„Chciałbym obudzić się któregoś dnia z tego przerażającego snu i móc odetchnąć z ulgą. Jednakowoż jest odwrotnie: niezaprzestanie czuję opanowujące me kości i emocje otępienie, a koszmary nawiedzają mnie każdej nocy..."
Namjoon znajdował się już od ponad czterech godzin w wagonie towarowym jednego z seulskich pociągów. Na podłodze leżał duży, wymęczony przez lata użytkowania brązowy koc, a obok niego szklanka z barwiącym się na złoto napojem. Chłopak podszedł do koca z drugiego końca wagonu i położył się na brzuchu, opierając brodę o wysunięte do przodu przedramiona tak, że jego nos był teraz kilka centymetrów od szklanki. Przyglądał się jej uważnie. Nie wiedział dokładnie, co wypełnia ją do połowy. Wyglądało jak alkohol, nawet zapachowo go przypominało, ale było w tym coś niepokojącego. Namjoonowi zdawało się, że to nie jest zwykła ciecz.
Podniósł się z nagła do siadu, ostatni raz obrzucił szklane naczynie czujnym spojrzeniem i, jakby momentalnie zapominając o wszelkiej ostrożności, sięgnął długą, chudą ręką po szklankę i dwoma haustami opróżnił ją całą. Osunął się bezwładnie ku ziemi, nie wypuszczając z rąk naczynia nawet, gdy jego głowa uderzyła o twarde podłoże.
Obudził go nieznośny pulsacyjny dźwięk rozsadzający uszy. Otworzywszy oczy, zauważył, iż otaczają go zewsząd ogromne lustra. Szklanki ani koca nie było, zaś skórę jego rąk pokryły wizerunki ptaków i lasów w pastelowych barwach. Nam przycisnął dłonie do uszu, by odciąć się od owego przyprawiającego o szaleństwo dźwięku i ten prędko ucichł, zaś lustra rozpadły się w drobny mak, niepodtrzymywane już przez żadną siłę. W pomieszczeniu, teraz pozbawionym lustrzanych ścian, rozbrzmiało nieprzerwane brzęczenie telefonu. Chłopaka ścisnęło gardle na ten odgłos – znał go tak doskonale.
Stanął prędko, lecz chwiejnie na długich nogach i przebiegł pokój wzdłuż, wpadając prosto w bezkresną ciemność, skąd dobiegały go nawoływania telefonu. Namjoon błyskawicznie odszukał wzrokiem budkę telefoniczną, podejrzanie mieniącą się bladym światłem i stojącą pośrodku niczego. Podbiegł do niej, a w momencie, gdy miał odchylić jej drzwiczki i wcisnąć się do środka, jej boki otoczyły mosiężne łańcuchy. Nam szarpał za nie, usilnie próbując dostać się do telefonu, który nie przestawał dzwonić. Niefortunnie jednak, nie przynosiło to żadnych skutków. Chłopak opuścił głowę, odsuwając się cztery kroki do tyłu, nie wiedząc już, co począć. Jego wnętrze paraliżowała rozpacz. Tak bardzo chciał odebrać ten telefon. Wiedział, że jeśli to zrobi, nie dopuści do tego, by wydarzyło się coś okropnego.
Podniósł oczy o martwym spojrzeniu na zakneblowaną budkę telefoniczną, a u szczytu jednej z jej ścian dostrzegł namalowany czerwoną farbą napis „WAR". Jego litery były grube, żeby nikt go przypadkiem nie przegapił.
Przestrzeń ponownie wypełnił ten rozpaczliwy, pulsacyjny dźwięk.
A teraz czekam na osobę, która mnie stąd zabierze. Zasłoni oczy i wyszepta ciszę wprost do mego ucha.
„Czasami myślę sobie, że właśnie teraz mógłbyś obdarzyć mnie swoim wsparciem i uśmiechnąć się kojąco, jak zwykłeś to robić; ale to przecież Ty wtedy skoczyłeś. Nie ma już osoby, która mogłaby mnie uratować. Tak jak Ty nie dostrzegłeś wówczas sześciu dusz, które Cię kochają i pragną ocalić.
Namjoonnie"
a/n: jak myślicie - Tae żyje czy nie żyje? bo ja już sama nie wiem...
CZYTASZ
Niebo jest dziś niebieskie | BTS
FanfictionTamtego poranka młody Taehyung na oczach swych przyjaciół targnął się na własne życie. Wówczas powróciły wspomnienia. uwagi: angst; gen; suicide mentions; based on WINGS story; brzydkie słowa + dużo moich rozmyślań nad życiem fragment: "Twój obra...