Kryształ i Lód

69 14 35
                                    

Konfrontacja dla zdecydowanej większości ludzi nie jest niczym prostym. Wręcz przeciwnie. A Yuuri nie zaliczał się do tego cudownego grona wyjątków od tej smutnej reguły. Do tej pory nie rozumiał, jakim cudem radził sobie, jako król, skoro nie potrafił nawet na kogoś porządnie nawrzeszczeć. Ani szczerze się uśmiechnąć. Tylko jego ukochana potrafiła wydobyć z niego jego prawdziwe uczucia. Była jego szczęściem. Rozumiała go, jak nikt inny... 

- Rosalio... - Yuuri odezwał się zimno. Wiedział, że ten ton głosu przywoła ducha, który opętał dziewczynę. To był w sumie najprostszy sposób. Jego żona nienawidziła, kiedy zwracał się do niej w tak bezuczuciowy sposób. Zresztą ona nie lubiła zdecydowanej większości rzeczy, które robił.  - A może wolisz, żeby nazywać cię twoim prawdziwym imieniem? - spytał  z odrobinką ironii, zupełnie jakby cała ta konwersacja już go nudziła. - Lilith... - wyszeptał, chociaż to słowo ledwo przeszło mu przez usta. - Powiedz mi, co ty w ogóle robisz? Te wszystkie lata, które spędziłaś w zaświatach, do reszty odebrały ci rozum?

- Co? - Dziewczyna obróciła się, a jej oczy zaszkliły się niebezpiecznie, po czym przybrały nieco inny, bardziej drapieżny wygląd. - Widzę, że znowu się spotykamy - powiedziała nieco szyderczym tonem. - Co u ciebie kochanie? Jak tam twoja nieśmiertelność beze mnie? Smutna, prawda? - Roześmiała się głośno. 

Yuuri westchnął i spojrzał na nią z nieukrywaną złością. Wiedział, że sytuacja jest wyjątkowo podbramkowa. Czuł na swoich plecach zaskoczony wzrok wszystkich zebranych. Nie tak to miało być, ale kogo by to obchodziło? Było już za późno, żeby  grać na zwłokę. Zresztą wcale nie chciał tego robić. Skoro Lilith musiała mu się "ukazać" to znaczy, że dla małej Rosy była jeszcze szansa. 

Musiał ją ratować. 

- Jest o wiele lepsza, niż myślisz - odparł spokojnie. - Nie wierzę, że postanowiłaś opętać to biedne dziecko. Miałaś tylu lepszych kandydatów... - westchnął teatralnie.  

Dziewczyna założyła ręce na piersi i i przekrzywiła głowę w iście kocim geście. Śmiała się. Bezgłośnie. Upiornie. Ale to nadal był ten sam, przerażający śmiech, który przez lata nawiedzał go w najgorszych koszmarach. 

- Jak mogłeś o mnie zapomnieć, Yuuri? - Spytała sarkastycznie. - Obiecywałeś mi wielką miłość, a teraz co? Znalazłeś sobie kogoś na moje miejsce? Tak szybko? 

- Nie, nie znalazłem. Ciebie nikt nie może zastąpić. - Brunet zamknął oczy. Nie miał ochoty na nią patrzeć. Ani na nią, ani na ten okropny, kryształowy pałac. To miejsce było dla niego kiedyś ostoją miłości i ciepła, a teraz zamieniło się w jedną wielką salę tortur. - Jesteś jedyna w swoim rodzaju. 

Poświęcenie. Tak to się nazywało. Nie miał innego wyjścia. Domyślał się, co stanie się z tą biedną dziewczynką, jeśli teraz jej nie pomoże. Była przerażona, kiedy zobaczyła, jak Victor osuwa się na ziemię. Kochała go, bo był jej bratem. To oznaczało, że Lilith nie odebrała jej jeszcze tego ludzkiego pierwiastka. Miała szansę "wrócić do normalności". 

MUSIAŁ ją uratować. 

- Wiedziałam! - Lilith wyszczerzyła zęby, jak najedzona tygrysica. Falbanki sukni zaszeleściły lekko, kiedy ta wykonała piruet w miejscu. - Wiedziałam! - Powtórzyła tak, żeby jej chłodny, pozbawiony wyrazu głos dotarł do uszu wszystkich zebranych. Bruneta przeszły ciarki. 

"Czasem potwory kryją się zamknięte w najpiękniejszych pudełkach." 

Ambrozja miała rację. Ludzie byli cudowni tylko wtedy, kiedy mieli wady. Lilith ich nie miała. Zawsze była ponad to. Piękna, jak starożytna pieśń, ułożona i wdzięczna, niczym śnieżna tygrysica. Nie dało się oderwać od niej wzroku... no... jak widać zostało jej to nawet po śmierci. 

Zagubieni w ciemności || Yuri on ice!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz