Rozdział XVI

9 1 0
                                    

— Ja… ja… — Cokolwiek chciała wykrztusić kobieta, pazurzasta dłoń zaciśnięta na jej szyi skutecznie to uniemożliwiała.

— Gdzie ona jest? — powtórzyła chrapliwie agresorka, potrząsając trzymaną ofiarą.

— Nie wiem…! Ghaa…! Gdzieś… gdzieś tutaj! — Po bladych policzkach kobiety zaczęły spływać łzy. — Błagam… błagam, puść mnie…

Istota przyjrzała się schwytanej, po czym cisnęła nią z całej siły w bok.

— Jeśli kłamiesz... — zaczęła sykliwie, cofając się. Nie dodała nic więcej, zbita z pantałyku przez odgłos przeładowywanego pistoletu. — Kto…?

— Uciekajcie! — krzyknął Julian, strzelając. Na to hasło Frejr zacisnął dłoń na nadgarstku Hedwigi i pociągnął ją za sobą. Na wyrwanie dziewczyny ze stuporu stracił dwie cenne sekundy, w końcu jednak oboje puścili się biegiem przed siebie. Chwilę później zrównał z nimi Julian. Pociskami próbował trzymać goniącą ich kreaturę na dystans — próbował, ta bowiem z zaskakującą gracją unikała kul.

— Co to do diabła jest?! — Frejr spojrzał za siebie. Ciekawość niemal przypłacił zębami, gdy potknął się o nadkruszoną kostkę brukową, na szczęście szarpnięty przez Hedwigę utrzymał równowagę. Teraz to ona prowadziła jego, chociaż było po niej widać, że biegnie już ostatkiem sił.

— Gdzie to…! — Okrzyk Juliana nie mógł oznaczać niczego dobrego. Frejr znów zerknął przez ramię, tym razem prawie taranując towarzyszkę. Zatoczyli się do przodu, tylko refleks chłopaka uratował oboje przed spotkaniem z brukiem.

— Co…? Nie ma? — Hedwiga zamrugała, z trudem łapiąc oddech. Faktycznie, goniąca ich kreatura po prostu zniknęła, jakby w ogóle nie istniała. — O nie.

— Co o nie? — Frejr oparł się o ścianę, także walcząc o każdy haust powietrza. — To chyba dobrze, że paskuda dała nam spokój.

— Nie dała — szepnęła dziewczyna, rozglądając się z wyraźnym lękiem. — Chodźcie, szybko.

Sama umiała zdobyć się wyłącznie na powolny marsz. Wciąż oddychała niespokojnie, jej twarz wykrzywiał bolesny grymas, a mimo to ruszyła pierwsza. Julian i Frejr spojrzeli po sobie zdezorientowani i szybko podążyli za nią.

— Jak to nie dała? — Julian zrównał z nią. — Co masz na myśli? Idzie… idzie za nami?

— Tak — odparła natychmiast, skręcając. Zanim strażnik czy Frejr zdążyli odezwać się choćby słowem, zatrzymała się nagle i gestem nakazała milczeć. — Nie ściągajmy na siebie więcej uwagi.

— Ale… jak?!

— Normalnie. Jest niewidzialna. — Hedwiga machnęła ręką. — Ten bieg też ją zmęczył. Tak jest bezpieczniej.

— Jak możesz być tak spokojna? — Frejr nie potrafił wyjść ze zdumienia nad opanowaniem dziewczyny. Sam, czując teraz na karku oddech i wzrok z czymkolwiek mieli do czynienia, najchętniej wziąłby nogi za pas, choćby w tej chwili. Powstrzymywała go tylko myśl o zawodzie Frei i o tym, że Julian strzela szybciej niż on może biec.

— Nie skrzywdzi nas — stwierdziła po chwili Hedwiga, ponaglając gestem towarzyszy. — Też szuka Sophie.

— I wiesz to, bo?

— Pytała o dziewczynę kobietę z Bractwa, a wątpię, żeby tamci mieli jeszcze jakiegoś boga pod ręką.

— A skąd pomysł z niewidzialnością? Strzelałaś czy…

— Jeśli się nie mylę, to — Hedwiga wzięła głęboki wdech — to mamy do czynienia z moją przełożoną z laboratorium. — Po chwili wahania ciągnęła dalej: — Tak mi się wydaje, że to ona. Ostatnio nie miała pazurów ani ogona, no i poruszała się na wózku.

Goniąc za głosem (Alta Hora - tom pierwszy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz