Harry Potter po raz kolejny siedział w gabinecie dyrektora. Zastanawiał się, co o tym wszystkim myśleć.
- Dobrze jest wiedzieć o Tomie Riddle'u wszystko. Wszystko, Harry.
Gryfon pokiwał głową. Dumbeldore wiedział, że chłopak czuje się niepewnie.
- Ty dysponujesz wielką bronią Harry. Takiej broni nie posiada Voldemort.
- Tak, wiem. To...
- ...miłość. Tak, Harry. Pewnie uważasz, że to nie jest jakaś szczególna moc, ale pomyśl. Ile razy to właśnie ona Cię uratowała?
Harry natychmiast pomyślał o swoich rodzicach, o Syriuszu, o tych wszystkich ludziach, którzy woleli zginąć niż wydać go w ręce Voldemorta.
- Ona zawsze mnie ratowała - powiedział cicho.
- Widzisz, Harry. To ciebie różni od Toma Riddle'a. On nie potrafi kochać.
Gryfonowi zaczęło się wszystko mieszać. Czy Dumbeldore właśnie mu nie udowodnił, że było jednak inaczej?
- A ta dziewczyna, profesorze? Charlotte Wood?
- Zastanawiasz się pewnie, dlaczego ci o niej odpowiedziałem. No cóż...Ujmijmy to może nieco inaczej: Tom uważa miłość za słabość, ludzką ułomność. To bardzo cenna informacja.
- Czyli gdyby chciał, mógłby kogoś kochać?
- A nawet z wzajemnością.
Harry gorączkowo się nad czymś zastanawiał.
- Kiedy pan mi to opowiadał, to na początku myślałem, że Riddle tylko ją wykorzystuje. Ale potem...
- Troszczył się o nią, prawda? A to naprawdę niespotykane u Lorda Voldemorta.
Widząc zdziwioną minę Harrego, kontynuował:
- Dlaczego Tom tak polubił Charlotte? Według niego była inna niż wszystkie. Wtedy świat w Hogwarcie dzielił się na takich, co wielbią Toma i na takich, co się go boją. Tylko jedna Charlotte Wood nie była na tyle głupia, aby go słuchać i była na tyle odważna, żeby się go nie bać.
- Więc dlaczego ją tak nagle zostawił?
- Był tchórzem, Harry. Na początku wmawiał sobie, że jest dla niego zagrożeniem i musi trzymać ją pod kontrolą. Z czasem przyszła do niego jednak bolesna prawda: czuł do niej coś więcej niż do każdej innej dziewczyny, jaką kiedykolwiek spotkał.
- A czy ona też go kochała?
- Och, tak. Jestem tego pewien. - Dumbeldore uśmiechnął się na widok zdziowionej miny Harrego. Gryfon jakoś zupełnie nie mógł sobie wyobrazić chłodnego Toma Riddle'a, którego spotkał cztery lata temu w Komnacie Tajemnic, z roześmianą blondynką u boku. - Na początku uważała, oczywiście, że jest okropnym człowiekiem. Ale znała jego historię, a przynajmniej jej ułamek. Sądzę, że dostrzegła w nim coś, czego nie mógł dojrzeć nikt inny.
- To znaczy?
- Dostrzegła to, co ty nie tak dawno, Harry. Czy przypadkiem nie ty żałowałeś tego biednego chłopca z mugolskiego sierocińca?
- ...który ostatecznie został mordercą - dokończył Harry.
- To prawda, że Tom miał o sobie duże mniemanie. Ale pomyśl, co by się stało, gdyby jego matka żyła, zapewniając mu normalny dom. Czy byłby tym, którego znamy dzisiaj pod innym imieniem?
- Ja też nie miałem łatwego dzieciństwa! - powiedział Harry zbolałym tonem.
- Ale wiedziałeś, że twoje wujostwo cię przygarnęło. Nawet w najgorszych chwilach czułeś, że może jednak coś dla nich znaczysz. I przecież zawsze wiedziałeś, że rodzice bardzo cię kochali.
I Harry w tym momencie uświadomił sobie, że dyrektor ma chyba jednak rację...
- A wracając do Charlotte i Toma, to nie wspomniałem ci, że właściwie byłem przeciwny temu, aby poszli razem na bal. Ale Horacy mnie namówił...Wiedziałem, że Charlotte to bardzo odważna i silna dziewczyna, mimo wszystko bałem się o nią. Już wtedy zdawałem sobie sprawę z tego, jaki jest Tom Riddle. Powiedziałem jej, że jeżeli chce, ma prawo się nie zgodzić.
- Ale się zgodziła.
- Właśnie. Sądzę, że już wtedy wiedziała trochę o przeszłości Toma. Miała bardzo dobre serce. Tiara przydziału nie myliła się co do niej.
Dumbeldore westchnął ciężko i splótł swoje palce razem.
- Dlaczego to się tak skończyło?
- Widzisz, Harry. Dla niektórych czasem nie ma już ratunku. Tom Riddle zabił biedną Martę Warren, swojego ojca i dziadków, a wuja wysłał do Azkabanu. Już dwukrotnie rozdzielił swoją duszę. Było dla niego za późno. Po takich zbrodniach raczej ciężko byłoby przyznać się do miłości. Wiesz...Voldemort nigdy nie był kochany. Wiedział, że jego ojciec został otruty eliksirem miłosnym. Panna Wood jako pierwsza obdarzyła go tym uczuciem. Myślę, że mogłaby go jeszcze nauczyć kochać. Czasem żałuję, że Charlotte i Tom nie poznali się wcześniej. Może, kto wie, nie musiałbyś teraz wysłuchiwać historii na jego temat i nie miałbyś tej blizny na czole.
- Sądzi pan, że wszystko potoczyłoby się inaczej?
- Jestem tego pewien, Harry.
Harry przez chwilę zastanawiał się nad zadaniem tego pytania, ale ostatecznie uznał, że nie jest chyba dość wścibskie.
- Skąd pan to wszystko wie, panie profesorze?
- No cóż - Dumbeldore uśmiechnął się - byłem wtedy nauczycielem. Miałem wiele okazji do obserwowania Toma Riddle'a. Pozatym kilka lat po ukończeniu Hogwartu odwiedziła mnie panna Wood. Była trochę załamana.
- Co? - zapytał zaskoczony Harry.
- Było to w najgorszym dla czarodziejów okresie. Volemort rosnął w siłę. Odwiedziła mnie pewnego dnia młoda kobieta, moja była uczennica, która chyba jak nikt inny zdołała zrozumieć Toma...
- I wciąż go kochała? - zapytał Harry.
- Nie wiem, czy była w stanie, po tym wszystkim, co zrobił, ale dalej nie mogła uwierzyć, że jest zdolny aż do takich rzeczy. Powiedziała mi to, czego nie wiedziałem do tej pory. Chyba nie mogła już tego w sobie dusić. Ale raczej nigdy nie spodziewała się, że te informacje mogą okazać się tak cenne. Chociaż...Jestem pewny, że i tak nie powiedziała mi wszystkiego.
- Ale kiedy Voldemort przestał ją tak obserwować, nie przyszła do Pana?
- Była bardzo bystra. Na pewno zdawała sobie sprawę, że za wszystkie niepokojące rzeczy jest odpowiedzialny Tom. Ale nie. Nie przyszła.
- Bała się?
- Nie, Harry. Kochała. A, jak wiesz, miłość potrafi czasem zaślepić.
Harry kiwnął głową, składając wszystkie informacje z dzisiejszego dnia w jedną całość. Przez tą rozmowę nawet nie zauważył, że jest już bardzo późno. Dumbeldore chyba pomyślał o tym samym.
- Rety, jak szybko mija ten czas, kiedy rozmawia się o tak interesujących rzeczach - zachichotał. - Idź już, Harry. Na pewno jesteś zmęczony.
Gryfon wstał i podszedł do drzwi. Prawie złapał za klamkę, kiedy uświadomił sobie, że chce jeszcze o coś zapytać.
- Profesorze, co stało się z Charlotte?
- Zdziwiłem się, że nie zapytałeś wcześniej, Harry - westchnął starzec. - Po Hogwarcie przez trzy lata szkoliła się na aurora.
- Udało jej się?
- O, tak. Była bardzo zdolna. Niestety w ministerstwie władzę przejął Voldemort. Śmierciożercy szybko zorientowali się, że jest dla nich niebezpieczna.
Zamilkł na chwilę i spojrzał na Harrego.
- Siedemnastego marca 1958 roku, w nocy, pani Cattermole, mieszkająca w małym miasteczku na północy Anglii, zauważyła dwóch tajemniczych ludzi wychodzących z domu panny Wood.
- Śmierciożercy - rzekł Harry, a profesor pokiwał głową ze smutkiem.
- Niestety masz rację, Harry. Zginęła z rąk Rosiera. Nie wiadomo, czy się broniła. Jej różdżki nigdy nie znaleziono.
- Voldemort im na to pozwolił?
- Myślę, że nic o tym nie wiedział. To był czas, kiedy Śmierciożercy mogli czasem działać na własną rękę.
Uśmiechnął się lekko do Harrego i dodał cicho:
- Nie wiem czy mogę uznać to za wiarygodną informację, Harry, gdyż pani Cattermole była strasznie przerażona, kiedy mi o tym mówiła, ale była w stanie przysiąc, że kilka godzin później widziała na własne oczy, jak Voldemort wchodzi do domu Charlotte Wood i po kilkunastu minutach wychodzi z niego, sprawiając wrażenie mniej wielkiego i mniej potężnego niż zwykle.
CZYTASZ
Chamber of Riddle
Fanfiction,,Zrodziłem się więźniem, By tkwić za kratami. Z wściekłością rozniosłem je w pył. Choć Riddle'ami zatrutą mam krew, Z Gauntów jestem. To oni sprawili, Żem się już z okowów uwolnił." ☆☆☆ - Widzisz, to ciebie różni...