- Szpital? Amy, dlaczego jedziemy do szpitala? Wszystko dobrze? - po Chrisie widać było, że się zmartwił, tym dokąd jedziemy, ale co mogłam poradzić? Nie chciałam mu mówić, bo nie chciałam widzieć tych cudownie zielonych oczu, patrzących na mnie z litością i współczuciem, ale też nie chciałam, aby się martwił. To przecież go nie dotyczy. To sprawa mojej rodziny. Tylko im dłużej wpatrywałam się w jego oczy, tym bardziej chciałam się z nim wszystkim podzielić, wyznać wszystko co leży mi na sercu i odczuć częściowy spokój, bo wie. Bo zna prawdę. Lecz przerażała mnie jego reakcja. Nie chce by traktował mnie inaczej, ale może on wcale taki nie jest? Może zrozumie, że to dla mnie trudne i zostawi temat?
Długo biłam się z myślami. Powiedzieć. Nie powiedzieć. Powiedzieć. Nie powiedzieć. Ugh...
W końcu pod wpływem chwili wzięłam głęboki oddech i odezwałam się ściszonym głosem.- Ze mną jest wszystko dobrze - chłopak odetchnął i widać było, że był spokojniejszy - ale mój tata jest bardzo poważnie chory. Jest coraz gorzej i nie wiadomo czy w ogóle wyzdrowieje - nie mogłam nic na to poradzić, że mój głos się załamał, a w oczach pojawiły się łzy. Chciałam jakoś pomóc tacie, mogłabym nawet zamienić się z nim miejscem tylko po to, aby zobaczyć kolory na jego twarzy i szczęśliwy, nie przepełniony bólem uśmiech.
- Amy, twój tata na pewno jest bardzo silnym i odważnym mężczyzną. Kocha ciebie i twoją rodzinę i będzie o was walczył, ale teraz bardzo was potrzebuje i musicie być dla niego wsparciem - Chris bez wahania objął mnie ramieniem i spojrzał głęboko w oczy. Ten niewielki gest z jego strony bardzo pomógł mi wziąć się w garść, a jego słowa dodały mi wiary, że będzie dobrze. Bo przecież musi być dobrze, no nie?
- Dziękuję - posłałam chłopakowi uśmiech, który od razu odwzajemnił.
- To co? Jedziemy? - w odpowiedzi tylko kiwnęłam głową, a chłopak odpalił silnik w samochodzie i ruszył z podjazdu, włączając się do ruchu.
Po około piętnastu minutach dojechaliśmy na miejsce.
- Dziękuję Ci - zwróciłam się do chłopaka spokojnym głosem
- Nie ma problemu. Cieszę się, że spędziłaś z nami trochę czasu. Toby bardzo Cię polubił...
- Oh, jest on naprawdę cudownym dzieckiem, nie mogę się doczekać aż znowu z nim zostanę - uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie jak jeszcze kilka godzin wcześniej razem z chłopcem bawiliśmy się w piratów - No i...- spojrzałam prosto w oczy mężczyzny - też bardzo się cieszę, że to właśnie na was trafiłam
- Wiesz, jutro i w niedzielę (pojutrze) mam wolne, ale od poniedziałku do piątku pracuję, no i mam nadzieję że byłabyś w stanie zaopiekować się Tobym w tym czasie
- Jasne, że tak. Z wielką przyjemnością się nim zajmę
- To super. Pozostaje nam jedna z najważniejszych rzeczy, których jeszcze nie ustaliliśmy - powiedział mężczyzna wyjmując z kieszeni portfel - Jeśli chodzi o pieniądze, to osobiście wolałbym ci dawać pod koniec tygodnia określoną sumę, oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko
- Nie, jasne że nie. A... jaką kwotę? - zapytałam, czując się trochę niezręcznie rozmawiając na ten temat z Chrisem
- Hmm... Pasuje Ci 200€ za dzień? To by wyszło 1000€ tygodniowo - mówiąc to Evans wystawił w moją stronę banknot, a mnie kompletnie zatkało
- Wow, nie spodziewałam się takiej kwoty...
- Za szczęście mojego syna jestem w stanie oddać wszystko, a przy tobie jest szczęśliwy, więc bierz te pieniądze i leć do taty - Chłopak ze szczerym uśmiechem wręczył mi banknot i dosłownie wygonił mnie z samochodu - Jak wrócę do domu to napiszę ci wszystko odnośnie poniedziałku
- Okej - odwzajemniłam uśmiech i do końca wygramoliłam się z samochodu - Dziękuję Christian
- To ja dziękuję Amy
Po słowach mężczyzny zamknęłam drzwi auta i ruszyłam w stronę budynku szpitala. Tuż przed wejściem coś mnie pokusiło i odwróciłam się do tyłu. Dalej tam stał. Patrzył się prosto na mnie, myśląc o tylko sobie znanych rzeczach. Wyglądało to tak, jakby czekał z odjazdem, aż zniknę we wnętrzu budynku.
Z cieniem uśmiechu przekroczyłam próg i gdy tylko to zrobiłam, usłyszałam warkot silnika i kątem oka zauważyłam jak czarny, sportowy samochód, odjeżdża spod szpitala.Dopiero po wzięciu głębokiego oddechu byłam w stanie ruszyć dalej, bardzo dobrze mi znaną drogą...
*** Narrator ***
Pokój 206 był bardzo często odwiedzany przez członków rodziny Woods, przyjaciół, czy pracowników szpitala. W ciągu jednego miesiąca nagromadziło się mnóstwo dobrych i gorszych wspomnień, które jak echo powracały do każdego, kto kiedykolwiek zajrzał do tego pomieszczenia. Białe ściany ozdobione kolorowymi obrazkami, które wyszły spod małych, dziecięcych rączek, kilka zabawek porozrzucanych po całym pomieszczeniu i bukiet świeżych kwiatów w wazonie pod oknem, jako jedyne były potwierdzeniem czyjejś obecności w tym pokoju. Wszyscy mieli nadzieję, że ta wizyta w szpitalu będzie krótka i pozwoli rodzinie znowu się połączyć, ale widocznie ktoś tam na górze miał inne plany. Jak się okazało, podjęte leczenie nie przynosiło zadowalających efektów, a Bradley Woods był coraz bardziej zmęczony ciągłymi badaniami, które w żaden sposób nie pomagały. Wszyscy byli zdołowani i tracili wiarę w to, że uda się coś zdziałać. Jedynie najbliżsi, a w szczególności jedno z dzieci Woodsa, średniego wzrostu brunetka o bursztynowych oczach, nie dawali za wygraną. Nie tracili nadziei i obiecali walczyć, nawet jeśli tą walkę będą musieli wygrać bez niczyjej pomocy...
*** Amy ***
Siedziałam w gabinecie lekarza prowadzącego mojego taty i od prawie dziesięciu minut słuchałam jak to przez ostatni miesiąc się pogorszyło i jak ciężko jest znaleźć odpowiednie działania, bo "każdy pacjent jest inny i niestety przy tej chorobie nie ma innej możliwości niż metoda prób i błędów".
- Ale będziecie dalej próbować, prawda? Na pewno jest coś, co pomoże tacie - powiedziałam już trochę zdenerwowana tym wszystkim. Czy ten człowiek nie może zrozumieć, że nie interesuje mnie to ile pacjentów wyleczył tą metodą, która na mojego tatę NIE DZIAŁA, tylko interesuje mnie to co teraz zrobi i jakie działania podejmie, aby tacie pomóc.
- Oczywiście, że nie odpuścimy. Mamy jeszcze parę możliwości, na przykład...
- Nie musi mi pan o tym opowiadać, bo szczerze mówiąc i tak nic mi to nie da - przerwałam mężczyźnie w połowie zdania - Proszę tylko abyście za wszelką cenę pomogli tacie
Po tych słowach wstałam z miejsca i wyszłam z gabinetu, wcześniej się żegnając. Wszystkie emocje i nerwy krążyły po mojej głowie jak samochód na rondzie, który nie umie się zdecydować, w którą uliczkę wjechać. Było to strasznie denerwujące i nie pozwalało mi się na niczym konkretnym skupić.
Zagryzając ze zdenerwowania wargę, szłam korytarzem aż do windy, na którą na szczęście nie musiałam długo czekać. Drzwi rozsunęły się, więc weszłam do środka i nacisnęłam przycisk z odpowiednim piętrem. Ze zniecierpliwieniem przyglądałam się bardzo powoli zmieniającym się literkom wskazującym piętro, gdy w tylnej kieszeni spodni, zawibrował mi telefon. Nie czekając na nic chwyciłam w dłoń urządzenie i odczytałam nową wiadomość.W tym tygodniu mam na 8, więc fajnie by było gdybyś dała radę przychodzić na 7. Chociaż trochę byśmy rano pogadali i może sprawiłabyś aby kolejny dzień w pracy nie był aż tak nudny ;)
ChrisNic nie mogłam poradzić na to, że ten Sms wywołał uśmiech na mojej twarzy i sprawił, że chwilowo przestałam myśleć o problemach, a Christian Evans znowu zajął pierwsze miejsce w mojej głowie.
CZYTASZ
Hi Little Boy
RomanceOna koniecznie musiała znaleźć pracę. Potrzebowała pieniędzy. On nie dawał sobie rady w pojedynkę. Potrzebował pomocy. Los postawił ich sobie na drodze. Czy to będzie spełnienie marzeń, a może jedynie lekcja, z której mają wyciągnąć wnioski? ~~~ - C...