"Co chcesz, bym Ci powiedział? Czego ode mnie oczekujesz?
Może lepiej to Ty wyjaśnij mi, dlaczego to zrobiłeś. Tak bardzo chcę to wiedzieć - dlaczego byłeś gotów się zabić, a nie potrafiłeś żadnego z nas poprosić o pomoc. Pamiętam dokładnie, jak wielki żal Cię ogarnął wtedy, w 2012, dwa dni po tym, jak Hoseok trafił do szpitala na płukanie żołądka, kiedy połknął śmiertelną dawkę tabletek nasennych. Widziałem Twe smutne oczy, gdy uświadomiłeś sobie, że nie zdołałeś uchronić przed samym sobą jednego z nas. Jestem przekonany o tym, że Ty również masz tamten dzień teraz przed oczami."
Rok 2012. Oczy zalane łzami. Wstyd i jeszcze większa, niźli można by przypuszczać, nienawiść do siebie wzbierały w Hoseoku z każdą kolejną sekundą, tak samo jak z każdą kolejną osobą, jaka przekraczała próg jego pokoju.
- Hope - Jimin usiadł na brzegu łóżka chłopaka, z trudem wydusiwszy jego imię przez zaciśnięte gardło. - Dlaczego?
- Przep... - zaczął ledwie słyszalnie Chłopiec o Świetlistym Uśmiechu, lecz spojrzawszy kolejno w oczy pozostałej piątce przyjaciół stojącej w kręgu nad nim, gwałtownie urwał, pozwalając, by jego gardło rozerwał szloch.
Nie zasługiwał na to, by tu teraz byli. Nie zasługiwał na to, by móc patrzeć na nich po tym, jak próbował się zabić. Nie zasługiwał na to, by oddychać tym samym powietrzem, co oni. Nie zasługiwał na to, by móc teraz żyć. Za to, co zrobił nie zasługiwał już na nic.
- Wyj-wyjdźcie... pro... prosz... proszę - wyłkał, opuszczając głowę nisko, gdy Jimin począł głaskać go delikatnie po nieumytych włosach. Ten gest rozchwiał go wewnętrznie jeszcze bardziej. Niedoszły samobójca schował twarz w smukłych dłoniach, a jego ramiona podskakiwały coraz bardziej w górę, kiedy Hoseok z każdą sekundą mocniej popadał w histerię.
- Nie wyjdziemy - orzekł stanowczym, lecz jednocześnie też miękkim głosem Taehyung. - Zostaniemy tu, aż zaczniesz uważać, że zawsze tu byliśmy, i bać się myśli o naszym wyjściu. - To powiedziawszy, młodszy usiadł po turecku na drewnianej podłodze niedużego pokoju i oparł łokcie na kolanach. Reszta również zajęła swoje miejsca na ziemi.
Hoseok załkał jeszcze głośniej, chcąc zaprotestować. Nie wiedział, czy czuje się równie beznadziejnie jak w chwili, gdy wysypywał sobie tabletki na wewnętrzną część dłoni, czy może jeszcze gorzej, niż wówczas.
- Dl... - Jedynie tyle zdołał wydusić. Gardło miał zaciśnięte tak mocno, jakby wokół jego szyi zaciśnięto sznur. Pomyślał, że być może śmierć jest już blisko i za kilka minut jego krtań zacieśni się tak wąsko, iż do jego płuc nie przedostanie się już ani jedna cząsteczka powietrza.
- Dlaczego nie wyjdziemy? - dokończył za niego Taehyung, a gdy Hobi ledwie zauważalnie skinął w potwierdzeniu głową, jego oczy posmutniały tak wielce, że jeszcze lada moment, a zapadłyby się z opanowującego je żalu. - Hoseok, przecież jesteś naszym bratem. Odkąd pamiętam, opiekowałeś się mną, a potem każdym z nas z kolejna. Jakbyśmy mogli cię teraz porzucić? Jakbyśmy mogli pozwolić, byś zrobił sobie po raz kolejny krzywdę? Jak... - Urwał nagle, czując uprzednią niechęć do słów, które miał wypowiedzieć. Opuścił ciemne oczy na gołe stopy Chłopca o Świetlistym Uśmiechu wystające spod białej kołdry i z trudem rzekł: - Jak mogliśmy pozwolić, byś zrobił sobie cokolwiek choć raz? Przecież tak bardzo cię kochamy, hyung...
W pomieszczeniu nastała grobowa cisza, zakłócana jedynie nieumiejętnie tłumionym szlochem Jung Hoseoka. Chłopca, który z nienawiści do samego siebie był w stanie usnąć na zawsze. Chłopca, który miał dopiero nauczyć się miłości do samego siebie. Chłopca, który jednak był obdarzony miłością już od chwili, gdy po raz pierwszy podarował światu swój świetlisty uśmiech.
"Tamtego dnia pierwszy raz poczułem, co to znaczy bezradność. Taka czysta, nieskalana żadnym innym uczuciem bezradność. Pomyślałem sobie, że jesteś niesamowity, jeśli potrafisz wykazać się taką stanowczością wobec Hope'a, jednocześnie go przy tym nie karcąc za to, jak postąpił.
Zawsze tak było. Zawsze to Ty podnosiłeś nas na duchu, pomagałeś nam zebrać się w sobie. Dlatego też byłeś w moich oczach nieskazitelny."
Zawsze spoglądałem na ciebie Jak na dobrego hyunga, Tego, który nie dał się skazić, napiętnować.
"Twój obraz runął tak niespodziewanie, zatopił się w gęstej mgle. Wraz z chwilą jego rozpadu, w moje uszy uderzył głuchy odgłos plusku. Czas nie zwolnił, wręcz przeciwnie - przyspieszył. Czułem, że z każdą kolejną sekundą mijają możliwie wspólnie spędzone lata. Czułem, że Cię tracę, że muszę Cię ratować, że umrę bez Ciebie. Bez mojej ostoi, granicy, którą mi wyznaczałeś, gdy znajdowałem się o krok od przepaści. To Ty mnie przez te wszystkie lata ratowałeś przed moją własną głupotą."
Ciągle wykrzywiałeś twarz w uśmiechu. Nie pozwalałeś mi płakać.
CZYTASZ
Niebo jest dziś niebieskie | BTS
FanfictionTamtego poranka młody Taehyung na oczach swych przyjaciół targnął się na własne życie. Wówczas powróciły wspomnienia. uwagi: angst; gen; suicide mentions; based on WINGS story; brzydkie słowa + dużo moich rozmyślań nad życiem fragment: "Twój obra...