Zakazany Las

2.6K 199 11
                                    

O tej porze w lesie jedynym źródłem światła był księżyc zawieszony nisko nad ziemią. Tom wyciągnął z szaty swoją cisową różdżkę.
- Lumos - szepnął Riddle, trzymając
ją w dłoni. Miał nadzieję, że dziewczyna zrobi to samo, ponieważ wtedy będzie mógł łatwiej ją znaleźć w tym ponurym lesie.
Większość uczniów Hogwartu bardzo bała się tego miejsca pełnego dziwnych i niebezpiecznych magicznych stworzeń. Zawsze trzymali się z daleka, tym bardziej, że Dippet stanowczo zabraniał wchodzenia do niego.
Tom jakoś nigdy nie odczuwał strachu na słowa ,,zakazany las". I tak uważał, że najbardziej niebezpieczną istotą w tym miejscu jest teraz on sam.
- Lumos - powiedział znajomy głos w głębi puszczy i Riddle uśmiechnął się szeroko. Czyli jednak była ciekawa, co Tom ma jej do powiedzenia...
Ruszył przed siebie, zagłębiając się w ciemne gęstwiny i potykając się o wystające konary drzew. Ale szedł szybko, równym krokiem. Nie miał zamiaru tracić czasu.
Doszedł w końcu do jakiejś polany oświetlonej blaskiem księżyca. Stała tam ciemna postać w szacie i patrzyła w górę na korony drzew, trzymając w dłoni różdżkę. Tom rozpoznał ją po długich jasnych włosach i szaliku Gryffindoru. Podszedł kilka kroków bliżej, całkowicie bezszelestnie.
- Wood - powiedział lodowatym tonem. Dziewczyna przestraszyła się, zrobiła szybki krok w tył i potknęła się o konar. Przed upadkiem uchronił ją Tom, który szybko złapał jej ramiona.
Kiedy postawił ją do pionu, mruknął poirytowany:
- Spokojnie. To tylko ja. - Zrobił wredny uśmiech, a ona westchnęła.
- To miało mnie uspokoić? - zapytała cicho.
- Oczywiście. Chyba, że wolisz wpaść na akromantule albo jakiegoś trolla.
- Właściwie to nie wiem, co jest gorsze.
Tom poczuł lekki przypływ złości, ale tylko zacmokał, kręcąc głową.
- Chyba nigdy nie byłaś w zakazanym lesie.
Charlotte nie musiała odpowiadać. To było od razu widać. Każdy najmniejszy szmer ją rozpraszał, a palce pobielały, mocno zaciśnięte na różdżce.
- Wyobraź sobie, że nie ciągnie mnie do takich miejsc. Tym bardziej z tobą.
- Bezemnie bałabyś się o wiele bardziej - stwierdził, nie zastanawiając się zbytnio nad sensem tych słów.
W oddali słychać było pohukiwanie sów oraz mrożące krew w żyłach, ciche wycie.
- Dlaczego tutaj i dlaczego tak późno? - zapytała, oddychając szybko.
- A który z uczniów lub nauczycieli wpadłby na pomysł małej przechadzki tutaj i o tej porze? - zapytał retorycznie.
- W Hogwarcie jest dużo miejsc, w których można porozmawiać na osobności.
- Ale żadne nie jest tak dobre. - Właśnie teraz przypomniała mu się jego rozmowa z Dumbeldorem, który rzekł, że kilka razy widział Toma i Charlotte razem. - Pozatym lubię, kiedy się boisz.
Wyprostowała się dumnie, ale nic nie powiedziała.
- Czego odemnie chciałeś, Tom? - zapytała po kilku chwilach. - Wydawało mi się, że nic nikomu nie powiedziałam.
- To winni się tłumaczą - mruknął wymijająco. - Nie przejmuj się. Postaram się, abyś wyszła z tego lasu żywa.
- Już czuję się lepiej - rzuciła ironicznie.
- Bądź wreszcie cicho - wycedził. - Mam propozycję.
- Jeżeli to znowu jakiś szantaż...
- Nie. Mówiłem, że masz być cicho - westchnął, przymykając powieki z irytacją. - Nie jesteś zbyt posłuszna, ale jesteś bystra. Powiedziałbym nawet, że zbyt bystra. I to dlatego tak dużo wiesz. Umiesz łączyć fakty. Gdyby w Hogwarcie było więcej takich uczniów, to podejrzewam, że już dawno zostałbym wydalony.
- Są tacy uczniowie, ale...
- ...Ale się boją - dokończył. - Wiem. Odwaga to twoja kolejna cecha. Też przydatna, no chyba że jest połączona z lekkomyślnością.
- O co ci chodzi?
- Ktoś taki jak ty...
Zamilkł. Nie za bardzo wiedział, jak powinien to powiedzieć, więc po prostu rzekł:
- Dołącz do mnie, Wood.
- Co? - zapytała cicho, upewniając się, czy aby na pewno dobrze usłyszała.
- Dołącz do nas.
- Do WAS? Masz na myśli tą grupę, która całymi dniami zastanawia się, jak usunąć ze szkoły szlamy?
- To ty to powiedziałaś, Wood - wyszeptał.
- Przykro mi, ale nie, Tom.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale pomyśl. Nikt już więcej nie skrzywdzi tych twoich przyjaciół...
- Nie będę twoim sługą.
Tom roześmiał się gorzko, a jego bladą twarz rozjasniło światło księżyca.
- To smutne, że tak to postrzegasz - powiedział z udawanym smutkiem. Tak naprawdę w ogóle nie był smutny albo zaskoczony. Mimo wszystko żałował, że się nie udało. W jego przyszłych szeregach przydałby się ktoś mądrzejszy niż ta banda głupców.
- Naprawdę myślałeś, że mogłabym prześladować innych dla Lorda Voldemorta?
Riddle dopiero teraz poczuł, jak jego skroń pulsuje ze złości.
- Jak śmiesz używać tego nazwiska! - krzyknął.
- To nie jest twoje nazwisko, Tomie Riddle'u.
Zacisnął pięści. Nienawidził tego imienia.
- Mam rozumieć, że nie dołączysz?
W nikłym świetle zobaczył, jak Charlotte kręci głową.
Po chwili wyciągnęła rękę w kierunku jego głowy, a on odruchowo zrobił pół kroku w tył.
- Co ty robisz? - zapytał szybko.
- Masz coś we włosach - odpowiedziała z nutą rozbawienia w głosie i wyjęła z nich jakiegoś liścia.
Tom przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu, czując jakieś dziwne mrowienie w okolicy żołądka i na czubku swojej głowy.
Głupota, pomyślał, i prychnął cicho. Charlotte też przez chwilę się w niego wpatrywała, po czym odwróciła się szybko.
- Słyszałeś coś?
- Nie.
Ale dźwięk się powtórzył i tym razem usłyszał go także Tom.
Brzmiało to jak tętent kilku kopyt przedzierających się przez bujną roślinność. Riddle uniósł przed siebie różdżkę.
Po chwili zza krzaków wyszedł centaur. Miał popielatą sierść, a jego rude, rozczochrane włosy sprawiały, że wyglądał wyjątkowo dziko.
Ale to nie był jedyny centaur. Tom naliczył conajmniej piętnaście innych głów tkwiących między drzewami. Poczuł odrazę. Miał wstręt do wszystkich mieszańców, mimo to postanowił być miły.
Schylił lekko głowę w kierunku rudowłosego centaura i opuścił różdżkę.
- Nie musisz się przed nami kłaniać, Tomie Riddle'u - rzekł tamten. - Ani ty, Charlotte Wood.
- Wtargliście na nasze terytorium! - krzyknął inny i groźnie poruszył kopytami, tak jakby przygotowywał się do biegu prosto w ich stronę.
- Przepraszamy - powiedziała Charlotte szybko. - Nie wiedzieliśmy...
- Cisza! - zarządził rudowłosy.
Dziewczyna delikatnie złapała Toma za jego szatę.
- Czego tutaj szukaliście? Profesor Dippet zakazuje wejścia do lasu.
- Odrobiny prywatności - wypalił Tom, uznając, że to potwornie głupie, ale całkiem wiarygodne wytłumaczenie. Niektóre centaury ryknęły śmiechem.
- Za mały jest ten wasz Hogwart? - zakpił inny.
- Najwyraźniej - mruknął Tom lekceważąco, co zdenerwowało niektóre centaury.
- Tom... - szepnęła Charlotte, jakby chciała go ostrzec, aby zachował szacunek.
- Pozwolimy wam żyć - rzekł rudowłosy centaur. - Jesteście tylko szczeniakami.
- Szczeniakami? - zapytał ślizgon z pogardą, ale Charlotte uratowała sytuację.
- Dziękujemy - powiedziała. - Już wracamy.
- Następnym razem nie będzimy tacy dobrzy - rzekło stworzenie. - Zabierajcie się stąd.
- Dobrze. - Gryfonka pociągnęła Toma za szatę, a on ruszył się niechętnie. Najchętniej rzuciłby na centaury jakieś zaklęcie, ale to wiązałoby się raczej z ogromnym niebezpieczeństwem.
Kiedy stworzenia zostały już kilkanaście metrów w tyle, rudowłosy krzyknął:
- Mars jasno płonie. Uważaj, Tomie Riddle, masz jeszcze czas.
Po kilku minutach wyszli z lasu na zamkowe błonia i wtedy Charlotte zadała pytanie, które go trapiło:
- Co to niby miało znaczyć?
- Nie wiem, Wood. Centaury są wyjątkowo irytujące.
- Nie mów tak. To ty nas tam zaprowadziłeś. Mieli prawo się wściekać. - Wzięła głęboki wdech i kontynuowała: - Myślisz, że powiedzą nauczycielom?
- Nie. One przejmują się tylko tym, czy ktoś jest na ich terytorium. Cały czarodziejski świat mają w głębokim poważaniu.
Kiedy stali już w sali wejściowej, Charlotte trochę ochłonęła i zaczęła mówić:
- Jeżeli chodzi o to, co mi zaproponowałeś...
- Zapomnij o tym. I tak wiedziałem, że się nie zgodzisz, Wood - mruknął z twarzą pozbawioną jakichkolwiek emocji.
- Sądziłam, że będziesz mnie bardziej namawiał.
Zatrzymali się na górze marmurowych schodów, gdzie musieli się rozdzielić, i Tom spojrzał prosto w szare oczy Charlotte.
- Jest w tobie coś takiego, co mówi mi, żebym raczej nie próbował - odparł całkiem szczerze, zanim pomyślał.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, czy coś powiedzieć. Ostatecznie wyszeptała tylko:
- Dobranoc, Tom. - Odwróciła się, weszła po schodach na górę i zniknęła za zakrętem.
Riddle udał się w kierunku lochów. Mimo że z jego planu nic nie wyszło, to i tak odczuwał w sobie dziwną satysfakcję, a była ona silniejsza niż cichy głos w głowie, który mówił:
- To niedorzeczne.

Chamber of RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz