Część II

69 7 126
                                    

    Ile mogę tak leżeć? Czy nawet, gdybym mogła, chciałabym otworzyć oczy? A jeśli nie będę do końca sprawna? Jeżeli stracę również szansę na zostanie lekarzem? A rodzice? Gdybym została kaleką ich nadzieja na to, że wyprowadzę się po osiągnięciu pełnoletności prawdopodobnie nie miałaby sensu. I co wtedy? Oddaliby mnie gdzieś? Do jakiegoś ośrodka?

    To już chyba lepiej leżeć i nie być świadomym, co się dzieje wokół. Z drugiej strony, jeżeli jestem w pełni sprawna, to lepiej by było otworzyć oczy i zrobić coś pożytecznego ze swoim życiem...

    Czy to w ogóle możliwe, żeby czas płynął tak szybko jak wspomnienia w mojej głowie? Bo jeśli tak, to nawet będąc sprawną mogę nie mieć do czego wracać. Ileś lat nauki w plecy... Nie ogarnę zaległości w miesiąc czy dwa. A studia? Nawet nie chcę o tym myśleć!

    Gdyby tak było, to i głosy, które do mnie docierają, mogą należeć tylko do lekarzy i pielęgniarek. Zastanawiałam się, czy nie chcę rozpoznać ich ze strachu. Jednak przecież prawda może być inna – ja ich mogę po prostu nie znać...Może wszyscy już o mnie zapomnieli? Każdy ułożył sobie jakoś życie, a ja... Czy to ma jeszcze jakieś znaczenie?

    Chociaż głowa już tak nie boli (czyli wcale nie musiało minąć dużo czasu!). Czuję jak promienie słońca ogrzewają moją twarz. Jakbym zdrzemnęła się na chwilę na leżaku przed domem Judyty. Zaraz będę musiała otworzyć oczy, bo znowu opalę się tak, że przyjaciółka będzie nazywać mnie Murzynką.

    Trzeba się podnieść i unieść ciężkie powieki. Trochę wysiłku i...

    Wszystko jest zamglone i zamazane. Ktoś się nade mną pochyla, coś mówi. Bardzo krótka chwila – ktoś krzyczy, kogoś woła.

    Ciężkie powieki wygrywają i znowu cofam się w czasie. Do najlepszego obozu w moim życiu...

Rozdział 6

    O dziwo, wcale nie musiałam jakoś specjalnie przekonywać rodziców, co do wyjazdu z harcerzami. Nie wiem, czy skusiła ich przystępna cena, czy raczej to, że (łącznie z wyjazdem do Judyty) nie będą musieli mnie oglądać przez prawie cały miesiąc. W każdym razie, w poniedziałek rano siedziałam w jednym z autokarów w drodze na Mazury. Drugim jechały młodsze dzieciaki, ale nie tylko z harcerstwa. Chodziło o to, by od samego początku mogły kształtować się nowe przyjaźnie.

    Ja oczywiście siedziałam z Kaśką. Radek usadowił się bardziej z przodu, w pobliżu Marcina, Kryśki i Natalii, której w mundurze było bardzo do twarzy. Trzeba przyznać, że w tej grupie osoby, które nie były związane z harcerstwem stanowiły zdecydowaną mniejszość.

    – Jak to się właściwie stało, że przyjaźnicie się z Radkiem? – zapytałam, gdy któryś raz z kolei podszedł do nas zamienić kilka słów.

    – „Przyjaźnicie" to chyba za duże słowo – roześmiała się. – Raczej kolegujemy. Kiedyś pomogli mi z Marcinem. Potem pojawił się na obozie i... No, Radka nie da się nie lubić, bo to niesamowity optymista. Poza tym mieszkamy niedaleko siebie – coś jak ty z Marcinem – i również dlatego dość często ze sobą rozmawiamy.

    – A czemu nie został harcerzem jak wy? – zaciekawiłam się.

    – Radek żartuje, że nie wytrzymałby chodzenia w mundurze i dlatego woli jednorazowe przygody z harcerstwem.

    Podczas podróży dużo śpiewaliśmy i żartowaliśmy, toteż czas płynął szybko i w wesołej atmosferze. Pewnie istotny wpływ na ten stan rzeczy miał fakt, że większość osób dobrze się znała. Marcin do nas nie podchodził, bo (jak wyjaśniła mi Kasia) starał się zawsze wszystko robić poprawnie. Trudno więc, żeby chodził bezceremonialnie po autokarze, skoro było to zabronione. Podczas postoju nie chciał nam pewnie przeszkadzać, bo Kasia przedstawiła mnie reszcie swoich koleżanek. Później Radek do nas podszedł i właściwie nie było kiedy zamienić z nim słowa.

PaktWhere stories live. Discover now