2. Sekrety

2.6K 129 19
                                    

Nie musiałam udawać zaskoczonej. I dobrze. Słabą byłam aktorką. Ubrałam się po swojemu wbrew zadowoleniu Rebeki, w końcu to tylko ognisko. Siedzieliśmy wszyscy wokół ognia na pniach drzewa i było pięknie. Miałam na kolanach małą Hope i tuliłam ją, żeby nie było jej zimno, w końcu jakby nie było, odczuwała temperaturę w przeciwieństwie do swojej rodziny. Mnie natomiast obejmował Kol. 

- Trochę jak rodzina - stwierdził szeptem, ale oczywiście wszyscy przez to, że są wampirami usłyszeli jego słowa 

- Tyle, że to nie Twoje dziecko - zauważył Klaus 

- Moja bratanica - przypomniał

- Która zasypia, więc bądźcie ciszej - skarciłam ich 

- Pójdę położyć ją do łóżka - powiedziała Hayley 

Opowiadaliśmy sobie różne historie, wszyscy siedzieliśmy w dobrych humorach, śmiejąc się bez przerwy. Lepiej poznałam Freye oraz Hayley. Chyba mnie polubiły. Zwłaszcza Freya, uważa, że to moja zasługa, że Kol jest teraz, jaki jest. 

Rano Kol oznajmił mi, że jedzie do Nowego Orleanu, bo ma coś do załatwienia. 

- Świetnie ! - krzyknęłam - Pojadę z Tobą, chcę zwiedzić trochę to miasto i odświeżyć garderobę 

- Wiesz.. to nie jest dobry pomysł - powiedział 

- Dlaczego ? Myślałam, że..

- Jadę z wami - przerwała mi Rebeka i znacząco spojrzała na Kola, nie wiedziałam o co chodzi ale Kol od razu się zgodził

Do Nowego Orleanu mieliśmy 3 godziny samochodem przy szybkiej jeździe Kola. Był to kawał stąd, ale tak się rozgadałyśmy z Rebeką, że zleciało nam bardzo szybko. 

- Jak ta droga szybko leci, prawda ? - zaśmiała się Rebeka 

- Niekoniecznie - burknął Kol, a ja się roześmiałam - Tak szybko gadacie i głośno, że nie mam szans wtrącić ani jednego słowa 

- Oj daj spokój - powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek 

- Ej ! - krzyknęła Rebeka - Nie przy mnie ! 

- Nie moja wina, że doskwiera Ci samotność, takie życie - odpowiedział jej Kol 

- Tęskniłam za tym waszym dogryzaniem - zaśmiałam się

- Gdzie was wysadzić ? Rozumiem, że przy tym Twoim sklepikiem - przerzucił oczami Kol

- Jest najlepszy w mieście - obraziła się blondynka 

Wreszcie dojechałyśmy. Ulica idealnie pasowała do Rebeki. Bogata z ekskluzywnymi sklepami, natomiast zupełnie nie pasowała do Nowego Orleanu.

- Dziwna ta ulica - westchnęłam 

- Najlepsza, taka nowoczesna jak na Nowy Orlean, wyróżnia się - tłumaczyła 

Zakupy trwały bardzo długo. Jedyne co przyszło mi do głowy to to, że więcej nie idę z nią na zakupy. 

- Okay na to mnie już nie stać - powiedziałam, gdy pokazała mi piękną, czerwoną sukienkę ale bardzo drogą

- Ciebie nie, ale Kola owszem - zaśmiała się - Dał mi swój portfel, powiedział, że mam Ci kupić co chcesz 

- Jej nie chcę 

- Kłamiesz, pierwotni wyczuwają kłamstwo pamiętasz ? 

- Nie chcę, żebyście coś mi kupowali - oburzyłam się 

- Nie my, tylko Kol - mrugnęła 

- Nie chcę - zaprzeczyłam, ale przy Rebece i zakupach moje zdanie mało się liczyło - A tak w ogóle o co chodzi z tymi waszymi spojrzeniami i co ma do załatwienia Kol ? - pytałam 

-A tam takie wiesz - odpowiedziała wymijająco 

- Nie wiem, co ?

- Daj spokój Rose, sama nie wiem - prychnęła

- Nie ściemniaj mi tu. Może nie jestem Pierwotna ale wiem kiedy kłamiesz Ty i Kol 

Perspektywa Kola 

Dotarłem do domu Daviny i Marcela. Marcela nie było ale Davina siedziała tam gdzie prawie zawsze. 

- Jak miło, że wpadłeś - rzuciła się na mnie 

- Właśnie, ja.. już nie potrzebuje tego zaklęcia - powiedziałam, krzywo się na mnie spojrzała ale po chwili uśmiech pojawił się na jej twarzy. - Jest jeszcze coś. Nie możemy być razem 

Po tych słowach w głowie poczułem przeszywający ból, był okrutny. Chciałem być silny, ale po chwili ugięły mi się nogi. Gdy upadłem ból ustał. 

- Ze mną się nie zrywa Kol - wycedziła dziewczyna - Chciałeś mnie wykorzystać 

- To nie tak - skłamałem 

- Co to za jedna ? - zapytała 

- Co ?! 

- Skoro tak nagle zerwałeś, musi ktoś za tym stać - powiedziała 

- Nie będę z Tobą dyskutować. To koniec i tyle. - zadecydowałem i wyszedłem z jej domu 

Mam nadzieję, że temat jest z nią zakończony, chodź miałem obawy, że nie odpuści tak po prostu. Mogłem załatwić to bardziej delikatnie. 

Perspektywa Rose 

Siedziałam w kawiarni, zamówiłam z Rebeką koktajl, gdy Rebeka dostała telefon i wyszła z lokalu na chwilkę. Siedziałam i patrzałam na ludzi, którzy mnie otaczali. W oddali zauważyłam czarnoskórego mężczyznę, który uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, a ten podszedł do mnie. 

- Jestem Marcel, a Ty ? - zapytał 

- To jest dziewczyna, z której chłopakiem nie chcesz mieć do czynienia, Marcel - powiedziała Rebeka, która właśnie skończyła rozmawiać i dołączyła do nas 

- Znacie się ? - zapytałam 

- Chodzi o Klausa ? - zapytał mężczyzna 

- Właśnie, idziemy, transport czeka - burknęła i pociągnęła mnie za rękę 

Na końcu ulicy czekał na nas Kol. Rebeka się nie odzywała ale widziałam, ze jest zła. Nie wiedziałam tylko czemu i na kogo. 

- Skąd się znacie i dlaczego powiedziałaś, że jestem z Klausem a nie Kolem ? - zapytałam 

- Długa historia, jedyne co to musisz wiedzieć, że dla Klausa był kiedyś jak syn, potem przyjaciel, wróg, a ostatecznie konketnie się unikają odkąd przestali mieć ten sam cel. Klaus się zmienił na lepsze, a Marcel nie potrafi być jak kiedyś.

- Łączyło Cię z nim coś ? 

- Dawno temu, teraz jest dla mnie zerem - powiedziała chociaż wydaje mi się, że nie mam w tym 100 % prawdy 

- A dlaczego skłamałaś w sprawie Kola ? 

- Chciałam szybko zakończyć tę rozmowę, taki odruch słowny - powiedziała, ale w to też jej nie uwierzyłam,

Coś się dzieje u Mikaelsonów i nie wiedzieć czemu chcą to ukryć przede mną. Mają tajemnice i nikt nie chcę mówić o co chodzi. Marcel. Sprawa z wypadem do Nowego Orleanu. I wszystkie kłamstwa, którymi jestem karmiona. Pierwotni jak się okazuję, zawsze są w coś zamieszani. Zero spokoju. 

A co jeśli.. ja to sprawiłam (?) Co jeśli to moja wina (?) 

Nie. To niemożliwe, jestem tu dopiero nie całe 3 dni. To musiało zacząć się wcześniej. 


Toksyczne życie 2 || Kol MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz