Rozdział I

141 6 59
                                    

— Haa-haa-ha... Fre-Freja! Chwila!

Każdy oddech smakował ogniem, mięśnie zesztywniały, drżały, gotowe w każdej chwili wypowiedzieć jej posłuszeństwo. Musiała zatrzymać się teraz, dopóki to ona, a nie grawitacja, miała władzę nad ciałem. Zgięła się wpół, dłonie oparła o kolana. Czuła ciężar w gardle i trudno było stwierdzić czy to tylko serce, czy może pozostałości po wczorajszej kolacji.

— No weź, Hedwig. — Zazgrzytał żwir, to Freja uznała za stosowne wrócić się i, zapewne, nieco z niej ponabijać. Dziewczyna z czułością pogładziła ją po głowie, ale ton jej głosu sugerował, że powinna przygotować się na drobną uszczypliwość. — A mówiłam, ćwicz więcej. Jeśli liczysz, że poniosę cię na plecach, od razu mówię — zapomnij.

— Spadaj — mruknęła w odpowiedzi, zmuszając się do wyprostowania. Posłała siostrze najbardziej dumne spojrzenie, na jakie było ją stać, efekt zepsuł jednak paskudny, ciężki od wzbierającej flegmy kaszel. — Świetnie mi idzie, to ty wyrwałaś do przodu. Zaraz pomyślę, że ci się spieszy czy coś.

Freja spojrzała wymownie na zasnute siwymi kłębami gęstych chmur niebo.

— No nie patrz tak, to tobie zachciało się nagle spaceru! — obruszyła się Hedwiga, momentalnie odzyskując pełnię sił. — Pociąg zawiózłby nas prosto do centrum, ale uparłaś się, że potrzebujesz świeżego powietrza.

Freja prychnęła, krzyżując ręce na piersi; nie zamierzała przyznać jej racji. Hedwiga przewróciła oczami, zrzucając z ramion swój dobytek.

— Żądam postoju. — Z rozmachem usiadła na rozsypującym się kamiennym murku, stróżującym od ubiegłego wieku wzdłuż asfaltowej ścieżki. — Przed nami jeszcze pół godziny marszu. Daj mi dziesięć minut, naprawdę nie wyrabiam.

Freja wzruszyła ramionami. Co prawda wiele wskazywało na zbliżający się deszcz, nie stanowił jednak czegoś, z czym nie dałyby sobie rady, zresztą wystarczył jej szybki rzut oka na bladą twarz młodszej siostry, by wiedzieć, że ta nie przesadzała. Wizja dźwigania jej bezwładnego ciała nie wydawała się nijak zachęcająca.

— Jak tam sobie chcesz — odparła, również rzucając bagażem o ziemię. — Pospiesz się i zrób miejsce dla woja.

Hedwiga bez cienia protestu usunęła się w bok pozwalając jej usiąść, sama wydobyła z plecaka resztki obiadu z poprzedniego dnia. Podsunęła siostrze pudełko pod nos, a gdy ta pokręciła głową, sama zaczęła pałaszować więdnącą sałatę i suchego kurczaka.

— Jak myślisz, dużo się zmieniło? — zainteresowała się Freja, kątem oka obserwując siostrę. — Dwa lata. To chyba dużo dla miasta, zwłaszcza stolicy, co?

Hedwiga przełknęła z trudem nieco zbyt duży kęs kurczaka, zastanawiając się.

— Pewnie sporo — przyznała po chwili, stukając widelcem w brzeg trzymanego pojemnika. — Z drugiej strony i tak chyba nie zauważymy ewentualnych zmian, wiesz? Ostatnio nie miałyśmy zbyt dużo czasu na zwiedzanie.

Mówiąc to, wymownie spojrzała na dziewczynę, wykrzywiając wargi w przesadzonym grymasie zawodu. Freja prychnęła rozbawiona.

— Twoja mina. Szkoda, że jej nie widzisz.

— Nie szkodzi, wystarczy, że ją czuję. — Hedwiga przewróciła oczami, skupiając się z powrotem na posiłku. — W każdym razie jakieś zmiany na pewno były, tyle tylko, że i tak ich nie odczujemy.

Freja skinęła głową i zadarła nos. Ku jej zaskoczeniu chmury zdawały się rzednąć i rozwiewać, odraczając tym samym groźbę deszczu.

— Może nawet nie zmokniemy — mruknęła cicho, przeciągając się. Jej żołądek warknął nieprzyjemnie — trudno się dziwić, od rana nie miała niczego w ustach. — Uhh... Masz tam coś jeszcze?

Goniąc za głosem (Alta Hora - tom pierwszy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz