Zgubna niewinność

99 15 24
                                    

"Długie, srebrne włosy delikatnie opadały na plecy postaci, która poruszała się po parkiecie, jakby była do tego stworzona. Każdy kolejny jej krok, każde spojrzenie, które rzucała spod długich, równie jasnych rzęs, przyprawiało chłopaka o miniaturowy zawał serca. W tym momencie nie istniało dla niego już nic poza tą drobną osóbką, jej płynnymi ruchami i słońcem, wpadającym przez świetlik na dachu. To naprawdę musiała być magia. 

Nagle postać potknęła się, a chłopak wstrzymał oddech, niemalże błagając w myślach, żeby nic jej się nie stało. Przez jeden przerażający moment sądził, że te modlitwy nic nie dały, ale w ostatnim momencie ta bardzo znana, i kochana przez niego osoba, złapała się wysokiego półprzezroczystego filaru. Tylko dzięki temu jakoś udało jej się nie upaść na zimną, lodową posadzkę. Chłopak westchnął z ulgą. 

- Dlaczego nie uważasz? - Spytał ją cicho. - Co bym zrobił gdyby coś ci się stało? 

- Jakoś byś żył. - Głos ukochanego człowieka dochodził do chłopaka jak zza mgły. - Żyłbyś dalej i robiłbyś wszystko, czego oczekują od ciebie inni. A potem być odszedł... 

- Odszedłbym? Dokąd?

- Do mnie. Zawsze do mnie. "

Piękne niebieskie oczy zabłyszczały lekko, kiedy Yuuri w końcu postanowił wybudzić się ze snu. Brunet musiał przyznać, że codzienne widywanie Victora, który nachyla się raptem kilka centymetrów od jego twarzy było czymś cudownym. Nawet jeśli to doświadczenie okraszone było ciągłym, miarowym stukotem kół i wiecznymi przeciągami. Jak by nie było, tylko obecność tego pięknego mężczyzny sprawiała, że ta długa, niekończąca się podróż przez lodowe pustkowia była w ogóle warta zachodu. 

- Hej Kochanie, jak się spało? - Victor tego dnia wyglądał na wyjątkowo rozpromienionego. Zupełnie jakby okropna śnieżyca, która rozszalała się na zewnątrz nie była żadnym problemem. Mężczyzna w ogóle zachowywał się, jakby pochłonął wszystkie dostępne promienie słońca. Był oślepiająco piękny. I nazywał chłopaka swoim "Kochaniem", nawet nie myśląc o tym, jak olbrzymi wpływ ma to jedno, głupie słowo na trzepoczące serduszko bruneta. 

- Miałem... dziwny sen - Yuuri ziewnął przeciągle i z trudem podniósł się do pionu. - Gdzie jesteśmy? 

- Daleko na północy! - Srebrnowłosy zaczął energicznie krzątać się po  powozie, wyraźnie czegoś szukając. - Jeszcze trzy, może cztery dni i dojedziemy na miejsce. - Uśmiechnął się nagle, wyciągając z dużej, skórzanej torby starą, nieco przypaloną patelnię. Yuuri zamrugał ze zdziwienia, zastanawiając się, skąd on to w ogóle miał. Do tej pory na talerzu bruneta pojawiały się przecież tylko różne, niezbyt smaczne kanapki, których zapas ponoć się kończył... a taka patelnia sugerowała, że mógł jeść coś znacznie lepszego! Czyżby Nikiforov rzeczywiście przygotował się do tej wyprawy? 

Nie no, niemożliwe. Ten dziwny srebrnowłosy książę na bank nie pomyślałby o czyś takim. Pewnie przyrządy kuchenne spakowała Julia, która stwierdziła, że lepiej będzie jeśli wezmą je ze sobą. Tak, to zdecydowanie brzmiało bardziej prawdopodobnie.  Szczególnie, że Vitya nie pamiętał nawet o własnych ubraniach, nie mówiąc już o innych, "przydatniejszych" przedmiotach. 

- Co robisz? - Yuuri w końcu odważył się spytać i podszedł od tyłu do swojego kochanka, żeby lekko objąć go w pasie. - Tylko nie mów, że gotujesz. 

- Coś ty! Nie umiem gotować! - Victor odwrócił się do niego i równie delikatnie cmoknął go w czoło. - Ale ty umiesz. 

- Tak, ja umiem. - Yuuri parsknął lekko i wyciągnął mu z dłoni starą patelnię. Była zardzewiała, ale dość czysta. - Nie przeżyłbyś beze mnie nawet dnia. - Podszedł spokojnie do niewielkiego pseudo-kominka, w którym nawet teraz tańczyły wesołe ogniki, które odbijały się w cudownym błękicie oczu Victora. - Mamy jajka?

Zagubieni w ciemności || Yuri on ice!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz