Prolog

8.2K 168 19
                                    

Z głośnym westchnieniem kliknęłam "wyślij" i zamknęłam laptopa odkładając go na szafkę obok łóżka. Była dopiero godzina szesnasta, a ja już miałam dość tego dnia i najchętniej poszłabym spać, ale niestety muszę zrobić jeszcze kilka rzeczy. Wstałam z łóżka i poszłam do pokoju brata, który znajdował się na przeciwko mojego. Zapukałam do drzwi i nie czekając na jego odpowiedź weszłam do środka.

- Hej Colin, co robisz? - zapytałam siadając na krześle przy biurku

- Sprawdzałem jak naprawić silnik w samochodzie taty. Wiesz, mama jeździ swoim do szpitala, czy na zakupy i całymi dniami jej nie ma, a ja od następnego tygodnia będę musiał dojeżdżać do pracy kawał drogi, a nie chcę korzystać z autobusu - Odparł odkładając swojego laptopa na bok - Wiesz, o której jedziemy?

- Chyba o siedemnastej - mruknęłam kręcąc się na krześle.

- To trzeba się pomału zbierać - powiedział podchodząc do swojej szafy, z której wyjął ubrania na przebranie - A jak z twoją pracą?

-Wysłałam CV do kilku rodzin i teraz czekam na odpowiedź - westchnęłam przyglądając się chłopakowi. Byliśmy bliźniakami, ale różniliśmy się prawie wszystkim. Chłopak miał blond włosy, ale niedawno zafarbował na ciemny brąz, a ja miałam bardzo ciemne, a nawet czarne. On miał zielone oczy, ja brązowe. On miał 1,93m wzrostu, ja zaledwie 1,68m. Za to z charakteru byliśmy bardzo podobni. Mieliśmy takie same poczucie humoru, lubiliśmy dokuczać sobie oraz innym, byliśmy bardzo wyrozumiali i nie ocenialiśmy ludzi bez wcześniejszego poznania ich. No przeważnie.

- O to super. Jestem pewien, że ci się uda - powiedział i podszedł do mnie rozkładając ramiona, a ja nie zwlekając, wstałam z fotela i wtuliłam się w ciało chłopaka - poradzimy sobie Amy

- Wiem

~'*'~'*'~

Dokładnie o siedemnastej wyruszyliśmy spod domu. Jechaliśmy w ciszy pogrążeni we własnych myślach. Samochód prowadził Colin, uderzając lekko palcami o kierownicę w tylko sobie znanym rytmie, na miejscu pasażera siedziała mama przyglądając się widokowi za oknem, a na tylnych siedzeniach byłam ja i pozostała dwójka mojego rodzeństwa, czyli trzynastoletni Philip i dziewięcioletnia Tania, którzy zawzięcie szeptali na temat planów na właśnie rozpoczęte wakacje.

Właśnie, wakacje, 22 czerwca. To właśnie dzisiaj zakończyłam naukę w publicznym liceum i jednocześnie złożyłam podanie o pracę.
Jako osiemnastolatka, nie wiedziałam jeszcze co chcę w życiu robić, a w dodatku moja sytuacja rodzinna jeszcze bardziej komplikowała sprawę.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, zwartą kupą ruszyliśmy w stronę budynku szpitala. Przemierzaliśmy dobrze nam znane korytarze, które prowadziły do sali 206. W końcu, gdy znaleźliśmy się przed odpowiednimi drzwiami, mama zapukała i otworzyła je wchodząc do pomieszczenia, do którego całą resztą weszliśmy zaraz za nią. Pośród bieli panującej w pomieszczeniu ledwo dało się odróżnić bladego mężczyznę, zakopanego po samą szyję w białej pierzynie na szpitalnym łóżku.

- Cześć tato - powiedziałam zwracając uwagę mężczyzny, który dotychczas pusto patrzył w przestrzeń. Jednak po usłyszeniu mojego głosu, poderwał się do pozycji siedzącej i spojrzał na nas ze szczęśliwymi iskierkami w oczach.

- Jak dobrze was widzieć - powiedział gdy mama do niego podeszła, by objąć miłość swojego życia ramionami - Oh dzieci, pewnie się cieszycie że to już koniec szkoły co? - Na jego bladą i zmęczoną twarz wpłynął uśmiech, przez co ja też nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.

- Dzisiaj koniec szkoły, a za tydzień początek pracy - odezwał się Col siadając na jednym z krzeseł znajdujących się w pomieszczeniu.

- Wkraczacie w dorosłe życie. Szkoda, że nie mogę być teraz przy was - mężczyzna westchnął patrząc na nas z żalem. Od razu do niego podeszłam i usiadłam na tym niewygodnym łóżku, mocno obejmując tatę.

Hi Little BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz