Samochód wjechał w wąską uliczkę i wyhamował z poślizgiem; dźwięk opon zdzieranych o jeszcze wilgotny asfalt wypełnił opustoszałe ulice przykrym pogłosem.
— Wysiadać, wysiadać! — Pierwszy z pojazdu wyskoczył Jason, za nim wypadli Julian i Freja. — Gdzie ten Rusek?
— Nareszcie, do diabła! — Jakby czując, że o nim mowa, z pobliskiej bramy wyślizgnął się Voyemil, roztaczając aurę przenikliwego zimna. — Co jest, korki was zatrzymały?
— Musieliśmy się odmeldować — wyjaśnił chłodno Jason, mierząc mężczyznę nieprzychylnym spojrzeniem. — Coś się zmieniło?
— Tutaj niewiele, między nimi też nie. Stoją sobie na platformie paręnaście metrów nad ziemią i chyba naprawdę czekają na publiczność.
— A mimo to nikogo tu nie ma — zauważyła Hedwiga, także wyskakując z samochodu. Minęła Freję i to ona pierwsza stanęła przed Erlikovem. — Czołem, staruszku.
— Hedwig, czyli w hotelu mi się nie przywidziało. Hah. — Rosjanin uścisnął jej dłoń. — Dobrze cię znowu widzieć, nic się nie zmieniłaś. Dalej wyglądasz jak zagłodzone dziecko.
— A ty jak dziadek komunizm wyciągnięty z chłodni. — Dziewczyna rozejrzała się ukradkiem. — Postawiłeś już jakiś falochron?
— Na razie zbieram siły — przyznał. — Od tej małej bije coś takiego… paskudnego. Ciężkiego. Nie będzie łatwo.
— Nikt się nawet nie łudził.
— To jaki mamy plan?
Wszyscy zwrócili się ku Siriusowi, który jako ostatni opuścił pojazd. Mężczyzna wyprostował się, dłonie chowając za plecami.
— Staramy się unieszkodliwić zarówno Wilsona, jak i boga. Tym zajmiecie się wy — wskazał na strażników — poza tym zadbacie też o bezpieczeństwo Voyemila i Hedwigi na czas, gdy będą działać.
— Tak jest.
— Jeśli sytuacja zrobi się za gorąca, bezzwłocznie się wycofujecie. Czy to jasne?
Odpowiedzieli mu raczej bez entuzjazmu, za co nie mógł ich winić.
— Uruchomcie komunikatory i pozostawcie je włączone na wypadek, gdybym musiał was odwołać. Po wszystkim wracacie tutaj i odjeżdżamy.
— Zaczynajmy — mruknęła Freja, przechodząc obok magów. Chociaż usiłowała się uśmiechnąć, to jej oczy zdradzały, jak bardzo się martwi. Voyemil zatrzymał ją na chwilę, by uścisnąć dziewczynę.
— Damy radę, wszyscy — zapewnił ją, mierzwiąc ciemne, splątane włosy. — Fresia, no. Topór do rąk i jedziemy!
Wojowniczka w milczeniu przyjęła gest otuchy, nawet zimno ciała mężczyzny jej nie przeszkadzało. Chętnie pozostałaby w jego uścisku choćby chwilę dłużej, kiedy to usłyszała rozdrażnionego Jasona:
— Poprzytulacie się później, teraz mamy robotę!
Voyemil wypuścił dziewczynę i zaczął iść za szybko oddalającą się Hedwigą. Także Freja nie zamierzała tracić czasu, ramię w ramię z Julianem eskortującym Frejra ruszyła na spotkanie z Wilsonem.
Ten nie zauważył ich od razu, pogrążony w rozmowie, czy raczej monologu, z bogiem. Przemawiał z pasją, ale o czym — tego nie dało się usłyszeć; oboje stali na wysoko zawieszonej ciemnozielonej platformie, niezaprzeczalnie magicznej. Dopiero to, że dziewczyna spojrzała z umiarkowanym zainteresowaniem w dół, uciszyło go i zmusiło do skupienia uwagi na intruzach.
CZYTASZ
Goniąc za głosem (Alta Hora - tom pierwszy)
FantasíaKiedy Freja i Hedwiga, łowczynie ze Wschodu, zatrzymują się w Londynie, nic nie zapowiada, aby ich pobyt miała ubarwić jakakolwiek katastrofa. Tym bardziej groźba kolejnego końca świata stanowi przykrą niespodziankę, której dziewczyny muszą stawić c...