Rozdział VI

19 3 0
                                    

— Hedwiga, wysiadamy.

Zatrzepotała powiekami i zaraz mocno je zacisnęła, już podejmując decyzję o zignorowaniu głosu. Głowa bardzo jej ciążyła, a po przyjętej wcześniej kofeinie nie zostało nawet wspomnienie.

Poczuła ciężar smukłej dłoni na ramieniu. Mruknęła niezadowolona, gdy z ciężarem przyszło lekkie potrząśnięcie.

— Jeszcze chwila.

— Hedwiga.

Zmusiła się do faktycznego otworzenia oczu. Wystarczyło jej zmierzyć się z chłodnym spojrzeniem przełożonego, by momentalnie usiłowała wyskoczyć z samochodu, zapominając zupełnie o wcześniejszym wypięciu się z pasów.

— Bardzo przepraszam! — wyrzuciła jednym tchem, w końcu opuszczając pojazd. Pod cienkimi podeszwami butów czuła gładki, ciepły asfalt, w powietrzu unosił się zaś aromat niedawnej mżawki.

— Nie szkodzi, wyglądałaś na zmarnowaną. — Sirius wyminął ją i udał się do bagażnika, z którego kierowca właśnie kończył wyciągać załadunek. Oprócz czterech identycznych sportowych toreb na bagaż składały się też dwie proste walizki z kompozytu, opatrzone logo królewskiego laboratorium.

— Gdzie Freja? — zapytała słabym głosem, przecierając oczy.

— Melduje nas z Jasonem — odparł, podnosząc pierwszą z toreb oraz walizkę. — Twoja torba to ta ciemnoszara. Pospiesz się.

Tłumiąc ziewnięcie Hedwiga posłusznie zebrała swój bagaż, a chcąc uniknąć uwag, zajęła się także drugą walizką. Chociaż wykonano ją z lekkiego materiału, okazała się zaskakująco ciężka i dziewczyna prawie zrezygnowała z siłowania się z nią. Ponieważ jednak Sirius już zniknął w budynku, a Matt w samochodzie, pozostawiona samej sobie szarpnęła walizką i powlokła się powoli w ślad za przełożonym.

— I oto ostatnia sztuka. — Oparty o kontuar Jason przywitał Hedwigę skinieniem głowy, palcem wskazując coś na dokumencie trzymanym przez młodego recepcjonistę. — Roddendottir, Hedwiga.

— Tak, teraz wszystko się zgadza. — Chłopak pokiwał głową, wydając mu dwa niemal identyczne klucze w kolorze metalicznego błękitu. — Pokoje numer dwieście siedem i dwieście osiem, drugie piętro, na samym końcu korytarza, w dwieście siódemce czeka już państwa gość. Potrzebują państwo wskazania?

— Trafimy sami — stwierdził strażnik, uśmiechając się. — Freja, skoczysz po bagaż czy idziesz powitać świadka?

Bez słowa dziewczyna zebrała z blatu oba klucze i już popędziła do windy. Jason skwitował to cichym westchnięciem, po czym wyszedł na zewnątrz zebrać pozostawione torby.

— Państwa jeszcze poprosiłbym o złożenie podpisów i zapoznanie się z regulaminem. — Recepcjonista skinął dłonią na Hedwigę i Siriusa, wyciągając cienki plik zalaminowanych kartek. Dziewczyna przebiegła wzrokiem po zapisanych żargonowym bełkotem zasadach. Cisza nocna, poszanowanie wyposażenia hotelu, to wszystko wydawało się oczywiste w przeciwieństwie do przedostatniego punktu, gdzie proszono o ograniczone korzystanie z magii. Zmrużyła oczy, przekazując regulamin Siriusowi. Złożyła jeszcze wymagany podpis, prawie dziurawiąc ekran.

— Gotowa? — Sirius zerknął na podwładną, wzrok zawieszając na trzymanej przez nią walizce. — Mogłaś to zostawić Jasonowi.

— Co mi zostawić? — Jason zatrzymał się za nimi, poprawiając przekrzywioną czapkę. Mimo dźwigania dwóch bądź co bądź pokaźnych toreb zdawał się nie odczuwać ich ciężaru.

— Dam radę — odparła natychmiast Hedwiga. — Nie chcę sprawiać kłopotu.

— Nonsens — odpowiedział Sirius.

Goniąc za głosem (Alta Hora - tom pierwszy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz