7.2 - Tae Hyung (EPILOG)

33 3 0
                                    

"Mama zaś nigdy nie przyznała wprost, nawet przed samą sobą, że ojciec to istne monstrum i że to, co robi nie jest normalne. Zwykła obwiniać o wszystko siebie. Nie dość, że wyprówała sobie żyły, żebym przynajmniej ja czuł się dobrze w tym domu, to jeszcze potrafiła powiedzieć, że to ona go sprowokowała. Bo gdyby wyrobiła się ze wszystkim na czas, nie zdenerwowałby się. Bo gdyby najpierw posprzątała salon, zamiast łazienki, to nie wściekłby się, że nie ma gdzie usiąść. Bo gdyby mu wtedy nie odpyskowała, nie byłby "zmuszony" po raz kolejny psuć sobie nerwów.

Słyszycie, jak absurdalnie to brzmi? Jesteście w stanie wyobrazić sobie, jakie to wszystko było pojebane? Sprawy, które w gruncie rzeczy nie stanowiły problemu, w oczach mojego ojca przeradzały się w najlepsze powody do wzniecania burd, za czym szło tłuczenie ulubionych talerzy mamy, potem pobicie jej samej, by następnie upić się do nieprzytomności.

Pewnie nie z takim obrazem mojej rodziny chcieliście mieć do czynienia. Czyżbym był za łagodny, by móc pochodzić z takiego domu? Czy może uznacie, że to przez to właśnie utarło się w mojej głowie, że wszelka przemoc to zło? Ale przecież nie byłem aniołkiem... Przepraszam, że to, o czym zaraz się dowiecie, będzie jeszcze gorsze od tego, co opisałem przed chwilą. Jednak jeżeli macie poznać całą prawdę o mnie, daję Wam ją na tacy. Pierwszy i ostatni raz.

Kilka dni temu (mógłbym je chyba policzyć na palcach jednej ręki) wróciłem do domu, po tym, jak ojciec wepchnął mi do dłoni pieniądze i kazał iść kupić alkohol. Zamknąłem za sobą ostrożnie drzwi i wtedy usłyszałem jęk mamy. Wiedziałem, że ten skurwysyn znów odważył się podnieść na nią rękę. A wyszedłem tylko na piętnaście minut..."

Rok 2015. Tegoroczne lato było lżejsze od pozostałych. A fakt, że był to już jego koniec, sprzyjał Taehyungowi tym bardziej, przynajmniej tym, iż w jego domu nie panował ukrop, którego tak obawiał się co roku. Właśnie wrócił z krótkiej wyprawy do pobliskiego sklepu monopolowego nieopodal ich blokowiska, w którym miał kupić ojcu tyle alkoholu, na ile pozwoli mu kwota pięciuset wonów. Dwudziestojednolatek wciąż mieszkał z rodzicami, na co składało się kilka czynników. Głównie dwa: chłopak nie widział sensu w szukaniu dla siebie lepszego życia - uważał się za beznadziejny przypadek; z troski o matkę wolał zostać dla niej w domu (z obawy przed wybrykami ojca) i po prostu pracować gdzieś dorywczo, by w razie czego dopomóc ją finansowo.

Usłyszawszy przeciągły jęk matki, nie wahał się, by stwierdzić, że Joonwoo znowu stracił nad sobą panowanie i znęcał się nad kobietą. Zawrzało w nim. Powoli, by nie zrobić tego zbyt głośno, odstawił butelki pełne narkotyku w płynie na ziemię, szybko przeliczając w głowie, jak długo go nie było. Piętnaście minut. Tyle wystarczyło, by ojciec wściekł się na jego rodzicielkę z byle powodu i zaczął ją bić. Tyle wystarczyło. Głupie, jebane piętnaście minut...

- Joonwoo-ssi... - dotarło do uszu młodego mężczyzny niewyraźne stęknięcie matki. - Joonwoo... -ssi... - błagała, a sekundę później po mieszkaniu rozległ się głuchy odgłos uderzenia.

Taehyung stał z zaciśniętymi mocno pięściami naprzeciwko niedomkniętych drzwi salonu, z którego dobiegały owe odgłosy żałości i przemocy, nie będąc w stanie ruszyć się z miejsca. Nigdy nie odważył się przeciwstawić ojcu. Nawet, gdy wreszcie przerósł go o te kilka centymetrów. Nawet, gdy osiągnął pełnoletność. Nawet, gdy ojciec uderzył Seoah w głowę tak mocno, że zemdlała, a synowi zabronił zadzwonić na pogotowie. Nawet, gdy z powodu przesolonej zupy Joonwoo rzucił talerzem o ścianę kuchni tak, że ten przeleciał tuż obok głowy pani Kim, a gorąca ciecz poparzyła jej blade dłonie. Nawet wtedy.

Teraz jednak, słysząc po raz tysięczny któryś jęki bólu i płacz matki, czuł, że cała ta fasada strachu, która blokowała go przez dwadzieścia jeden lat jego życia przed odwdzięczeniem się ojcu za to wszystko, co on zrobił im, pęka. Spojrzał na swe duże, smukłe dłonie, które zdobiły liczne żyły, wyeksponowane zapewne w wyniku buzującej w nim teraz krwi. Dlaczego nigdy nie skorzystał z ich siły, by ochronić najważniejszą i jedyną w jego życiu kobietę?

Bo był tchórzem. Tak - BYŁ tchórzem.

Zacisnąłem pięści na, Nie, oczywiście, nie na jego szyi, Poddałem się demonom i...

To pomyślawszy, zerwał się natychmiast z miejsca, po drodze chwytając za pustą szklaną butelkę po soju, stojącą na rogu starej komody przy wejściu do pokoju dziennego i wkroczył do salonu pewnym krokiem.

- Joonwoo-ah! - ryknął, unosząc prawą rękę z butelką do nisko osadzonego sklepienia sufitu.

Mężczyzna odwrócił się, zaskoczony, twarzą do niego, puszczając uprzednio włosy Seoah, za które szarpał kobietę, a ta, oszołomiona, upadła bezwładnie na podłogę, przerażonych oczu nie odrywając jednak od syna. Dwudziestojednolatek, zamachnąwszy się, z całej siły uderzył ojca butelką w głowę, w wyniku czego szkło rozbiło się na jego głowie, a w ręku Tae pozostała jedynie szyjka butelki z postrzępionymi, spiczastymi końcami.

...Umarłem wraz z nim.

Joonwoo był bliski utraty świadomości. Uderzenie tak go otumaniło, że nie zauważył nawet, kiedy jego syn, w furii, począł dźgać go pozostałością butelki w brzuch i krzyczeć, jak bardzo go nienawidzi. Zresztą, do samego TaeTae dotarło to dopiero, gdy matka podniosła się chwiejnie i siłą odciągnęła go od starszego od niego mężczyzny. Taehyunga ogarnęło wówczas uczucie, jakby ktoś wybudził go z głębokiego snu. Jego wzrok bezwiednie powędrował na całkowicie zakrwawiony przód starej, lekko już zszarzałej, a niegdyś białej koszulki ojca, pod którą bez wątpliwości krył się głęboko poraniony brzuch.

- C-co... - wyjąkał, spojrzenie dużych oczu osadził zaś na swych równie zakrwawionych dłoniach. Tae upuścił narzędzie zbrodni, próbując poukładać sobie w głowie to, czego właśnie dokonał, a szyjka butelki rozbryzgała się na twardej, drewnianej podłodze.

Ostatni raz odważył się spojrzeć w oczy mężczyźnie, który przyczynił się do tego, że młody Kim przyszedł na ten świat. Jednakowoż niczego w nich nie odnalazł. Były objęte pustką bardziej niż kiedykolwiek.

Spojrzałem mu w ślepia. Nie znalazłem w nich żalu, Ani też smutku, Ani zaskoczenia. Promieniowały beznamiętnością.



a/n: smutno mi. tae to jednak zbyt tragiczna postać.

Niebo jest dziś niebieskie | BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz