Rozdział X

14 1 0
                                    

Szybka adnotacja. Rozdział zawiera opisy gore, które mogą być nieprzyjemne w odbiorze dla czytelnika.

— Jeszcze raz — co mamy zrobić i jakim prawem uważacie, że to się uda? — Frejr spojrzał nieszczęśliwie na podążającego za nim Juliana.

— Wyglądasz na bardzo niepewnego, coś się stało? — parsknął z uśmiechem strażnik, krzyżując ramiona. — Myślałem, że takie zadania to dla ciebie pestka.

— Oczywiście, że pestka! Ale do tej pory od tej pestki nie zależało moje być albo nie być. A przynajmniej nie aż tak bezpośrednio.

Chłopak wskazał na zawieszone w powietrzu niczym dziwny balon oko, cierpliwie śledzące każdy jego ruch.

— Nigdy też nie towarzyszyła mi widownia.

— Ale pewnie rozumiesz, że to niezbędne w twoim przypadku.

Frejr pokiwał głową, ledwo powstrzymując się od głębokiego westchnienia. W co on się wpakował? Do tej pory szczęście zawsze mu sprzyjało, tym trudniej było mu pogodzić się z porażką, jaką zakończyła się próba kradzieży topora.

— Bardzo wierzycie w moje możliwości — mruknął chłopak, poprawiając zsuwającą się z ramion chustę. — Zwłaszcza w te, że umiem przekraść się niezauważony w laboratorium pełnym ludzi.

— Tam zaraz pełnym, na ten moment w jednostce pracuje troje naukowców — sprostował Julian, zerkając na ściągę przesłaną mu wcześniej przez Siriusa. — Poza tym ty wyjdziesz w strefie mieszkalnej, o tej porze nie powinieneś zastać tam żywego ducha.

To nijak go nie uspokoiło, powstrzymał się jednak od komentarza, nie chcąc wyjść na tchórza. Drobny żwir chrzęścił pod ich butami, a ukryty wśród drzwiach biały budynek coraz wyraźniej rzucał się w oczy. W miarę jak zbliżali się do laboratorium dało się wyczuć zmianę powietrza — temperatura stopniowo spadała, w pewnym momencie zapach lasu został wyparty przez aromat acetonu i czegoś, co nie miało wprawdzie nazwy, ale wskazywało na silną koncentrację energii magicznej. Frejr nigdy nie czuł się dobrze w jej pobliżu, nie mógł jako użytkownik Woli. Ta przytłaczająca moc była wręcz zachętą, by jak najprędzej uwinąć się z zadaniem.

— Niech będzie, że faktycznie nie będzie tam żywego ducha — i tylko tam! A chyba zależy wam na informacjach, których raczej nie znajdę w szafie czy pod łóżkiem, no nie?

— Eh? Ty tak poważnie? — Julian pokręcił niedowierzająco głową. — Straż na całym kontynencie nie mogła cię dopaść przez kilka dobrych lat. Teraz na pewno też coś wykombinujesz.

Czy to był komplement? Nie umiał stwierdzić i nie wiedział, czy powinien na to jakoś odpowiedzieć. Nim cokolwiek zdołało mu przyjść do głowy, odezwał się komunikator Juliana, który to strażnik niezwłocznie uruchomił.

— Doktorze! Doktor poczeka chwilę, dam na głośnik.

Frejr wzdrygnął się niezauważalnie. Czyżby naukowiec jednak się rozmyślił i zamierzał wydać go wymiarowi sprawiedliwości? Wiedział, że to nie miałoby sensu, ale natrętna myśl wciąż mu dokuczała.

— Widzę, że jesteście już na miejscu.

W istocie, spomiędzy drzew wynurzyło się laboratorium, zaskakująco większe niż zdawało się na początku. Parterowy budynek zbudowany na planie półkola odpychał wręcz bielą ścian, jakby chcąc odstraszyć wszelkich potencjalnych intruzów.

Goniąc za głosem (Alta Hora - tom pierwszy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz