Obudziłam się o 13 rano. Jeśli można to nazwać rankiem. W naszej sypialni panował c h a o s po naszej nocy poślubnej.
- Trzeba to posprzątać - usłyszałam roześmiany głos mojego męża, wcześniej nie zauważyłam, że jest obudzony
- I Ty to zrobisz kochanie - szepnęłam mu do ucha i pocałowałam go w usta
- I tak to właśnie jest po ślubie - westchnął
- Spec się znalazł - burknęłam
Kol dał się namówić na sprzątanie wyraźnie zaznaczając, że to pierwszy i ostatni raz. Pozwoliłam mu w to wierzyć.
Ubrana i uczesana poszłam do kuchni, siedział tam Elijah. Uśmiechał się do mnie ale wie, że nie lubie pytań, więc o nic nie pytał tylko wstawił wodę do kawy, którą wprost uwielbiałam pić. Nie dawała mi energii, bo nie jest mi ona potrzebna, ale smak miała wyśmienity więc z chęcią ją piłam.
- Będziemy musieli się przejść - powiedział już z poważną miną, nie wiedziałam z początku o co chodzi ale potem przypomniały mi się zdarzenia sprzed dwóch dni
Szliśmy w milczeniu, czekałam aż to Pierwotny odezwie się pierwszy ale cierpliwość zżerała mnie od środka.
- Jesteśmy tak daleko od domu, że nie ma szans, żeby nas słyszeli - powiedziałam Elijah, aby go zachęcić do mówienia.
- Z Freya nie jest dobrze, a Davina nie trzyma się wiele lepiej. - powiedział wreszcie z żalem w glosie
- Myślisz, że.. ? - zaczęłam ale nie do końca wiedziałam jak dokończyć pytanie
- To nieuniknione - potwierdził najgorsze z możliwych wersji - Obie nie dożyją przyszłego miesiąca
Spacerowaliśmy tak kilka godzin. Na dworze robiło się szaro. Wyjęłam telefon, gdyż chciałam zobaczyć, która godzina. Zrobiłam przerażoną minę co nie umknęło uwadze Elijah.
- Aż tak późno ? - zaśmiał się i spojrzał w mój telefon
- 3 nieodebrane połączenia od Rebeki, 3 od Caroline, 4 od Stefana, jedno od Klausa, jedno od Damona i 12 !! od Kola ! - krzyknęłam - Mam przechlapane, spójrz na swój - powiedziałam do Pierwotnego
Elijah złapał się za kieszeń od marynarki, ale telefonu nie znalazł.
- Musiałem zostawić go w domu - powiedział ale wciąż przeszukiwał inne kieszenie
Podniosłam głowę ku górze. W oddali widziałam dwoje ludzi, którzy od dłuższego czasu się nam przyglądali, ale dopiero teraz wzbudziło to mój niepokój. Kobieta miała mroczny wzrok, ale była zadbana i ładnie ubrana. Mężczyzna natomiast był niechlujne ubrany i miał ogromnie zarośniętą brodę. Drgnęłam delikatnie rękę Elijah i oczami wskazałam na dwóch obcych nam ludzi. Pierwotny nie odwrócił się, ale uważnie spojrzał w moje oczy, zupełnie jakby szukał w nich odbicia tego co właśnie widzę.
- Rosie, to czarownica i wilkołak - stwierdził szeptem, nikt nie mógłby tego usłyszeć z wyjątkiem mnie
- Co teraz ? - zapytałam równie cicho - Zaatakujemy ich ?
- Nie - zaprzeczył - wypytamy
Nim zdążyłam mrugnąć, Elijah nie było przede mną, za to w oddali przytrzymywał wilkołaka. Ja się zbliżyłam i chwyciłam czarownice, ona jednak nie została mi dłużna.
- Może i masz przy sobie Pierwotnego ale ze mną nie masz szans - wycedziła
Poczułam ogromny ból głowy, upadłam na kolana. Elijah złamał kark wilkołakowi i wziął się za czarownice.
Ból minął. Elijah nie zaatakował jej bardziej, po prostu ją przytrzymywał.
- Czego chcesz ? - zapytał natychmiast
- Nie wiesz ? - zapytała głupio, gdyby wiedział to by nie pytał
- Jesteś jedną z tych jedynastu czarownic tak ? - olśniło mnie
- Powinno być nas dwunastu, ale Davina nawaliła i zdycha jak pies w budzie Pierwotnych - zaśmiała się
- Podzielisz jej los - wydusiłam z siebie
- Gdzie reszta ? - zapytał Elijah - gdzie pozostałe czarownice i pozostałe wilkołaki ?
- To tu, to tam - odpowiedziała wymijająco
Czułam, że chcę rzucić kolejny czar, ale nie była aż tak silna. Nie mogła się skupić, bo Elijah przyciskał ją co raz bardziej. Zaczynało jej brakować tchu i robiła się co raz bardziej sina.
- Nic nie powiem więcej - odezwałam się - nie może, rzucono na nią czar.
- Niech to ! - krzyknął Elijah i puścił kobietę, ta nie uciekła nigdzie gdyż próbowała złapać oddech
- Nie zabijesz jej ? - zapytałam zdziwiona
- Sama mówiłaś, że jest pod wpływem czaru - odpowiedział
- Tak, ale oprócz niej jest 10 innych takich czarownic, które chcą zabić nas i naszą rodzinę Elijah ! Zwłaszcza Hope
Nie czekałam na odzew Elijah, sama wzięłam sprawę w swoje ręce i wyrwałam jej serce. Pierwotny był zdziwiony, ale nie wyrzucał mi tego. Ostatecznie wiedział, że zrobiłam słusznie.
Biegiem weszliśmy do domu. Od razu w moje ramiona wpadł Kol.
- Gdzie Ty byłaś do diaska ?! - krzyknął gdy przestał mnie przytulać
- Z Elijah, miałam wyłączony dźwięk w telefonie i nie słyszałam jak dzwoniliście. Co się stało ?
Gdy zadałam pytanie doszło do mnie co mi nie pasuje. Krzyk. Po domu roznosił się ogromny krzyk. Dochodził z góry. W rogu na fotelu widziałam Klausa, który tuli do siebie Hope, dziewczynka natomiast trzymała rączki na uszach, żeby jak najmniej słyszeć.
- Trzeba schować Hope, idą po nas, niech Hayley ucieknie z nią jak najdalej - powiedział Elijah
- Ona zwróci uwagę wszystkich, ją też chcą zabić, pamiętasz ? - krzyknęła Rebeka
- Ty już też nie możesz się z nią schować - zauważył Kol - Niech Rosie idzie
- Nie - powiedziałam - Niech idzie Caroline i Stefan
- Z Damonem - dodał Klaus, wszyscy spojrzeliśmy się na niego jak na chorego psychicznie - Nie lubię go, ale dobrze pilnuje Hope i dobrze się dogadują.. na swój sposób
- Niech Caroline idzie z Damonem w takim razie - odezwał się Stefan - Ja mogę być potrzebny tutaj.
Zaczęła się bieganina. Hayey z Rebeką pakowały Hope jednocześnie tłumacząc Caroline zwyczaje dziewczynki. Mieli wrócić do Mystic Falls, a gdy wszystko się skończy to do nich dołączymy. Ja poszłam z Damone poszliśmy zapakować wszystko do samochodu i zapiąć dziewczynkę w fotelik. Reszta szykowała broń.
Caroline i Damonowi udało się wyjechać. Nagle zza domu było słychać jakieś szepty. Wyjrzałam przez okno, a tam 10 czarownic i całe stado wilkołaków. Spojrzałam na Kola a on tylko pocałował mnie w czoło.
- Nie ma nic z czym nie damy sobie wspólnie rady - szepnął mi do ucha,a opadające kosmyki założył mi za ucho
- Nie miejmy dla nich litości - wycedził Klaus

CZYTASZ
Toksyczne życie 2 || Kol Mikaelson
FanfictionKiedy wróg żegna się z życiem to znaczy tylko jedno. Wolność. Mogę wrócić do Kola Mikaelsona, odnajdę go i może być jak dawniej.. Tak myślałam.. Nie brałam pod uwagę, że może on już kogoś ma.. Czy to możliwe, że tak szybko o mnie zapomniał ? A może...