Jest środek pięknego, upalnego dnia.
Większość dziewiętnastolatek właśnie zmierza na plażę albo do jakiegoś klubu, pokazać swoje wyrzeźbione ciało i pokręcić się koło jakiś przypadkowych gości łudząc się, że to właśnie jest ta prawdziwa miłość. Inne też szukają po prostu rozrywki. Odbijamy piłeczkę, teraz co robią panowie? A no siedzą w tych klubach i korzystają z "łatwego posiłku", zapijają smutki lub poprostu dobrze się bawią. A co robię ja? Co robi Sky Madison? Siedzę sama na malutkim balkoniku wiszącym na ogromnym domu. Siedzę na podłodze z gorącą herbatą i zastanawiam się czy czasem jej na siebie nie wylać. Ale hej, gdzie ten nastoletni bunt, żądza zabawy i młodzieńczy entuzjazm? Otóż, nie ma. Tego wszystkiego już nie ma. Wyparowało razem z dawną mną. Z tamtej szalonej, zabawnej i trochę lekko myślnej Sky już nic nie ma.Czuję samotną, zagubioną łzę która krąży po moim policzku szukając odpowiedniej drogi wyjścia. Ostatecznie jednak wpada do kubka z parującą herbatą czym wyrywa mnie z transu. Szybko zdobywam władzę nad umysłem i przypominając sobie o łzie, uderzam się w twarz. Mocno, ale nie na tyle by został ślad. Nie mogę być słaba a co za tym idzie nie mogę też płakać. Żadnych słabości.
Powolnym ruchem opuszczam głowę aby dostrzec swoje odbicie w napoju.
Nie dane mi jest przyglądać się sobie długo, bo po naprawdę krótkiej chwili biorę zamach i z całej mojej siły, której z kolei nie jest dużo, rzucam moim ulubionym kubkiem rozbijając go na drobne kawałeczki i wylewając na zimne płytki balkonu gorzką herbatę. Skóra parzy gdy biorę w garść potłuczone, gorące szkło i resztkami sił wzmacniam uścisk.Ból fizyczny nie jest w stanie dorównać temu psychicznemu, choć bardzo bym tego chciała.
W końcu szkło kruszy się na jeszcze mniejsze kawałki wypadając z mojej bezwładnej, zakrwawionej ręki. Szukam wzrokiem największego kawałka rozbitego szkła a gdy go znajduje drżącą dłonią przykładam go do widocznej, zielonej żyły na moim nadgarstku. Chcę poczuć ból, ból który sprawi, że zapomnę o przeszłości.
Od próby zapomnienia, zrobienia czegoś czego mogłabym żałować odwodzi mnie dźwięk zamykanych drzwi. Wstaję z podłogi i szybkim krokiem wychodzę z mojego ulubionego miejsca pozostawiając bałagan jaki przed chwilą zrobiłam i wchodząc do łazienki z zamiarem umycia rąk i opatrzenia ran. Robię to błyskawicznie po czym wychodzę przez ogromne, zdobione drzwi prowadzące na gigantyczny biały korytarz nie zapominając o zamknięciu pokoju na klucz. Schodzę po idealnie wyczyszczonych, lśniących schodach i opanowanym krokiem zmierzam w kierunku salonu z zamiarem zobaczenia osoby która przybyła. Po drodze zauważam wysokie, czarne obcasy stojące obok masywnych, jasnych drzwi. Chcąc się upewnić co do moich podejrzeń spoglądam na drewniany wieszak stojący obok skromnej szafki na buty. Na wieszaku wisi idealnie ułożony, kobiecy kapelusz w kolorach szarości. W mojej głowie kłębi się jedno pytanie. Dlaczego wcześniej?
Po zapewne bardzo długiej chwili wpatrywania się w samotny kapelusz
Odwracam się z zamiarem wrócenia do pokoju lecz uniemożliwia mi to ciepła, leciutko pomarszczona ręka mojej mamy. Nieruchomieje na ten gest ale potem powoli z przyklejonym, sztucznym uśmiechem obracam się do osoby za mną. Spoglądam jej prosto w oczy lecz niczego nie dostrzegam.- Cześć Sky- mówi ciepłym głosem w który kiedyś byłam bardzo wsłuchana.
- Cześć- powtarzam, starając się brzmieć na szczęśliwą.
- Dawno mnie tu nie było, tęskniłaś?- ostatnie słowo szepcze jakby z nadzieją.
- A mogło by być inaczej?- poszerzam sztuczny uśmiech żeby wyglądać wiarygodniej.
Mama już nic nie mówi tylko przytula się do mnie. Czuje bijące od niej ciepło, nic nie mówię, tylko stoję.
- Miło mi cię widzieć taką uśmiechniętą- mówi. Te słowa zabolały i nie wiem czemu trafiły we mnie niczym nóż w plecy. Może boli mnie to, że ona nie zauważa tego co naprawdę się ze mną dzieje?
Mimo ogromnego bólu przeszywającego mnie na wylot tylko kiwam głową nie przestając się uśmiechać. Choć nie jestem pewna czy teraz ten "uśmiech" nie wygląda jak grymas.
- Pójdę na górę, do siebie - odchrząkam wskazując na białe schody po czym odwracam się i ruszam do pokoju.
Odkluczam drzwi i od razu idę na balkon z zamiarem posprzątanie tego wszystkiego. Staję na balkonie i nogą popycham kawałki szkła w kierunku ogrodu. Patrzę jak spadają po czym ruszam w głąb pomieszczenia. Zmęczona nie wiem czym opadam na miękkie zaścielone różowym kocem łóżko. Patrzę w sufit na którym świecą się białe gwiazdki. Kiedyś poprawiały mi one nastrój, patrzyłam na nie godzinami przypominając sobie wszystkie szczęśliwe zdarzenia które odbyły się w tym pokoju. A teraz? A teraz patrzę na nie i jeszcze gorzej pogrążam się w żalu. One także, tak jak wszystko przypominają mi o przeszłości.
Wiesz co jest gorsze od płakania w poduszkę? Pustka. Taka chwila kiedy poprostu siedzisz i wpatrujesz się w niebo, wiesz, że nie możesz nic zrobić i ogarnia cię to przerażające poczucie bezsilności, które zżera cię od środka. A ty nie robisz nic. Po prostu się przyglądasz.
Po długim czasie leżenia i myślenia postanawiam iść spać. Otulam więc się ciepłym, różowym kocem który pachnie mną i kładę twarz na miękką poduszkę. Zamykam oczy biorąc głęboki oddech po czym staram się zasnąć. Oczy drżą mi pod powiekami lecz w końcu odnajdują spokój, oddech również znajduję rytm i już po chwili jestem w lepszym świecie. Odpływam.
Za dużo myślę.
Za bardzo chcę.
Za mocno czuję.
Za gęsto śnię.
CZYTASZ
Come Back
RomanceKrzyczałam, zdzierając sobie gardło. Krzyczałam, nie zwracając uwagi na ból. Płakałam, dławiąc się łzami. Patrzyłam na twoje zdjęcie, gdy gorące spływały po policzkach. Już wiem, że nigdy się z tym nie pogodzę. Nie ma ciebie, nie ma mnie. A może ż...