Był chłodny grudniowy poranek. Po pokojach latał już jeden z żołnierzy i budził wszystkich na zbiórkę. Razem z Kacprem i Norbertem szybko ubraliśmy się w dres i już staliśmy w szeregu przed barakiem. Pułkownik który był przydzielony do naszej grupy zaczął
-Dzisiaj zwiększymy trochę dystans do przebiegnięcia, jakieś 10 kilometrów, to i tak mało, ale chcę żebyście mi przeżyli- rzucił cham na mnie wzrokiem- także już, Hubert prowadzisz, ja biegnę ostatni.
Oczywiście ja biegłem przedostatni, oczywiście przed pułkownikiem, jeszcze nie doszedłem do pełni sprawności po powrocie, a chuj karze mi ćwiczyć jak reszta.
Jednak biegłem, ale oczywiście jak co poranek był moment w którym już nie dawałem rady, jednak tym razem to było nawet późno bo dopiero po siódmym kilometrze.
Upadłem na kolana i zaczęła lecieć mi krew z nosa. Z kieszeni wyjąłem chusteczkę bo byłem już na toprzygotowany. Poczułem rękę tego skurwiela na moim ramieniu.
-Musimy to codziennie przerabiać Niedziałkowski?
-Mówiłem ci pajacu, że nie powinienem mieć od razu takiego wysiłku!
-Jak ty się odzywasz?! Chcesz być znowu zdegradowany?
-A rób co chcesz, już mnie to nie obchodzi.
Reszta grupy już nawet się nie zatrzymała bo Pułkownik pajac zawsze kazał biec im dalej. Mężczyzna kopnął mnie w wyniku czego przewróciłem się i leżałem na plecach.
-Wstawaj!
-Nie widzisz, że nie mogę?
-Widzę, że się obijasz!
-Że ślepy jesteś to nie moja wina...
-Wiesz co Niedziałkowski?
-Co?
-Myślałem, że jeszcze wyjdziesz na żołnierza.
-Ale ty nie wiesz co ja przeszedłem!
-I nie obchodzi mnie to! I od kiedy my jesteśmy na ty? Trochę szacunku.
-A jak go nie mam?- spytałem patrząc mu prosto w oczy.
-To możesz wracać do domu, nikt cię tu na siłę nie trzyma, nie chce mieć takich ludzi jak ty w moim oddziale. Nie nadajesz się na bycie w wojsku to wynocha do domu. Może się oficjalnie czuć wyrzucony, to nie miejsce dla takich oferm jak ty- rzucił na mnie wrogim wzrokiem i pobiegł za resztą oddziału.
Wstałem nadal trzymając chusteczkę przy nosie. I zacząłem powolnym krokiem iść w stronę bazy.
***
Po jakiś 30 minutach byłem w bazie wszedłem do pokoju, Antek nadal spał, a wszyscy byli chyba właśnie na śniadaniu. Zacząłem się pakować, nie mam zamiaru ty paść z wycieńczenia. Gdy akurat skończyłem siebie pakować usłyszałem głos Antka:
-Gdzieś jedziemy wujku?
-Chciałbyś może poznać moją rodzinę?- spytałem nie pewnie.
-Jasne wujku, to poczekaj na mnie, ząbki muszę umyć i spakować się też trzeba- powiedział szkrab i potuptał do łazienki
-Może pomogę ci się spakować?- rzuciłem za szkrabem.
-Dam radę sam wujku!
Położyłem moją torbę, żeby mógł się do niej spakować bo jeszcze miałem miejsce.
Chłopiec wyszedł z łazienki i zaczął się pakować, widziałem jak maluch biega po pokoju i zbiera swoje rzeczy, głownie zabawki. Zapiął torbę, wziął Misia w rękę i powiedział:
CZYTASZ
Świat 2044
Science FictionRok 2044, 3 wojna światowa, Losy całego świata widziane z oczu jednego młodzieńca z polskiej armii, oraz ponowna walka o niepodległość po prawie 100 latach wolności. (W trakcie poprawek)