Siostrzyczka

77 14 17
                                    

- Nie przejdą państwo razem.  Pani chce widzieć tylko jedno z was.  - Strażnik, odziany w grubą, srebrną zbroję z niebieskimi elementami, wpatrywał się w grupkę styranych wędrowców z pewnym zaskoczeniem. Normalnie pewnie już sam ich wygląd wprawiłby go w niemałe zdumienie. Victor był tylko lekkim sweterku i obcisłych spodniach, mimo że na jego włosach znajdował się szron. Yuuri sądził jednak, że tym razem strażnika zaszokowało coś zgoła innego. Wyglądało na to, że mężczyzna zwyczajnie nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji Victora, który chwilę wcześniej niemalże się na niego rzucił. Srebrnowłosy po prostu bardzo źle zniósł informację, że ma pójść w zupełnie innym kierunku, aniżeli jego towarzysze.

- Nie rozdzielimy się! Nie ma mowy! - Nikiforov przygarnął Yuuriego do siebie i przytulił go mocno w obronnym geście. 

Brunet zarumienił się po same uszy. Fakt, faktem nie czuł się najlepiej, ale żeby od razu robić z tego wszystkiego aż taką scenę? W pierwszej chwili w ogóle zamierzał się wyrwać i powiedzieć Victorowi, co sądzi o traktowaniu go w tak protekcjonalny sposób, ale wtedy zauważył, że rzeczywiście, bez jego wsparcia pewnie by upadł. 

Najpierw choroba, potem anemia, a na samym końcu migrena.  Nie, żeby ostatni dzień mógł być gorszy. Teraz jeszcze stał w tym przepaskudnym holu, w którego korytarzach ciągnęło chłodem i marzł. Nic fajnego. Wszystko tu wydawało się być takie... nienaturalne. Ludzie mieli podkrążone oczy. Zwierzęta chodziły po podwórku ze smętnymi minami i nisko położonymi uszami. Nawet niegdyś piękne gobeliny, które przedstawiały różne miejsca w królestwie, wyglądały, jakby były jedynie cieniami samych siebie. 

Co się stało z tym zamkiem? Kiedyś był całkiem zwyczajną, starą twierdzą. A teraz przypominał raczej dom strachów. 

- Pani Rosalia nakazała nam państwo rozdzielić... - Strażnik westchnął ze zmęczeniem i rozłożył ręce w proszącym geście. 

- A ja wam rozkazuję zostawić nas w spokoju! - Victor przytulił Yuuriego w jeszcze bardziej zaborczy sposób. - Możecie jej łaskawie przekazać, że to ja jestem jej cholernym, starszym bratem i ja będę decydował, czy mój ukochany pójdzie ze mną, czy nie!

Yuuri od razu zauważył zmianę w nastroju mężczyzny. Coś było nie tak.  Ten rosły, wysoki chyba na dwa metry facet dosłownie drżał. I to wcale nie z zimna. Za każdym razem, kiedy wymawiał imię Rosalii wyglądał, jakby miał dość. Jakby zwyczajnie się jej bał. To nie było... normalne. Nie, żeby cokolwiek tutaj chociaż próbowało utrzymywać takie pozory. Nawet Chris stracił jakoś cały rezon,  a Julia co rusz unosiła spojrzenie na sufit, jakby błagała Boga o jakiś znak. Albo o pomoc. 

- Vitya... - Yuuri odezwał się cicho, a jego głos zabrzmiał o wiele słabiej niżby chciał.  - Vitya pójdźcie na jakiś kompromis. Źle się czuję. - Nie skłamał, chociaż nie powiedział też całej prawdy. Wolałby przecież uniknąć jakiejś głupiej bójki na samym środku zamkowego korytarza. Szkoda mu było tych ludzi. No i gobelinów. Gobelinów zdecydowanie też. A wściekły Victor to Victor nieprzewidywalny. I, sądząc po zwłokach wielkiego psa z dzisiejszego ranka, również niebezpieczny. 

- Nie chcę cię tu zostawiać - mężczyzna westchnął i przejechał zimnymi palcami po jego włosach. - Boję się, że coś ci się stanie. Ten zamek nie jest... - zawahał się - bezpieczny. 

- W takim razie ja z nim pójdę - Julia zaoferowała się szybko, a na jej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. 

- Ja też - dodał Chris. On również wyraźnie zbladł, jakby cała jego energia życiowa została wchłonięta przez te wysokie, kamienne mury.  - Nie opuścimy go nawet na krok. Przysięgam, że nic mu się nie stanie. 

Zagubieni w ciemności || Yuri on ice!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz