Rozdział XVII

5 1 0
                                    

- Przepraszam. Ja wiem... ja wiem, że zawiodłam, ale...

- Żadnych ale, Adrienne. Miałaś jedno zadanie, sprowadzić Sophie z powrotem do laboratorium.

- Próbowałam!

Oparła się plecami o cuchnący kontener na śmieci, bliska płaczu. Zdawała sobie sprawę, że poniosła sromotną wręcz klęskę - i to przeciw komu? Była łowczyni z latami doświadczenia pokonana przez troje małolatów! Upokarzające!

Ostatnim, czego w tej chwili potrzebowała, były pretensje mężczyzny, nawet uzasadnione.

- Nie obchodzi mnie, że próbowałaś. Nie udało ci się. - Rozmówca westchnął i zamilkł na kilka sekund. - Trudno, już nic z tym nie zrobimy. Sam się tym zajmę, zaczekaj na mnie. Za dwa dni...

- Wiem, gdzie ją zabrali - wtrąciła desperacko drżącym głosem. - Do pałacu. Mogłabym... mogłabym...

- To zbyt ryzykowne, zwłaszcza teraz, gdy się ujawniłaś.

Mruknęła pod nosem coś niecenzuralnego.

- Zresztą udowodniłaś, że nie dasz rady sama - dodał po chwili.

- To nie tak! - wycharczała. - Gdyby nie ona, pieprzona... naprawdę, jeśli dasz mi szansę...!

- Adrienne. - Mężczyzna przerwał jej spokojnie, jednak wyczuła, że powoli tracił cierpliwość. - Trójka dzieciaków. Tylko jedno z nich było magiem, tak przynajmniej wynika z twoich słów.

- Tak, ale...!

- Jeden mag, a jednak to z nimi przepadła Sophie. Czemu mam wierzyć, że tym razem mnie nie zawiedziesz?

Warknęła rozwścieczona postawą mężczyzny. Niczego nie rozumiał, pieprzony stary zgred!

Jak jesteś taki mądry, to czemu sam się tym nie zająłeś?

Żałowała, że dzieli ich co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. Jednym ciosem pazurów przypomniałaby mu, kto ponosi odpowiedzialność za całą tę sytuację.

- Nie podejmuj żadnych działań na własną rękę - upomniał ją surowo. - Będę w mieście za dwa dni. Wtedy zajmiemy się odbiciem Sophie.

- To co ja mam teraz robić? - wycedziła powoli, z trudem powstrzymując się przed roztrzaskaniem komunikatora o ścianę.

- Co chcesz - odparł spokojnie, wręcz zimno. - Sterroryzuj kogoś. Wynajmij pokój w hotelu. Masz wolną rękę.

Poczuła się, jakby ją spoliczkował. To miał jej po tym wszystkim do powiedzenia?!

- To twoja wina, że tu jestem! - wrzasnęła wreszcie, zrywając się na równe nogi. Ogonem zdzieliła kontener, odstraszając tym samym przechodzącego nieopodal człowieka. - Jeśli czegoś nie wymyślisz... przysięgam! Pójdę do nich! Powiem o wszystkim!

Uśmiechnęła się z satysfakcją. Tak, że też wcześniej na to nie wpadła! Postawienie ultimatum wydawało jej się perfekcyjnym posunięciem.

- Ależ proszę bardzo. - Mężczyzna nie przejął się jej groźbą. - Jestem ciekaw, jak pójdzie ci ta rozmowa, zważywszy na twój obecny stan.

Chciała odpowiedzieć - i nie mogła. W głowie zapanowała kompletna pustka.

No tak, jak miałaby się im teraz pokazać...?

- Tak myślałem. - Zadźwięczały probówki. - Całe szczęście. Nie chciałbym znowu tamować cię Wolą.

Samo wspomnienie o tym wystarczyło, by potulnie zamilkła i znów skuliła się pod kontenerem.

Goniąc za głosem (Alta Hora - tom pierwszy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz