Gdy Harry obudził się na drugi dzień, Louisa już obok nie było. Pozostał jedynie jego zapach na pościeli, połączony z szamponem Harry'ego, którego użył brunet. Styles od tamtej chwili uważał, że to połączenie było najpiękniejszym zapachem na świecie. Nie miał mu za złe tego, że wyszedł - zapewne bał się, że nadużył gościnności Harry'ego, albo nie chciał być przyłapany przez jego mamę, więc opuścił ich dom, zanim się obudziła.
Szybko zauważył, że zniknęła również bluza Louisa, którą chłopak wziął zgodnie z planem, ponieważ na zewnątrz tego dnia było naprawdę zimno. Deszcz delikatnie uderzał o szybę w jego oknie, rozmazując cały obraz na zewnątrz, który wydawał się w tamtym momencie podobny do wspomnień Harry'ego z poprzedniego wieczoru. Pewne było to, że kilka drinków w klubie upiły go dostatecznie, żeby miał dziury w pamięci. Jednak nie na tyle, żeby nie pamiętać obrazu mokrego ciała Louisa, gdy spojrzał w jego zaczerwienione i bardzo zagubione, jednak wciąż piękne oczy. Nie na tyle, by nie pamiętać zapachu jego włosów, czy dotyku ciała, gdy go przytulał.
Nie na tyle, by nie pamiętać wzroku Jonathana, który odwrócił głowę w jego stronę, idąc u boku wytatuowanych facetów w skórzanych kurtkach. Tego umysł Harry'ego najbardziej nie potrafił wymazać z pamięci.
Tego dnia była sobota. Typowa październikowa sobota, kiedy człowiek chciałby coś porobić dla zasady, jednak tak naprawdę zdaje sobie sprawę, że nie ma na to ochoty. Zwłaszcza, że pogoda zazwyczaj wtedy nie dopisuje, wprawiając nas w melancholijny nastrój.
Harry zawsze myślał, że lubił jesień. Była równie melancholijna jak on. Wyobrażał sobie, że silne ulewy oznaczają, że natura ma ataki paniki - tak samo, jak on. Może to myślenie pozwalało mu w pewnym sensie przekonać samego siebie, że nie jest z tym sam. Że nie tylko on jest nienormalny.
Jednak to myślenie było do dupy.
Tak więc po raz pierwszy od lat Harry, przewracając oczami, zamknął uchylone okno, żeby nie słyszeć deszczu, który z nieznanego mu powodu zaczął go irytować. Postanowił, że pościeli łóżko, bo właściwie nie ma nic lepszego do roboty, więc czemu nie? Skończyło się na tym, że znowu zaczął wąchać poduszkę, na której spał Louis, jakby chcąc się tym zapachem naćpać. Po parunastu sekundach otworzył jednak oczy i zmarszczył brwi, zastanawiając się, co on do cholery wyprawia. Podszedł do lustra i gdy spojrzał w swoje odbicie stwierdził, że albo ma kaca, albo po prostu mu odbiło. Stwierdził, że to nic, po czym zrobił kilka przysiadów i dwa obroty, co skończyło się tak, że się przewrócił i uderzył głową o krzesło. Wtedy właśnie wpadł na pomysł, że musi porozmawiać ze swoją mamą.
Już miał schodzić po schodach, gdy wcześniej jeszcze zahaczył o łazienkę i polał sobie twarz zimną wodą. Gdy w końcu stwierdził, że wygląda nieźle, po czym strzelił sobie mocno w policzek z liścia i uśmiechnął się do swojego odbicia, wtedy zdał sobie sprawę, że koniecznie musi porozmawiać ze swoją mamą.
Tak więc wolnym krokiem zszedł po schodach, próbując się nie wywrócić, co nie wychodziło mu aż tak dobrze, jakby chciał, ponieważ mimo licznych porannych przeżyć, wciąż był jeszcze zaspany.
- Harry, wszystko w porządku? - spytała Anne, gdy tylko wszedł. Stała oparta o blat, pijąc jak co rano tą swoją czarną kawę z ekspresu. Wyglądała na zmęczoną.
- Ta - zbył ją, podchodząc do stołu, po czym usiadł na jednym z krzeseł, opierając brodę o jego oparcie - Mamo, chyba muszę z tobą porozmawiać - oznajmił po chwili. Anne zmarszczyła brwi, nie wiedząc, o co chodzi.
- Stało się znów coś złego? - zmartwiła się i usiadła obok niego przy stole, wciąż trzymając w rękach parującą kawę.
- Właściwie to... - zaczął, nie wiedząc, jak ma jej o tym powiedzieć - Właściwie to chciałem cię przeprosić. Za to, jak zachowałem się ostatnio i jak traktowałem cię przez ostatni tydzień. Przepraszam. Potrzebowałem chwili wytchnienia, żeby to wszystko przemyśleć.
CZYTASZ
Show Me Love | Larry Stylinson
FanfictionŻycie 17-letniego Louisa z pozoru jest idealne - popularny w szkole, ma wiele znajomych, piękną dziewczynę i dostaje wszystko to, czego chce. Louis jednak skrywa przerażającą tajemnicę - albowiem w jego domu ani sercu nigdy nie było miejsca na miło...