Rozdział 8 Zebranie

1.7K 123 61
                                    

Na wstępie bardzo chciałbym podziękować wam za głosy^^. Cieszę się ktoś to czyta i docenia moją pracę. No... to ja nie zabieram więcej czasu i zapraszam do czytania.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wstałem Rano. Godzina ok. 8.00.Ubraliśmy się oczywiście cała rodziną na czarno, w końcu żałoba narodowa. Poszedłem do kuchni i zaczęliśmy jeść rodzinnie śniadanie, po chwili tata zaczął:

-Idziesz gdzieś synek dzisiaj?

-Na zebranie AK- odpowiedziałem.

-Na którą?

-Jeszcze nie wiem, dowódca mi jeszcze nie przekazał.

-Jak coś koło 16.00 to mogę cię zawieść.

-Dobra będę pamiętał.

Zjadłem śniadanie i usiadłem do pracy, chciałem mieć to z głowy. W trakcie roboty napisał do mnie Taczka, że zebranie jest o 17.00. Dobra to poproszę Tatę by mnie podwiózł, tak też zrobiłem. Więc od razu po mojej pracy z tatą ruszyliśmy na Osową górę. Podczas jazdy tata spytał:

-Coś planujecie dzisiaj?

-Ta...

-A co? Jeśli mogę spytać?

-Atak na konwój...

-A jaką rolę będziesz pełnił?

-Dowódcy, najprawdopodobniej, plan muszę przedstawić- odpowiedziałem bez entuzjazmu.

-To wspaniale, nie cieszysz się?

-Nie, jestem jeszcze dzieciakiem, jestem najmłodszy w oddziale, nikt mnie nie weźmie poważnie.

-Synu, nie możesz tak mówić, musisz pokazać reszcie, że jesteś pewien swojego planu.

-Nie wiem czy potrafię.

-Jeśli tak będziesz myślał to możemy wracać do domu, chłopie weź się w garść, jak już jesteś w tym AK to chcę być z ciebie dumny.

-No dobrze tato postaram się.

-Nie postarasz się, tylko zrobisz to dobrze, wierzę w ciebie synu.

Dojechaliśmy. Wysiadłem i jeszcze odpowiedziałem tacie:

-Dobrze tato, dam radę- i uśmiechnąłem się do rodzica.

-No i takie masz mieć nastawienie.

Ruszyłem w głąb lasu do bazy. Strasznie tu zarosło odkąd tu ostatnio byłem, zastanawiałem się czy tam trafię w ogóle. Chyba chodziłem z godzinę po tym lesie dopóki nie ujrzałem przez zarośla bazy. Nigdy nie czułem takiej ulgi. Na szczęście miałem jeszcze trochę czasu w zapasie. Podszedłem pod bramę i zgarnął mnie jakiś gościu stojący przy wejściu:

-Nazwisko.

-Niedziałkowski- Odpowiedziałem

-Dowódca.

-Marcin Taczkowski.

Po tym krótkim przesłuchaniu wpuścił mnie do środka. Widziałem, że do jednego budynku zbierają się ludzie więc tam poszedłem. Wszedłem do środka, od razu zobaczyłem mój oddział bo wszyscy zaczęli do mnie machać. Podszedłem, przywitałem się i usiadłem między Tomkiem a Kacprem. Po chwili Kacper zaczął:

-Twój wielki dzień Albert.

-E tam...- odpowiedziałem.

-Dla ciebie "E tam", a nasz cały oddział się cieszy.

Świat 2044Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz