Yuuri siedział sztywno w swoim ulubionym, starym fotelu i usilnie próbował zrozumieć, co właściwie zrobił. Uratował życie jakiemuś chłopakowi - to na pewno. Opatrzył go. Nawet obciął mu tych kilka strąków włosów, które mu zostały. Z czego sam w sumie nie wiedział czemu zrobił to drugie. Może po prostu chciał, żeby ten ledwo żywy chłopak wyglądał trochę bardziej jak człowiek, a trochę mniej jak kupka nieszczęścia? To było nawet możliwe, ale kompletnie nie ważne. O wiele ważniejsze było pytanie "co teraz".
No właśnie. Co?
Na jego łóżku leżał ranny, niezwykle przystojny mężczyzna i było to dla niego zarówno przerażające jak i w jakiś sposób ekscytujące. Jak by nie było w swoim krótkim, dwudziestoletnim życiu nie miał czasu na jakiekolwiek związki. Miał tylko jednego przyjaciela, z którym od lat utrzymywał sporadyczny kontakt, a tak poza tym zawsze liczyła się dla niego tylko praca. I nic więcej. Nic. W końcu niczego innego tak nie kochał... No, w każdym razie do niedawana tak było. Od jakiegoś czasu miał jednak wątpliwości. Stracił "wenę". To coś, przez co zawsze chciał tworzyć.
Nagle srebrnowłosy chłopak jęknął cicho i poruszył się, zrzucając z siebie pasiastą kołdrę, która teraz miała na sobie również plamy jego krwi. Yuuri dosłownie rzucił się żeby złapać pościel i gdy już chwycił ją w dłonie, jego czekoladowe oczy spotkały się z oczami wprost niebiańsko niebieskimi. Brunet zamarł z wyrazem absolutnego zachwytu na twarzy. Przez moment przeszło mu nawet przez myśl, że jeśli na świecie istniał jakiś anioł to na sto procent miał takie tęczówki.
- Co się tak gapisz? - naburmuszony męski głos przerwał jego rozmyślania. - Kim ty w ogóle jesteś?! I co ty do diabła robisz w moim pokoju?! - ranny chłopak wydawał się być nieco skołowany.
- Ka... KATSUKI YUURI! - Brunet dosłownie wykrzyczał swoje imię i nazwisko, zupełnie zapominając jak teoretycznie powinno się witać. - Ja... ja cię... cię wczoraj zabrałem ze śniegu... z dworu... z tego... - zrumienił się i spuścił wzrok. Przez moment zdawało mu się, że jego nieproszony anioł w jakiś sposób usłyszał jego myśli, bo poruszył się dość niespokojnie. - No... uratowałem!
***
Victor wpatrywał się w twarz nieznajomego pustym, pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu spojrzeniem. "Uratował go." No tak. Dopiero teraz dotarło do niego, że wcale nie jest u siebie w domu. Na początku zmyliły go trochę kryształowe kwiaty, pokrywające ściany tego niewielkiego pokoiku, bo były niezwykle podobne do tych, które znajdowały się w całej jego komnacie. Te jednak były nieco inne... Inne gatunkowo. Wyglądały jak lilie, a u niego można było znaleźć tylko żonkile. Nagle to wszystko wydało mu się całkiem zabawne.
Promienie popołudniowego słońca tańczyły na ścianach, sprawiając, że wszystko wydawało się być dosłownie magiczne. Gdyby to był zwykły dzień to pewnie właśnie budziłby się u boku jakiejś ślicznotki i kompletnie nie zwróciłby uwagi na piękno tego miejsca. Ale nie. Koło niego siedział tylko ten nieznajomy brunet, który jak by nie patrzeć był facetem. Może trochę dziwnym, spoglądającym na niego oczami równie maślanymi, jak te jego kochanek... ale nadal facetem. Chociaż Victor musiał przyznać, że co jak co, ale te czekoladowe oczy były wyjątkowo ładne. Niepokojąco ciepłe. Błyszczące. Idealne. Nie, żeby kiedykolwiek zamierzał komukolwiek o tym powiedzieć. Szczególnie, że ten cały jego zachwyt pewnie spowodowany był anemią i ogólnie złym stanem jego zdrowia. W każdym razie tej wersji zamierzał się trzymać.
Victor spróbował unieść się na ramieniu. Syknął. Bolało go chyba wszystko, z paznokciami u rąk i nóg włącznie.
- Nic... nic ci nie jest?! - Brunet dosłownie przyskoczył do niego, o mało nie wywracając fotela, na którym siedział. Victor jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Tylko jedno go teraz obchodziło.
CZYTASZ
Zagubieni w ciemności || Yuri on ice!
RomanceKatsuki Yuuri to młody, ciężko pracujący czarodziej, który w świecie pozbawionym ciepła odnajduje radość w tworzeniu dzieł ze szkła i kryształów. Niestety życie w Lodowym Królestwie nie jest proste. Wysokie podatki, szlachta nie mająca za grosz sza...