2.

95 10 2
                                    

Z niechęcią otwieram oczy by po chwili je zamknąć z powodu rażącego światła. Nienawidzę wtorkowych poranków, zresztą żadnych nie lubię. Jednak z jednego jestem zadowolona, nie miałam koszmaru, koszmaru który miewam co noc.    

Sięgnęłam po telefon leżący na białej szafce nocnej z zamiarem dowiedzenia się która godzina. Jęknęłam niezadowolona, gdy okazało się, że już trzeba się wybierać. Z bijącym ode mnie złym humorem ruszyłam zmęczonym krokiem do łazienki. Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia, powoli zdjęłam  z siebie ciuchy i wślizgnęłam się pod prysznic. Gorący strumień wody styknął się z moim zimnym ciałem powodując przyjemny dreszcz. Krople wody spływały po moim ciele powoli a mi zaczynało być coraz cieplej. Sięgnęłam po płyn i delikatnie namydliłam ciało po czym wplątałam  dłonie oblane szamponem we włosy i delikatnie je masowałam. Gdy już całe moje ciało było w pachnących płynach, odkręciłam wodę i ponownie rozkoszowałam się przyjemnym ciepłem.

Wyszłam z pod prysznica i wilgotną dłonią przetarłam zaparowane lustro, po tej czynności sięgnęłam po mój puchaty ręcznik i owinęłam  nim włosy. Wzięłam drugi i wytarłam  delikatnie całe moje mokre ciało po czym nałożyłam  na nie szary szlafrok, zawiązując go mocno w pasie. Szybko wyszłam z łazienki. Skrzywiłam się czując różnice temperatur między pokojami. Podeszłam do szafy i zaczełam zastanawiać  się co na siebie włożyć. Stawiłam na długie białe rurki i za dużą czarną koszulkę, mimo, że na dworzu jest upalnie, nie chcę ubierać się w nic innego. Zdjełam więc szlafrok a w jego miejsce nałożyłam  koszulkę. Wsunęłam  na nogi rurki a włosy rozplątałam z białego ręcznika. Uczesałam je dokładnie po czym delikatnie podsuszyłam. Podeszłam do toaletki i siadłam przed dużym lustrem obitym złotymi wzorkami na białym drewnie. Patrzyłam sobie w oczy a potem na każdy milimetr mojej twarzy.
Myliłam się, po moim wczorajszym uderzeniu został lekko różowy ślad. Niezadowolona sięgnelęłam po podkład i nałożyłam na twarz. Nie dałam tego dużo, bo nie potrzebuje. Następnie podkreślam brwi i oczy odpuszczając sobie malowanie powiek. Ostatecznie musnęłam pomadką moje usta i wstałam od toaletki.
Zgarnęłam torbę, schowałam do tylniej kieszeni spodni telefon i zeszłam na dół. Gdy znalazłam się już przy drzwiach wyjściowych włożyłam niebieskie buty new balance i wyszłam z domu. Poczułam jak ciepłe promienie słońca otulają moją twarz i ogrzewają ciało. Niechętnie ruszyłam w drogę do mojej uczelni.

Droga do szkoły nie zajęła mi długo, bo około 15 minut.

Gdy tylko przekroczyłam drzwi tego okropnego miejsca, poczułam  odruch wymiotny. Pierwszy rok, drugie półrocze, a ja już mam dość!

Okej, dobra, spokojnie, wytrzymasz.

Podeszłam do swojej szafki z zamiarem wyciągnięcia potrzebnych książek.

Wolnym krokiem ruszyłam w stronę odpowiedniej sali i z nadzieją, że nikogo nie będzie jeszcze w środku pociągnęłam  czarną klamkę. Jak wiadomo, nadzieja matką głupich! Patrzyłam więc na salę wypełnioną po brzegi uczniami. Oczywiście jedyne wolne miejsca były z samego przodu.

Świetnie!

Chcę się zabić.

Usiadłam na wolnym krześle w pierwszej ławce i schowałam twarz w dłoniach. Odetchnęłam głośno i zaczęłam obmyślać sposób w jaki mogłabym się zabić.

Po paru minutach siedzenia i wgapiania się w tablice usłyszałam charakterystyczne skrzypnięcie drzwi przez które wszedł właśnie nauczyciel.

Jęknęłam ociężale wypuszczając ciepłe powietrze z płuc.

Nauczyciel rozpoczął swój monolog a ja pogłębiam się w swoich myślach.

— —
Pchnęłam duże drzwi prowadzące na zewnątrz tego okropnego budynku
I z zadowoleniem przekroczyłam ich próg. Przystanęłam na chwilę i zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Promienie słoneczne miło pieściły moją twarz. W końcu leniwym krokiem ruszyłam do domu.

Po drodze mijałam różnych szczęśliwych ludzi, myślałam, że zwymiotuje.

Zazdrościsz.

Co? Nie?

Dobra, może trochę.

Głupia podświadomość. Miała rację, zazdrościłam im, bo ja już nie umiałam być szczęśliwym człowiekiem. Nie po tym, co się stało.

— —

Dotarłam do domu i przekręciłam klucz w zamku w prawą stronę otwierając drzwi i wchodząc do środka. Od razu poczułam inny niż zawsze zapach. Zdziwiona zdjęłam swoje buty i podążyłam za zapachem. Ten doprowadził mnie do kuchni gdzie siedziała moja mama z ogromnym pudełkiem pizzy. Mój wyraz twarzy mógł wyrażać tylko zdziwienie.

- Nie patrz się tak, tylko siadaj i jedz! - krzyknęła wesoło rodzicielka co zdziwiło mnie jeszcze bardziej.

- Na ile przyjechałaś? - spytałam ignorując jej wcześniejsze słowa.

Wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił, westchnęła i wskazała na krzesło naprzeciw siebie. Usiadłam więc i oczekiwałam na to co powie.

- Kochanie, przyjechałam na tydzień.

Tym razem to ja westchnęłam.

- A potem znowu wyjeżdżasz na miesiąc? - zapytałam trochę zasmucona. Mimo, że nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i nie miałyśmy jakiegoś najlepszego kontaktu, to jednak była moja mama.

Brunetka pokiwała głową. Wzięła kawałek pizzy ugryzła go i zaczęła powoli przeżuwać.

- Ojciec chciałby cię zobaczyć. Minęło 2 lata. Proszę pojedź się z nim spotkać.

Zaksztusiłam się śliną. Bo przepraszam co?

- Co? Żartujesz sobie? Nie chcę go widzieć, niech sobie siedzi w tym więzieniu sam. Zasłużył na to - syczałam wrednie. Mój ton głosu był zimniejszy niż przypuszczałam.

- Sky...

- Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Jak jeszcze coś o nim powiesz to przysięgam, że ucieknę z tego cholernego domu i nie wrócę - krzyczałam a moje oczy zaczęły robić się szklane ograniczając mi widok.

Jak ona mogła?

Rzuciłam torbę na podłogę i pobiegłam na górę do swojego pokoju trzaskając przy tym drzwiami. Jak ona mogła go bronić? Dlaczego w ogóle się z nim nie rozstała? Przecież ojciec to największy potwór. To morderca.

Patrzyłam na jego zakrwawiony garnitur. W ręce trzymał czarny, mały pistolet, a w kieszeni spodni widniał
ostry nóż, również z krwi. Zaczęłam płakać choć jeszcze nie wiedziałam o co chodzi, co się stało. Upadłam na podłogę, i załzawionymi oczami popatrzyłam na tego potwora - mojego ojca.

Potrząsnęłam głową pozbywając się okropnych wspomnień. Przeczesałam zdenerwowana włosy. Byłam roztrzepana. Podbiegłam do biurka i chwyciłam pierwszą lepszą rzecz po czym z wszystkich sił rzuciłam nią o ścianę przede mną. Opadłam na krzesło głośno oddychając. Z moich oczu nieświadomie zaczęły płynąć łzy. Zacisnęłam ręce w pięści a moje paznokcie coraz bardziej wbijały mi się w skórę. Nie mogłam wytrzymać.

Walnęłam mocno w blat biurka i zaczęłam zrzucać wszystko co na nim się znajdowało. Zsunęłam się powoli na podłogę i ponownie zaczęłam dusić się łzami które nie przestawały płynąć.

Nie mam siły by wstać...

Nie mam siły by iść...

Nie mam siły by grać...

Nie mam siły by żyć...

Come BackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz