2.2 - Nam Joon

47 5 0
                                    

Rok 2014.

- Ach... Ale ciepło! Szkoda, że Jina tu nie ma – zaskamlał dwudziestoletni Taehyung, siadając na trawie i rozglądając się wokół siebie.

Były to ostatnie podrygi ciepłoty ogarniającej Koreę jesienią. Połowa liści parkowych drzew przebarwiła się już na złoto lub krwistą czerwień.

Namjoon usiadł u boku przyjaciela, przypatrując się z uwagą jego spokojnemu wyrazowi twarzy.

- Studiuje, to jasne, że nie może z nami być – odparł sztywno.

- Widzisz to słońce? – podjął ni z tego, ni z owego Tae, kładąc na ziemi za plecami dłonie i opierając się na nich. – Czy to nie dziwne, że kiedy go nie ma, nagle boimy się świata? Jakby za dnia było bezpieczniej...

Starszy spojrzał na młodszego, kryjąc w oczach niepokój. Zwykle TaeTae nie zaczynał takich tematów, jakby bojąc się w ogóle mówić o czymkolwiek złym czy smutnym; lubił budować o sobie zdanie, jako o osobie emanującej radością, aż nadto pozytywnej.

- Co masz na myśli? Uważasz, że za dnia wcale nie jest bezpieczniej?

- Jasne. Jeśli ktoś chce kogoś skrzywdzić, zrobi to wtedy, kiedy sobie zamarzy, a nie akurat w nocy, bo może nikt nie zauważy, czy może jest po prostu mroczniej i jest fajniejsza atmosfera... Uważam, że za dnia dzieją się nawet gorsze rzeczy.

- Dlaczego gorsze? – Namjoon odchrząknął, wcześniej usiadłszy po turecku, twarzą skierowaną wprost na twarz Taehyunga.

Chłopak miał poważne, niemalże harde spojrzenie.

- Bo wszyscy są wówczas przekonani, że jest spokojnie i dopiero nocą opcjonalnie nastanie ciemność, a razem z nią, strach. Posłuchaj: grupka staruszek przechodzi pod domem wspólnoty mieszkaniowej, każda chwali się, co takiego zdążył osiągnąć w życiu ich wnuk czy wnuczka, a nad nimi, za zasuniętą roletą świeżo wymienionego okna ojciec właśnie gwałci swoją córkę. Być może to właśnie wnuczka jednej ze staruszek. Ale nikt nic nie mówi, bo przecież jest dzień i nikt by nawet nie pomyślał o czymś tak okropnym. Nikt więc tym bardziej nie sprawdzi, dlaczego tej dziewczyny nie ma teraz w szkole – wygłosił Tae, przed rozpoczęciem każdego zdania energicznie, jednakowoż miękko, delikatnie oblizując wargi, jakby zlizywał z nich każde brudne słowo, jakie przyszło mu właśnie wypowiedzieć.

- Taehyung... - Starszy wybąkał cicho imię przyjaciela, zaskoczony, że ten poruszył tak ciężki temat owego pięknego dnia.

- Nie dziw się, hyung, tylko przyznaj mi rację – żądał stanowczym tonem młody już mężczyzna o wciąż chłopięcym spojrzeniu.

Namjoon pierwszy raz widział przyjaciela z taką powagą, przejęciem i żalem wypisanymi na jego pięknej, łagodnej twarzy. Duże oczy przypatrywały mu się wnikliwie, a szczupłe, lecz niewąskie usta krzywiła złość skierowana ku niesprawiedliwościom tego świata.

- P-przyznaję, ale... - wyjąkał Nam, zaraz urwał jednak, widząc, że Taehyung podnosi się płynnymi niby nurt spokojnej rzeki ruchami do pionu i już go nie słucha, zadowolony samym faktem, iż hyung przyznał mu rację.

- Chodź, pójdziemy nad kąpielisko – TaeTae poprawił długaśny czarny kardigan wplątujący mu się między uda i owinął się nim szczelnie, by zatrzymać jak najwięcej ciepła, jakim Słońce obdarowywało tego dnia okolice ich rodzinnego miasta.

- Nie czekamy na Jimina i Jeongguka?

- Jimin napisał mi kilka minut temu, żebyśmy szli sami, a oni już tam będą.

- Dlaczego nie wpadną po nas po drodze? – Namjoon stanął sztywno na nogach. Krew odpłynęła mu z głowy i przez kilka sekund słyszał w uszach przemożny szum, a ciemno-brąz oczy zamgliło mu.

- Chcieli przejść się dłuższą trasą.

- Ach.

Taehyung stał odwrócony plecami do Namjoona i, przyłożywszy dłoń o długaśnych palcach do czoła, wpatrywał się w niebieskie niebo. Materiał czarnych spodni obejmujących dokładnie jego zgrabne nogi był wyraźnie zmięty w miejscu, gdzie te zginały się w kolanie. Chłopak nie był szeroki w barkach, nie był też specjalnie umięśniony, przez starsze pokolenia jego postura prawdopodobnie zostałaby uznana za wątłą, słabą... Nie był wysoki, ale nie był też niski. Kiedy Taehyung chodził jeszcze do szkoły, koleżanki rozglądały się za nim czasami, część z nich musiała przynajmniej trochę zadzierać głowę, by móc nawiązać z nim kontakt wzrokowy, gdy wdawały się z nim w przyjemne, przepełnione ciepłem i sympatią rozmowy. Taehyung jednak nigdy nie pozwolił im zbliżyć się do siebie zbytnio. Właściwie, jedynie przy szóstce przyjaciół czuł się swobodnie i jedynie tę szóstkę do siebie dopuszczał.

- Tae.

- Hm? – dwudziestolatek odwrócił się do starszego na pięcie i posłał mu kojący kwadratowy uśmiech.

Namjoon nie chciał, by jego młodszy brat zadręczał się więcej takimi myślami. TaeTae był jedyną osobą w ich paczce, która nigdy, ale to przenigdy nie skarżyła się na nic. Mógł jedynie domyślać się, jakie problemy mogły zadręczać myśli nam-dongseang.

Rozczulony jego radosnym, przesyconym niewinnością uśmiechem powiedział jednak:

- Jiminowi i Jeonggukowi na pewno też podoba się dzisiejsza pogoda.

Usłyszawszy te słowa, Taehyung uśmiechnął się szerzej, a ostre słoneczne światło odbiło się od jego naturalnie równych zębów.

„Potrafiłeś przekabacić w ten sposób każdego z nas: otaczałeś i obdarowywałeś nas taką opieką, że nawet w sytuacji, gdy widać było w Twym spojrzeniu zmęczenie, nie zwracaliśmy na to uwagi.

Dokładnie tak, jak nas nauczyłeś.

Nigdy nie mówiłeś też o swojej rodzinie. Czasami byłem przez to na Ciebie zły. Dlaczego nie chciałeś powiedzieć nam o tym, jaka jest Twoja matka? Gdy schodziło na nią, widziałem przecież w Twoich oczach, jak bezgraniczną miłością ją darzyłeś. Gdy schodziło na Twojego ojca, Twe oczy natomiast gwałtownie ogarniała pustka.

Yoongi hyung mówił mi, żebym się nie wtrącał, że sam nam powiesz, jeśli coś będzie nie tak, a skoro nieustannie się uśmiechasz, musi być w takim razie dobrze.

Nie było, Taehyung. I nie wybaczę sobie, że nie potrafiłem Cię przycisnąć i wyciągnąć z Ciebie wszystkiego, nim było już za późno. Nie wybaczę sobie, że tak łatwo odwracałem wzrok od problemu, niemal z góry odsuwając od siebie myśli, że możesz być w równie ciężkiej sytuacji, jak każdy z nas, jednak to właśnie Ty najgorzej przeżywasz te wszystkie emocje i to Ty nie potrafisz sobie z nimi poradzić.

Czuję się tak źle, Tae. Chciałbym, żeby to się już skończyło, żeby myśli nie krążyły wciąż wokół tamtego dnia, gdy do mnie zadzwoniłeś. Naprawdę jestem przekonany, że wówczas bym Cię uratował. Ale teraz jest już za późno."

Na ścianach tańczą cienie, Uszyte z cienkich szwów mej podświadomości. Próbowałem się ich pozbyć, Tych myśli, Ale one uparcie wracają na swoje miejsca.

Niebo jest dziś niebieskie | BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz