Obudziłam się. Otworzyłam oczy lecz nie ujrzałam koło siebie Ethana przytulającego mnie, ale biały pokój. A w nim ja bezbronna i żadna inna rzecz czy osoba nie znajdowała się obok. Ja jedynie leżałam przyszpilona do metalowego łoża. Wszystko miałam we krwii. Moje nadgarstki i kostki były we krwii. Nie mogłam się poruszać. Czyli to wszystko się dzieje naprawdę... Czas na śmierć? A kto zje lody ciasteczkowe? A kto pierwszy wsunie pizzę? Co z moim małym synkiem? Nawet nie pozna świata. Nie pozna matki. Nie zrobi swojego pierwszego oddechu. Nagle drzwi od takowego pokoju otworzyły się. A tak serio skąd one się wzięły? Cholera jasna... Okey. Więc to co chce powiedzieć to, że
Ethanie kocham cię i nasze nienarodzone dziecko. Mam nadzieję, że jeśli uda się go uratować to, że zapewnisz mu bezpieczny dom i miłość. A wy, lody ciasteczkowe czekajcie na mnie w niebie. Choć prędzej trafię do piekła, słuchając poka sowe czy Wyślij mi nudesa. Pamiętajcie, że wszystkich was kocham!
-Ty suko!- usłyszałam. Dostałam w twarz po czym szybko się rozbudziłam.
-Wstawaj kruszynko.- powiedziała. Usłyszałam piszczący damski głosik. Nie był mi znany lecz kojarzyłam go skądś.-Co jest? Gdzie jest Ethan?!- krzyknęłam głośno. Rozejrzałam się w około. Nigdzie go nie było. Nie słyszałam nawet jego głosu. W odpowiedzi dostałam jedynie śmiech. Głęboki śmiech. Szyderczy...
-Ethan umarł! Został właśnie oblany kwasem siarkowym. Do krwii wstrzyknęliśmy mu toksyny i jakieś 5 minut temu akcja serca została zatrzymana.- odparła i zaśmiała się. Nie mogłam poznać jej twarzy gdyż miała na sobie komin. Jedyne co słyszałam to damski głos. Cała była ubrana na czarno.
-Nie! - łzy zaczęły lecieć mi z oczu niepochanowanie. Chciałam tylko znów być z razem z Ethanem w mieszkaniu. Przygotowywać się do porodu i naszego pierwszego dziecka.
-Co?! Bachora się zachciało?! Ethan zdecydowanie miałby ze mną ładniejsze dzieci!- krzyknęła. Zawołała jakiegoś mężczyznę, który był równie zakryty co ona.
-Więc. Oddaj mi swoją firmę a do niczego nie dojdzie z tobą i dzieckiem. Kochanie my będziemy mieli ładniejsze dzieci. Najlepiej 5. Albo 3. Zależy czy będą takie po mnie czy po tobie!- wyszeptał mi w ucho na co wzdrygnęłam. Pojawił się u mnie odruch wymiotny na samą myśl o tym, że on może mnie zgwałcić.
-Nie! Zostaw mnie!- krzyknęłam w jego stronę a on chwycił mnie za włosy i boleśnie pociągnął.
-Nie to nie!- kopnął mnie kilka razy w brzuch dość boleśnie a ja zobaczyłam krew spływającą mi po nogawkach.
-Nie!! Moje dziecko!- powiedzialam i załkałam. Moje jedyne ukochane dziecko, które nawet nie miało szansy zobaczyć świata.
-Teraz będę Cię pieprzył do
nieprzytomności- stwierdził i zaczął brutalnie i gwałtownie dobierać się do mojej szyi. Szarpałam się tyle ile miałam sił, ale to nic nie pomogło.-Cholera. Natalie! Natalie!- usłyszałam zupełnie nie stąd. Przecież... Ethan nie żyje!
-Natalie obudź się!- Wstałam. Na szczęście to tylko koszmar.
-Płaczesz! Spociłaś się! Co jest kochanie?- przytulił mnie i uspokajał.
-Koszmar. Ethan my będziemy mieli dziecko. A w koszmarze już nie żyłeś! Dziecko też!- powiedziałam i załkałam w jego tors. Ten przyciągnął mnie i wyszeptał. Skuliłam nogi do siebie.
-Cholera... Kochanie uwierz mi, że nasze dziecko będzie najwspanialsze a ty będziesz wspaniałą mamą.- pocałował mnie w skroń i położyłam się spowrotem.
-Kocham Cię- pocałował mnie i przewrócił się aby mnie przytulić.
-Ja ciebie też- na tym momencie zasnęłam.
~
Obudziłam się. Tym razem silne skurcze. Praktycznie nie mogłam się ruszać.
Z każdym kolejnym coraz gorzej się czułam. Ból był cholernie bolesny. Zwinęłam się z bólu. Śpiący mąż obudził się i popatrzał na mnie z szokiem.-Ethan! Dzwoń po pogotowie!- krzyknęłam. Cały czas czułam cholerny ból.
-Już kochanie!- powiedział a ja kolejny raz pisnęłam. Spociłam się.
-Natalie? Natalie?! Czy to kurwa krew?- zapytał drżącym głosem.