Część II

50 7 39
                                    

Rozdział 10

    Kilka dni później już oficjalnie było wiadomo, że Marcin dostał się na architekturę. Kiedy wrócił Radek, postanowiliśmy kupić szampana i chociaż w taki sposób uczcić z nim jego sukces.

    – Myślisz, że się ucieszy? – Byłam trochę niepewna, bo czy to odpowiednia chwila? Za tydzień miała odbyć się rozprawa. Wszyscy byliśmy zaskoczeni, że tak szybko. M podejrzewał razem z Czarskim, że jego ojciec musiał maczać w tym palce, a więc jest bardzo pewny swego. To sprawiło, że M był jeszcze bardziej przejęty i zdenerwowany, choć starał się niczego nie zdradzać.

    – Powinien, bo w końcu zasłużył. A jak nie, to napiję się sam z rozpaczy. – Uśmiechnął się, ale w jego głosie usłyszałam gorycz. Popatrzyłam na niego uważniej.

    – Stało się coś?

    – Starzy ostatnio ciągle się kłócą. – Machnął lekceważąco ręką, ale widać było, że się martwi. – Mam wrażenie, że zacząłem im zawadzać... – Odwrócił wzrok, jakby żałując, że to powiedział.

    – Może mają gorszy okres? – rzuciłam bez większego przekonania.

    – To już trwa jakiś czas, ale od niedawna się nasiliło – westchnął. – Czuję się jak taki zagubiony pięciolatek. „Zajmij się swoimi sprawami", „Jak coś będzie nie tak, to ci powiemy" i tak dalej. Mam już tego dość – wyznał z kwaśną miną.

    Doszliśmy do bloku Marcina. Radek poprosił, bym mu nic nie mówiła. W końcu ma tyle swoich problemów...

    M ani nie był zły, ani zachwycony. Stwierdził tylko, że mogliśmy poczekać ze świętowaniem do wyniku rozprawy. Ale skoro już go przynieśliśmy, to w sumie można się napić. Po co miałby się zmarnować?

    Marcin też nie miał za dobrego humoru. Marice było ciężko, bo ojciec ją tyrał (w sensie nauki) dwa razy bardziej niż zazwyczaj i nie pozwalał prawie w ogóle wychodzić z domu. Płakała w słuchawkę, że jeśli jej nie zabierze, to chyba się zabije.

    – Czarski mówi, że może być różnie. Zeznania Mariki powinny przemawiać na naszą korzyść, ale jeżeli trafimy na jakiegoś kolegę ojca, to nie będziemy mieć żadnych szans.

    Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia z Radkiem. Oczywiście zaraz zaprzeczyliśmy żywo, że tak nie będzie, ale wszyscy troje mieliśmy świadomość tego, jakie wpływy ma jego ojciec. Ja wciąż słyszałam w głowie złowieszcze słowa: „...gdyż żadna kancelaria nie będzie chciała cię przyjąć" albo dobitniej: „Jeszcze przyjdziesz do mnie skamląc" – aż wzdrygnęłam się na wspomnienie tamtego lodowatego, pewnego siebie tonu. Ten człowiek miał wpływy i siłę.

    To było pierwsze i ostatnie nasze wspólne picie szampana. Rozprawa o prawo do opieki nad Mariką pociągnęła za sobą szereg brzemiennych w skutki zdarzeń... 

    Tamtego dnia czekałam cierpliwie na sygnał od Marcina. Ustaliliśmy, że zadzwoni jak już będzie po wszystkim, bo ciężko było tak naprawdę przewidzieć, o której rozprawa się zakończy. Jednak koło osiemnastej straciłam w końcu resztki cierpliwość i zaczęłam się martwić. Tym bardziej, że M miał wyłączony telefon...

    Krążyłam cała w nerwach po pokoju, aż zdecydowałam się podjąć konkretniejsze kroki.

    – Radek, powiedz, że coś wiesz!- poprosiłam błagalnie (z rozpaczą) bez żadnych, zbędnych wstępów.

    – Tyle, że Marcin przegrał. Wysoki Sąd – wypowiedział te słowa ironicznie i ze złością – stwierdził, że powinien zastanowić się nad swoim postępowaniem. A najlepiej przeprosić ojca i wrócić do domu. Marika uciekła...

PaktWhere stories live. Discover now