4. Dzień Przyjaciół, czyli gdzie wtedy nie chodzić.

1.9K 154 356
                                    

Po skończonych, chociaż niekoniecznie udanych lekcjach wszyscy weszli do autobusu szkolnego, nie mówiąc nawet Dzień Dobry znudzonemu kierowcy. Chwilę potem pojazd wyruszył spod szkoły, aby objechać wszystkie przystanki i wysypać z siebie uczniów.

Jak to zwykle było, wszyscy kłócili się o miejsca na tyle, a że było ich tylko cztery, to i czterech wybrańców mogło na nich usiąść. A raczej trzech, bo zwykle Rosja miał tam miejsce zaklepane i nikt nawet nie próbował go stamtąd odciągnąć. A sami w sumie wybrańcy często byli tacy sami, a w większości byli to licealiści. No bo któryż gimnazjalista zdoła odpędzić trzy lata starszego i wyższego od siebie? I w końcu na tyle usiadł Niemcy, Prusy, Rosja i bardzo dziwnym, a wręcz śmiesznym, cudem Włochy.

Tak więc Polska z Litwą usiedli na samym przodzie, by mieć prędzej do wyjścia.

Feliks był wielce podekscytowany, w jego głowie rodziło się tysiące pomysłów, jak może spędzić dzień z przyjacielem. A Laurinaitis zastanawiał się, czy ładna pogoda będzie trzymać, czy potem zrobi się gorzej i co ze sobą zabrać w razie jakiejś katastrofy.

Zanim dojechali do swojego domu, większość powysiadała z autobusu. Tak też w końcu wyszli i oni, mówiąc za sobą Do widzenia, jak na porządnych ludzi przystało.

Pierwszy do drzwi pogonił Polska, jako że to on właśnie miał klucz do mieszkania. Po ich otwarciu pobiegł szybko na górę do swojego pokoju, nawet nie ściągnął butów. Po nim wszedł spokojnie Litwa, który zamknął drzwi, a buty ściągnął oczywiście. Także poszedł na górę, bo tam także mieścił się jego pokój.

Nieduży, jego ściany były koloru żółtego, na jednej z nich okno z ładnymi brązowymi zasłonami. W rogu stało biurko z lapmką i książkami, przed nim obrotowe krzesło, a obok szafa na ubrania. Z sufitu zwieszała się lampa.

Odłożył plecak na podłogę i przebrał się z mundurku w szare dresy, a że na szczęście nie mieli żadnych zadań domowych, zszedł z powrotem na dół, a dokładniej do kuchni, gdzie nastawił sobie wodę na herbatę. Ale zanim jednak to uczynił, zawołał:

- Polska!

- Co? - odparł mu głos z góry.

- Chcesz herbaty?

- Pewnie, rób!

Zawsze w sumie tak było. Litwa wyjął z szafki dwa kubki i postawił je na blacie.

Po jakiejś chwili przyjaciel zszedł do kuchni z telefonem przy uchu i zaczął tak krążyć wokół stołu.

- No jak to nie? - widocznie się z kimś kłócił - Jak tak generalnie można? - odsunął trochę telefon od głowy - Jest już herbata? - Litwa pokręcił głową, więc Polska powrócił do rozmowy - Ja sobie tego totalnie, jakby, nie wyobrażam! - wyszedł z kuchni, aby zaraz do niej wrócić i cisnąć telefonem na stół. - No normalnie, ja totalnie nie rozumiem takich ludzi.

- Nie denerwuj się tak. - rzekł Laurinaitis, a słysząc Pyk! zalał herbatę wodą. - Telefon sobie popsujesz, jak będziesz nim tak rzucać. Ile chcesz cukru?

- Wcale nie chcę.

Zawsze chciał nawet po pięć łyżeczek, więc trochę zdziwiony szatyn postawił przed nim kubek niesłodzonej herbaty, podczas kiedy sam dosypał sobie półtora łyżeczki cukru.

- Co chciałbyś dzisiaj zrobić? - zapytał Feliks.

- W sumie nie wiem - odparł Litwa - Zrób jakąś niespodziankę.

Łukasiewicz zamyślił się na chwilę wypijając odrobinę napoju, który zaraz znów odłożył na stół.

- Totalnie genialny pomysł! - zawołał nagle i wybiegł z kuchni.

| Salutuj, Liciu | Hetalia | ZAKOŃCZONE | KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz