Obudziłem się rano, wziąłem poranną toaletę i zjadłem z resztę ekipy śniadanie. Dzień zaczął się jak co dzień. Męczyło mnie to czy zostać księdzem, ale ja nawet nie wierzę. Ale jednak szedłem już w stronę tego kościoła, Antek został z Amelie. Jednak nie zgadniecie kogo spotkałem po drodze. Nie wiem o kim pomyśleliście, ale wracając spotkałem Daniela. Zaczął rozmowę.
-Hej Albert.
-No cześć?
-Mam prośbę do ciebie.
-Jaką?- zdziwiło mnie to bardzo, i na pewno mu pomogę. Ha! jasne...
-Bo... wiesz, ja do wojska nie należę.
-No wiem- bo jest piz... znaczy mięczak.
-Ale mam prośbę, czy nauczysz mnie strzelać?
Aha... w sumie, będę mógł pośmiać się z niego. Dobra raz się żyje.
-No... w sumie mogę, teraz?
-Jasne.
Dobra, poszliśmy na strzelnicę. Stanęliśmy w boksie ustawiłem cel 20 metrów od nas.
-Dobra, to tak, strzelałeś kiedyś?
-Nie.
Co? Kogo ona sobie znalazła?
-No to tak, to jest pistolet- pokazałem mu palcem na broń.
-Yhm...
-I z niego strzelasz.
-No debilem nie jestem.
Nie?
-To tak bierzesz go, celujesz i strzelasz- stanąłem trzymając broń obiema rękoma, tak na zwanego policjanta i oddałem parę celnych strzałów, przeładowałem magazynek i podałem mu broń.
-Yhm... dobra, spróbuję.
Ustawił się, no nie było najgorzej. Strzelił! Drugi raz, trzeci. Nie trafił ani jednym!
Do strzelnicy weszła Sara. Widziałem jak patrzy na nas.
-Ej Sara przyszła- szepnąłem do Daniel.
-Tak? Daj mi coś łatwiejszego, proszę.
Dobra, przybliżyłem cel do 10 m i podałem mu strzelbę.
-Dobra chwyć obiema rękoma.
-Dobra, mam.
No stał nawet nie najgorzej, widać, że się starał.
-I strzel.
Przyłożył strzelbę do policzka i oddał strzał. Nie zwróciłem uwagi nawet czy trafił gdy zobaczyłem jak broń wyślizguję mu się z ręki i dostaje nią w twarz. To nie mogłem uspokoić się ze śmiechu. Upuścił broń i prawie momentalnie miał limo pod okiem. Jak na niego spojrzałem, zachciało mi się jeszcze bardziej śmiać. Po chwili podeszła Sara.
-Wiesz co Albert, świnia z ciebie.
-Ale co?- spytałem nadal się nadal się śmiejąc.
Sara wzięła Daniela za rękę i szła w stronę wyjścia ze strzelnicy.
-Ale to nie moja wina, że broni w rękach nie ma siły utrzymać- rzuciłem jeszcze za nimi.
No ale moja wina? Czułem z jednej strony satysfakcję z tego widoku strzelby na twarzy Daniela. A jednak z drugiej strony, Sara już pewnie nawet na mnie nie spojrzy. No świnia jestem co poradzę, ale nadal mnie te widok śmieszy. Wyszedłem ze strzelnicy i udałem się w miejsce które miałem się udać wcześniej, do kościoła. Wchodzę do świątyni. Na wejściu już słyszę:
CZYTASZ
Świat 2044
Science FictionRok 2044, 3 wojna światowa, Losy całego świata widziane z oczu jednego młodzieńca z polskiej armii, oraz ponowna walka o niepodległość po prawie 100 latach wolności. (W trakcie poprawek)