Gdy był mały, mama nigdy nie pozwalała mu odchodzić zbyt daleko od domu. On jednak i tak to robił. Na końcu jego ulicy mieszkał wraz z rodzicami młody sąsiad, który codziennie około trzeciej po południu puszczał muzykę nowoczesną. Hoseokowi wydawała się ona dziwna, głównie ze względu na to, iż u niego w domu rozbrzmiewały zwykle tony Chopina, Mozarta czy Debussy'ego, których ukochała sobie pani Jung, gdy Hoseok był jeszcze w drodze na świat. Zaś tu nie dość, że muzyka ta ani trochę nie sprawiała wrażenia "naturalnej", to dodatkowo zazwyczaj zdawało się słyszeć jeden i ten sam bit w tle. Niemniej jednak zawsze chciało mu się do niej tańczyć. I robił to.
Niejednokrotnie miał ochotę zawitać w mieszkaniu starszego od siebie o kilka lat chłopaka, by podziękować mu za tę frywolność. Pozostałym bowiem przechodniom i mieszkańcom domu nie zawsze podobało się to, iż ten niemalże chwalił się muzyką jakiej słucha; każdy ma w końcu inny gust muzyczny. Chłopiec jednak bał się hyungów, dlatego nigdy nie odważył się przekroczyć progu mieszkania chłopaka. Tak czy inaczej, Hoseok zaczął tańczyć właśnie dzięki niemu. Na środku chodnika, całkowicie niewinnie i jakby nikogo innego na nim nie było.
Z czasem ludzie przywykli do widoku dziecka poruszającego się w rytm popowych piosenek na brukowych kostkach i zajmującego przy tym niemalże całą ich szerokość. Zdarzało się, iż mieszkańcy ulicy wręcz wyczekiwali występów Hoseoka, dlatego chłopiec zaczął cieszyć się niewielką sławą na jednej z seulskich ulic.
Rodzice prędko dowiedzieli się o jego nowym zajęciu. Pani Choi, która czasem zamieniała kilka słów z panią Jung, spotkała ją któregoś dnia na drodze do pobliskiego sklepu i zagadnęła, chwaląc jej syna.
- Młody ma niesamowity talent. Próbowaliście, państwo, coś z tym zrobić? Zazwyczaj rzadko widzi się, żeby jedenastoletnie dziecko tak dobrze czuło muzykę... - westchnęła kobieta z zachwytem. - Kiedyś okropnie złościło mnie, gdy ten gówniarz, Haewon, puszczał to jazgoczące coś na całą parę, jeszcze przy otwartych oknach, bo przecież mieszkam naprzeciwko niego. Ale teraz tylko na to czekam. A raczej na pańskiego syna. Wychodzę sobie wtedy na zewnątrz i siadam na krześle przed kamienicą, jak zresztą kilka innych moich sąsiadów. Ostatnim razem jakiś mężczyzna rzucił Hoseokowi nawet kilkaset wonów.
- Co takiego? - pani Jung była szczerze zaskoczona.
- Tak. Do tego już doszło. Ludzie czekają, aż pański syn przyjdzie i zacznie tańczyć. Czy Hoseok mówił pani, że Haewon zszedł któregoś dnia pod swoją kamienicę i pozwolił wybrać Hoseokowi-ssi, do czego chce tańczyć?
- Że jak?
- O tak! Potem zaraz pobiegł na górę i puścił muzykę nawet głośniej, niż zazwyczaj! Ci dwaj chłopcy, coś czuję, niedługo się zakolegują.
- Nie wiem... Hoseok zwykle boi się znacznie starszych od siebie chłopaków. A Haweon... ile on ma lat? Szesnaście? Siedemnaście?
- Coś koło tego. Tak czy inaczej, chyba nie zmarnujecie, państwo, takiego talentu?
Następnego dnia pani Jung poszła na koniec ulicy razem z Hoseokiem, by zobaczyć jak tańczy. Chłopiec był wniebowzięty; nieco się też denerwował, okropnie mu bowiem zależało na tym, by mamie spodobało się to, co robi. Gdy po pół godzinie wracali do domu, Hobi zdradził mamie, że to właśnie chce robić - chce tańczyć.
- Och, na pewno zostaniesz znanym w całej Korei Południowej tancerzem!
Ale o ile Hoseok schował te słowa głęboko w swoim sercu, tak matka najzwyczajniej w świecie puściła je na wiatr. Cieszyła się myślą, że jej dziecko ma jakąś odskocznię po powrocie ze szkoły, ale z czasem zaczęło jej przeszkadzać, iż Hoseok zamiast usiąść nad książkami, biegnie do Haewona i prosi go o puszczenie jego ulubionych popowych piosenek, by Chłopiec o Świetlistym Uśmiechu mógł zatańczyć swój najnowszy układ. Widziała go jako przyszłego dumnego prawnika, nie jako kukłę wyginającą się do muzyki nowoczesnej, której zresztą nie lubiła.
Gdy Haewon skończył szkołę średnią i udał się na studia, muzyka na końcu ulicy ucichła i Hoseok był zmuszony uzbierać pieniądze na własne nagłośnienie. Miał wówczas trzynaście lat. Rodzice wymagali od niego znacznie więcej niż półtora roku temu. On zaś liczył na to, że pozwolą mu udać się do szkoły tanecznej. Z początku niezmordowanie dążył do tego, by znaleźć choć kilka minut w ciągu każdego dnia na taniec. Czas płynął, a on - wraz jego upływem - utwierdził się w swym przekonaniu jeszcze bardziej. Im więcej wymagali od niego inni, tym bardziej on miał ochotę poświęcić się tańcowi i przyjaciołom, którzy nigdy nie spojrzeli na niego krzywo z powodu jego pragnień; nie to, co rodzice. Hoseok bowiem zaczął również uświadamiać sobie, że to, co on uważał za swoją przyszłość, rodzice potraktowali jako szczenięce marzenie. Pokładali w nim ogromne nadzieje, ale nie w taki sposób, jaki on to sobie ukochał.
Rok 2011 nie był zatem takim, jakiego oczekiwał chłopak. Przekroczywszy próg liceum i stając się cząstką jednej z kilku klas pierwszych, nałożył na siebie niezamierzone obowiązki i powinności. Wzbierała w nim złość, gdy przypominał sobie każdego ranka, iż dał się przekonać rodzicom i zamiast postawić na swoim - pójść do szkoły tanecznej, to udał się do zwykłego liceum, w którym i po którym nie widział swojej przyszłości w żaden sposób. I tak, odebrał sobie niemalże całkowicie szansę na rozwijanie się właśnie w tym kierunku. Rodzice nie sprawiali zaś wrażenia, jakby im to przeszkadzało. Jeszcze gdy Hoseok nie sięgał ojcu chociażby do pasa, postanowili sobie, że ich syn zostanie prawnikiem na pewno i nie było w tej kwestii miejsca na dyskusję. Wykupili mu dodatkowe zajęcia w jednej z seulskich uczelni. Hoseok ich nienawidził. Dlatego też kiedyś urwał się z jednej godziny; jednak po powrocie do domu tata nawrzeszczał na niego tak okropnie, że szesnastolatek już nigdy nie odważył się pójść na wagary. Mimo swej posłuszności, każda jego cząstka pragnęła się jednakowoż zbuntować. Wiedział, że rodzice, nakładając na jego plecy coraz to więcej obowiązków, próbują go tym samym odciągnąć od wizji bycia znanym i cenionym tancerzem.
- Tak bardzo chciałbym móc tańczyć. To jest moje powołanie. Dlaczego tego nie rozumieją? Dlaczego tak strasznie krzywią się, gdy im o tym przypominam? - żalił się któregoś dnia Taehyungowi.
- Chcą dla ciebie jak najlepiej, wiesz o tym.
- Ale odbierają mi to, co kocham najbardziej. Czy... Czy aż tak bardzo nienawidzą myśli, że mógłbym być kimś innym, jak jakimś tam gównianym prawnikiem? Powiedz, Tae. Czy aż tak nienawidzą tego, co jest częścią mnie? Co czyni mnie? - wzbierały w nim złość i zawód.
- Hobi, nie myśl tak. Musisz po prostu pokazać im, ile to dla ciebie znaczy. Może po prostu jeszcze tego nie rozumieją?
- Nie masz pojęcia, ile razy próbowałem z nimi na ten temat rozmawiać. Ojciec uciszał mnie na starcie. A ostatnim razem wyśmiał mnie. Stwierdził, że najwidoczniej jeszcze nie znam życia i żebym przestał bujać w obłokach. A potem posłał do książek. Niech tylko się dowie, jak bardzo zawaliłem ostatnio koreański i psychologię. Zatłucze mnie.
Taehyung skrzywił się na te słowa. Raziły go. Na Hoseoka bowiem nikt nie podnosił regularnie ręki. Młody Jung natomiast nie był świadom tego, co działo się w domu młodszego od niego o rok Kima.
- Na pewno nie. Popraw te oceny i będzie po problemie - rzucił nieco ciszej, przełykając ślinę, by rozluźnić lekko ściśnięte gardło.
- Tyle, że ja nie chcę. Niszczą moje marzenia, więc ja zniszczę ich marzenia o posiadaniu idealnego synka. - Postanowił hardo szesnastolatek.
Taehyung nie odpowiedział od razu. Ucichł, wpatrując się w niewielkiego psa, przemierzającego na swych krótkich łapkach ogromny trawnik przed nimi; znajdowali się wszak w parku. Piętnastolatek ścisnął w rękach cienką manghwę, wypożyczoną z pobliskiej biblioteki i, wziąwszy głęboki wdech, rzekł ostatecznie:
- Tylko nie zniszcz tym samym siebie.
Hoseok przełknął głośno ślinę, usłyszawszy owe zdanie.
CZYTASZ
Niebo jest dziś niebieskie | BTS
FanfictionTamtego poranka młody Taehyung na oczach swych przyjaciół targnął się na własne życie. Wówczas powróciły wspomnienia. uwagi: angst; gen; suicide mentions; based on WINGS story; brzydkie słowa + dużo moich rozmyślań nad życiem fragment: "Twój obra...