27 października 2011 r.
Harry zapinał właśnie ostatni guzik eleganckiej koszuli, stojąc przed dużym lustrem w swoim pokoju. Patrząc na swoje odbicie, widział jedynie zmęczone od długiego myślenia nocą oczy. Wspomnienia znów uderzyły w niego niczym pociski, jednak Harry zaczął już powoli ignorować myśl, że ostatni raz miał na sobie ten garnitur ponad rok temu, w dniu pogrzebu Gemmy.
Właściwie Harry nie był pewien, czy w ogóle powinien tam iść. W końcu nikt nie wiedział o tym, że on i Louis byli blisko, więc jego obecność na pogrzebie Jay mogłaby zostać odebrana jako co najmniej dziwna. Jednak Harry miał to gdzieś.
Nie wybaczył by sobie, gdyby nie było go przy Lou w tak trudnym dniu w jego życiu. Zwłaszcza, że Harry doskonale wiedział, jak to jest się tak czuć. Louis od tygodnia nie chodził do szkoły. Powziął sobie za obowiązek opiekę przez ten czas nad swoimi siostrami, pomimo tego, że sam ledwo był w stanie funkcjonować. Twierdził, że nie potrzebuje pomocy, jednak Harry wiedział, że chłopak nigdy by o nią nie poprosił, nawet gdyby było naprawdę źle. Dlatego właśnie sam przychodził do niego codziennie po lekcjach, pomagał mu i był przy nim, a ten sam Louis, który na co dzień udawał, że już wszystko jest w porządku, wieczorami zanosił się płaczem wtulony w drobne ciało młodszego chłopaka, a Harry trzymał go zawsze w swoich ramionach, uspokajając go i nieustannie powtarzając, że jest tu dla niego.
Ale o tym nikt poza samym Harrym nie wiedział. W końcu świat miał o Louisie wyobrażenie zupełnie inne i nawet by nikomu nie przyszło do głowy, że ten sam przystojny kapitan drużyny, nie liczący się z nikim i z niczym, mógłby być tym samym chłopakiem, którego znał i w którym zakochał się Harry.
Louis i tak, pomimo wszystko, radził sobie nieźle. Nie mógł wybaczyć sobie, że nie powiedział swojej mamie tylu rzeczy, że umarła myśląc, że ją zostawił, że jej nie kocha. Był załamany przez to wszystko, a Harry próbował mu pomóc. Ale radził sobie nieźle. Być może wykonywał wszystkie czynności mechanicznie, zupełnie o tym nie myśląc, jednak starał się robić wszystko, by dobrze zająć się siostrami, zwłaszcza Lottie, która potrzebowała ogromnej opieki. Harry miał nadzieję, że jak najszybciej ktoś coś z tym zrobi i da im jakąś rodzinę zastępczą, ponieważ Louis miał w tamtym momencie na głowie wszystko. Oprócz wyrzutów sumienia, które go zabijały, musiał przede wszystkim dorosnąć. Przez ten tydzień zmienił się nie do poznania - fizycznie schudł, jednak psychicznie zmężniał i wydoroślał, postanawiając sobie, że zostawi imprezy i zajmie się tym, co naprawdę ważne. By nie popełnić już tych samych błędów jeszcze raz.
Tymczasem postępowanie w sprawie jego ojczyma trwało. Harry nie do końca wiedział, co konkretnie się stało - nie chciał zmuszać Louisa, by mu o tym mówił. Wiedział, że jest to dla chłopaka niezmiernie trudne, zwłaszcza, że wczoraj musiał zeznawać. Po wszystkim zadzwonił do Harry'ego i nie był w stanie nawet powiedzieć mu, jak było, przez łzy, których nie mógł nawet powstrzymać. Na pewno to wszystko bardzo go zmieniło, a Harry nie miał pojęcia, jak mu pomóc. Domyślał się, że za śmiercią jego mamy stoi Greg, jednak nie znał szczegółów. Nie wiedział, czy chce je znać.
– Harry? – usłyszał nagle głos Anne, która weszła niespodziewanie do pokoju - Daj mi to - westchnęła, gdy tylko zobaczyła, jak jej syn wiąże krawat. Natychmiast zabrała się za to samodzielnie, spoglądając co chwilę na jego odbicie w lustrze. - Wyrosłeś - stwierdziła po chwili, wymuszając lekki uśmiech. Harry jednak nie potrafił go odwzajemnić. Stał jedynie, przyglądając się swojemu odbiciu i zastanawiając się, ile jeszcze dziwnych przeszkód postawi na jego drodze życie, zanim złamie się zupełnie. – O której mniej więcej wrócisz?
– Nie wiem – powiedział zgodnie z prawdą - Idę do Louisa po wszystkim.
Anne pokiwała głową, zamyślając się.
CZYTASZ
Show Me Love | Larry Stylinson
FanfictionŻycie 17-letniego Louisa z pozoru jest idealne - popularny w szkole, ma wiele znajomych, piękną dziewczynę i dostaje wszystko to, czego chce. Louis jednak skrywa przerażającą tajemnicę - albowiem w jego domu ani sercu nigdy nie było miejsca na miło...