Rozdział III

25 4 9
                                    

- Odszczekaj to w tej chwili! - Freja chwyciła mężczyznę za marynarkę i uderzyła nim o ścianę dość mocno, by zawieszony metr wyżej obraz zachybotał niebezpiecznie. Strażnik krzyknął zaskoczony i zaczął zajadle się szamotać, usiłując uwolnić się z chwytu wojowniczki.

- Freja, zostaw go! - Dłoń Jasona zacisnęła się mocno, wręcz karcąco na jej ramieniu, jego głos wibrował niespokojnie. - To nie ma...

- Nie puszczę, dopóki nie przeprosi! - Jej oczy błyszczały prawdziwą furią, usta wykrzywiał nienawistny grymas.

- Freja, wypuść go w tej chwili! - Jason chciał przemówić jej do rozumu raz jeszcze, bezskutecznie próbując odciągnąć ją do tyłu. - Jeżeli się nie uspokoisz, zawieszę cię w obowiązkach!

- Ma przeprosić! - Freja nie zamierzała dać za wygraną, a groźba Jasona nie robiła na niej najmniejszego wrażenia.

- Freja, do diabła!

Dziewczyną nagle szarpnęło do tyłu. Sapnęła zaskoczona, czując, że traci grunt pod nogami, marynarka strażnika wyślizgnęła się spomiędzy jej palców. Z głuchym jękiem uderzyła o wypolerowaną posadzkę, zaś mężczyzna osunął się po ścianie. Dłoń przycisnął z całej siły do wygniecionego materiału na piersi, lękliwie zezując w stronę wojowniczki.

- Jesteśmy w pracy, Freja, nie w jakiejś podrzędnej spelunie i konfliktów nie rozwiązujemy jak w takiej. - Jason stanął między zwaśnionymi stronami, krzyżując ramiona, na jego twarzy malował się zawód. - A ciebie, William, już wcześniej prosiłem. Jeśli masz ze mną jakiś problem, to bądź łaskaw powiedzieć mi to w twarz, nie za plecami jak gówniarz. Jazda na patrol i żebym cię więcej na oczy nie widział.

Coś było w głosie chłopaka, że mężczyzna skulił się pod gradem zimnych słów. Wymamrotał przeprosiny, pozbierał się spod ściany i prawie biegiem oddalił w przeciwną stronę. Jason odprowadził go znużonym wzrokiem, po czym zbliżył się do Frei i wyciągnął do niej dłoń.

- Przepraszam za moją reakcję, ale nie chciałbym, żebyś miała przeze mnie kłopoty.

- Kłopoty to moje drugie imię - wymamrotała wojowniczka, podnosząc się z podłogi bez wsparcia oferowanego przez Jasona. - Ale nie powiesz, że nie zasługiwał! Powinien w ogóle dostać w pysk za...!

- Freja. - Jason westchnął głęboko, kręcąc głową. - Nie. Po prostu nie.

- Dlaczego?! - Stoickie podejście chłopaka do faktu, że ktoś go obraził - a z uwagi skierowanej do Williama zrozumiała, iż nie był to pierwszy raz - denerwowało ją, chociaż nie do końca rozumiała czemu. - Wiesz jak cię nazwał? Wiesz...

- Wiem, zawsze mówią to samo. Po pięciu latach trudno jest wymyślić nową obelgę - uciął chłopak, nie patrząc jej w oczy. - Chodź, czas na patrol.

Bez zbędnych dopowiedzeń ruszył przed siebie, Freja nie miała innego wyjścia, jak tylko ruszyć za nim. Chociaż w pałacu pracowała już miesiąc, to nadal labirynt korytarzy wydawał jej się zbyt skomplikowany, by chociaż próbować poruszać się po nim w pojedynkę.

Za olbrzymimi oknami pięknie jaśniało poranne słońce, zapowiadając dość pogodny dzień. Ogrodem przechadzali się już pierwsi spacerowicze, niektórzy w parach, niektórzy sami, starsi i młodsi. Na jednym z parapetów przysiadła sroka o błyszczących piórach, z zaciekawieniem stukająca dziobem w szybę, jakby prosząc o wpuszczenie do środka. Freja zatrzymała się na chwilę, by pozdrowić ptaka uśmiechem, nim znów musiała gonić za Jasonem.

- Hej, zwolnij! - zawołała, tempo narzucone przez chłopaka wydawało jej się niepotrzebnie szybkie. - Gdzie ci się tak spieszy, co?

- Huh? - Jason zatrzymał się wpół kroku, zerkając przez ramię na partnerkę. Zdawało się, że na chwilę zupełnie gdzieś odpłynął myślami. - Wybacz, ja... Czasem zapominam, że już nie patroluję sam.

Goniąc za głosem (Alta Hora - tom pierwszy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz