Rozdział 16 W fabryce

1.4K 95 96
                                    

Obudziłem się rano, wziąłem poranną toaletę i zjadłem z resztę ekipy śniadanie. Dzień zaczął się jak co dzień. Męczyło mnie to czy zostać księdzem, ale ja nawet nie wierzę. Ale jednak szedłem już w stronę tego kościoła, Antek został z Amelie. Jednak nie zgadniecie kogo spotkałem po drodze. Nie wiem o kim pomyśleliście, ale wracając spotkałem Daniela. Zaczął rozmowę.

-Hej Albert.

-No cześć?

-Mam prośbę do ciebie.

-Jaką?- zdziwiło mnie to bardzo, i na pewno mu pomogę. Ha! jasne...

-Bo... wiesz, ja do wojska nie należę.

-No wiem- bo jest piz... znaczy mięczak.

-Ale  mam prośbę, czy nauczysz mnie strzelać?

Aha... w sumie, będę mógł pośmiać się z niego. Dobra raz się żyje.

-No... w sumie mogę, teraz?

-Jasne.

Dobra, poszliśmy na strzelnicę. Stanęliśmy w boksie ustawiłem cel 20 metrów od nas.

-Dobra, to tak, strzelałeś kiedyś?

-Nie.

Co? Kogo ona sobie znalazła?

-No to tak, to jest pistolet- pokazałem mu palcem na broń.

-Yhm...

-I z niego strzelasz.

-No debilem nie jestem.

Nie?

-To tak bierzesz go, celujesz i strzelasz- stanąłem trzymając broń obiema rękoma, tak na zwanego policjanta i oddałem parę celnych strzałów, przeładowałem magazynek i podałem mu broń.

-Yhm... dobra, spróbuję.

Ustawił się, no nie było najgorzej. Strzelił! Drugi raz, trzeci. Nie trafił ani jednym!

Do strzelnicy weszła Sara. Widziałem jak patrzy na nas.

-Ej Sara przyszła- szepnąłem do Daniel.

-Tak? Daj mi coś łatwiejszego, proszę.

Dobra, przybliżyłem cel do 10 m i podałem mu strzelbę.

-Dobra chwyć obiema rękoma.

-Dobra, mam.

No stał nawet nie najgorzej, widać, że się starał.

-I strzel.

Przyłożył strzelbę do policzka i oddał strzał. Nie zwróciłem uwagi nawet czy trafił gdy zobaczyłem jak broń wyślizguję mu się z ręki i dostaje nią w twarz. To nie mogłem uspokoić się ze śmiechu. Upuścił broń i prawie momentalnie miał limo pod okiem. Jak na niego spojrzałem, zachciało mi się jeszcze bardziej śmiać. Po chwili podeszła Sara.

-Wiesz co Albert, świnia z ciebie.

-Ale co?- spytałem nadal się nadal się śmiejąc.

Sara wzięła Daniela za rękę i szła w stronę wyjścia ze strzelnicy.

-Ale to nie moja wina, że broni w rękach nie ma siły utrzymać- rzuciłem jeszcze za nimi.

No ale moja wina? Czułem z jednej strony satysfakcję z tego widoku strzelby na twarzy Daniela. A jednak z drugiej strony, Sara już pewnie nawet na mnie nie spojrzy. No świnia jestem co poradzę, ale nadal mnie te widok śmieszy. Wyszedłem ze strzelnicy i udałem się w miejsce które miałem się udać wcześniej, do kościoła. Wchodzę do świątyni. Na wejściu już słyszę:

Świat 2044Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz