
Krzyk mroził krew w żyłach i sprawiał, że włosy stawały dęba. A przynajmniej byłoby tak, gdyby Tom nie słyszał w swoim życiu gorszych wrzasków.
Mimo wszystko, coś go w nim zaniepokoiło.
Położył dłoń na jednej z klamek i delikatnie ją nacisnął.
CZYTASZ
Chamber of Riddle
Fanfiction,,Zrodziłem się więźniem, By tkwić za kratami. Z wściekłością rozniosłem je w pył. Choć Riddle'ami zatrutą mam krew, Z Gauntów jestem. To oni sprawili, Żem się już z okowów uwolnił." ☆☆☆ - Widzisz, to ciebie różni...