05 października 2011 r.
Życie czasami wydaje nam się najbardziej skomplikowaną grą, w której absolutnie każdy jest naszym wrogiem i wszystkie możliwe przeciwności losu spływają akurat na nas. Lub jakby los pisał dziwny scenariusz do sztuki antycznej, w której główny bohater staje przed konfliktem tragicznym, z którego absolutnie żadne wyjście nie jest dobre. Czasami wydaje nam się, jakby nasze życie było jakimś ying i yang, którego czarna część zalała już dawno tą białą, nie pozostawiając na dobro absolutnie żadnego miejsca.
Ale gdy się nie poddajemy, gdy mimo wszystko brniemy w to, w co chcemy brnąć i walczymy o swoje; gdy niczym Syzyf toczymy pod górę ciężki głaz swojego losu, wydaje nam się, że być może potrafimy temu wszystkiemu sprostać. Pierwszy promień wiosennego słońca oświetla naszą twarz, sprawiając, że topnieje lód w naszym sercu i pojawia się nadzieja na lepsze jutro. Na lepszą wieczność.
A potem nagle coś się wali, kamień stacza się w dół, słońce zakrywają chmury, na nowo pogrążając cały nasz świat w mroku. Podejmujemy decyzje, myśląc, że nie mamy wyboru; zaczynamy podążać ścieżkami, które do niczego nie prowadzą i gubimy siebie pośród miliona spraw i problemów, którym często nie potrafimy sprostać.
Ważne jest to, by po prostu łapać te chwile, w których jest wszystko dobrze. Zanim wszystko się zawali, zanim syzyfowy kamień naszego życia stoczy się w dół, a słońce zakryją chmury. Jednak jakże trudno jest je łapać, skoro biegniemy do przodu nieustannie ścigając się z czasem. Skoro jesteśmy tak zajęci dążeniem do niekiedy bezsensownych celów, że nie zwracamy uwagi na wszystkie spadające gwiazdy i srebrne księżyce. Na płaczących na podłodze, zniszczonych życiem nasze braci i siostry, których być może nawet nie znamy, ale w ich smutnych obliczach widzimy odbicie nas samych. Za czasów, gdy wszystko zaczynało się walić, pozbawiając świat kolorów, a nasze serca nadziei.
Opowiem Wam historię o chłopcu, który również myślał, że nie było dla niego nadziei.
W chwili, w której absolutnie cały jego świat zawalił się po usłyszeniu tego jednego nazwiska, którego miał nadzieję nie usłyszeć już nigdy więcej.
- Harry, skarbie, rozumiem, że czujesz się z tym wszystkim źle, ale musisz w końcu wrócić do szkoły - odezwała się Anne, wchodząc do pokoju - Już jakiś tydzień leżysz w łóżku i tylko patrzysz się w sufit.
Harry nie odpowiedział. Jego twarz nie wyrażała za bardzo żadnych emocji. Nikt tak naprawdę nie miał pojęcia, że nie chodziło tylko o głupie pobicie. On bał się wracać, ponieważ bał się spojrzeć w oczy jemu.
Do tej pory nikomu nie powiedział o Jonathanie. Jego mama wiedziała jedynie, że ktoś go mocno skrzywdził, ale nigdy nie wyjawił jej jego imienia. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłoby mu przejść przez usta. Nie powiedział o tym nawet Taylor, która przychodziła do niego po lekcjach, wypytując, jak się czuje. Oficjalnie był przeziębiony i nikt nie domyślał się prawdy. Nikt się nigdy jej nie domyśla.
- Harry, mówię do ciebie.
Dopiero wtedy jakby zauważył jej obecność i zdobył się na to, żeby odwrócić wzrok od sufitu i na nią spojrzeć.
- Będziesz miał zaległości.
Uniósł jedynie brwi, ponownie zaczynając wpatrywać się w sufit. Głęboko w myślach zaczął liczyć do piętnastu.
- Harry.
- Po prostu mnie zostaw, okej? - zażądał być może odrobinę zbyt wybuchowo, jednak w tamtej chwili naprawdę nie miał ochoty z nią rozmawiać. A tym bardziej wracać do szkoły.
CZYTASZ
Show Me Love | Larry Stylinson
FanfictionŻycie 17-letniego Louisa z pozoru jest idealne - popularny w szkole, ma wiele znajomych, piękną dziewczynę i dostaje wszystko to, czego chce. Louis jednak skrywa przerażającą tajemnicę - albowiem w jego domu ani sercu nigdy nie było miejsca na miło...