Louis

2.3K 217 3
                                    

3 z 4 rozdziałów dzisiaj. Jak się nie sypia nocami, to potem tak jest :D

~ ~ ~ ~ ~


Louis

31 października


Oczywiście, debilu – przeczytałem praktycznie zaraz po obudzeniu się. – Nic wielkiego, ale niech wie, że dla ciebie to coś znaczy i wasza relacja nie jest ci obojętna. Jak potrzebujesz pomocy, żeby to załatwić, to mów.

Zayn i jego bezpośredniość...

I do tego dopisek Liama – zgadzam się. Kwiatek, czekoladki, kamień księżycowy... W ogóle, o której ty tam chodzisz spać?

Odruchowo przewróciłem oczami na sugestię kamienia księżycowego i zaśmiałem się na pytanie o spanie, bo wczoraj napisałem im dla żartów „dobranoc" na końcu wiadomości.

Około 23:00, u mnie obowiązuje UTC*, kretynie – odpisałem, po czym wziąłem się za wykonywanie wszystkich porannych czynności, od sprawdzenia planu dnia począwszy. Plan dnia i podział obowiązków był tutaj podstawą, a mnie, jak widać, głównie czekało dzisiaj, i pewnie przez najbliższych kilka dni, pobieranie próbek do badań.

Prowadziliśmy na sobie multum badań, więc byliśmy dosłownie królikami doświadczalnymi, ale czego się nie robi dla nauki i przyszłych pokoleń. Kto wie, może dzięki mnie moje wnuki, czy prawnuki będą kiedyś mogły mieszkać na Marsie.

A więc jajecznica na śniadanie i do dzieła.

No i jeszcze trzeba wymyślić coś dla Harry'ego, skoro wszyscy zgodnie twierdzą, że powinienem mu dać jakiś niewielki prezent, oczywiście w formie zlecenia wykonania tego Zaynowi.

Otworzyłem rozsuwane drzwi i wydostałem się ze śpiwora, po czym opuściłem moją sypialnię, zamykając ją za sobą. Swoją drogą plakietka z moim nazwiskiem nad drzwiami prezentowała się bardzo elegancko. No dobra, byłem dumny z tego, że tutaj jestem. Cholernie dumny.

Ruszyłem w stronę toalety. Wszelkiego rodzaju uchwyty na stopy, to też podstawa tutaj, włącznie z rzepami. Tak właściwie ta stacja to chyba jeden wielki rzep, do którego czepiamy wszystko, co się da, a chyba nie ma rzeczy tutaj, której nie da się przyczepić, żeby nie latała sobie, gdzie tylko chciała.

– Cześć – przywitałem Toma, na którego natknąłem się przy toalecie.

Musiał wstać chwilę przede mną.

– Cześć, Lou – odpowiedział. – Wyspany?

– Tak, chyba wreszcie się przyzwyczaiłem.

Uśmiechnął się do mnie, dokładnie wiedząc, o czym mówiłem.

– W takim razie do zobaczenia zaraz na śniadaniu.

Kiwnąłem głową, odwzajemniając uśmiech i jeszcze przez chwilę obserwowałem, jak się oddala.

A więc nowy dzień pracy czas zacząć...



~ ~ ~ ~ ~

*Uniwersalny czas koordynowany

So let's count the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz