9. Przyjęcie

537 37 2
                                    

     Starałam się jak mogłam, aby wysprzątać w ekspresowym tempie miejsce zbrodni. Nie miałam, jednak czasu na wytarcie miseczki, plastikowego opakowania, łyżeczki i łyżki... ani talerzyka. Lecz tym póki co się nie przejmowałam. Były ważniejsze rzeczy.

      Na przykład to kto, do cholery, o tej godzinie lezie w stronę kuchni?

      I jak szybko zdążę zgasić światło, tak by ten ktoś nie zdołał tego zauważyć, czy też mnie... Oraz tego czy w coś przypadkiem nie wlezę, gdy będę się pośpiesznie chować próbując przywyknąć do ciemności. A to już mi się zdarzyło.

      Ale... dlaczego? Dlaczego musieli przerywać mi randkę z lodami czekoladowymi i jabłecznikiem?!

      Aż miałam ochotę zapłakać nad swoją niedolą.

      Zgasiłam czym prędzej światło i schowałam się za drzwiami (wiem, niezwykle wymyśla kryjówka godna przedszkolaka). Następnie wstrzymałam oddech, aby nie zdradzić się zbyt głośnym z zestresowania, oddychaniem. Czułam się przez to jak złodziej. Złodziej w białym, mięciutkim szlafroku i ciepłych, "figlarnych", kraciastych skarpetkach. Normalnie wzór doskonałości lodowo- jabłecznikowego złodzieja.

      Przez tę myśl niemal parsknęłam śmiechem. Powstrzymało mnie tylko nagłe włączenie światła i ciężkie kroki - ewidentnie musiał być to mężczyzna. Pośpiesznie zamrugałam, kiedy zauważyłam, iż mężczyzna zabrał się za zamykanie drzwi za sobą... Wrzasnął widząc za nimi rozczochrańca w mojej skromnej postaci.

      A ja wrzeszczałam razem z nim.

      Przecież nie może być osamotniony w tym szoku i przerażeniu!

      Ettore - bo to musiał być właśnie on - doskoczył do mnie i przycisnął dłoń do moich ust, urywając w ten sposób mój krzyk. Ponieważ on sam zdołał dojść do siebie dużo wcześniej.

      Ale moje rozszalałe ze strachu serce już nie.

- Co się drzesz, głupia? - syknął.

- Przestraszyłeś mnie - drżącymi dłońmi ściągnęłam jego rękę ze swoich ust. Przez to miałam chwilę na zastanowienie się nad ważniejszymi sprawami. Dzięki temu dotarło do mnie jak blisko mnie stał. Zdecydowanie za blisko. - Ty też krzyczałeś - zauważyłam, nie mogąc się powstrzymać od tego spostrzeżenia oraz nerwowego chichotu.

- Bo mnie wystraszyłaś. Kto normalny chowa się za drzwiami...? - pokręcił głową jakby zadanie tego pytania uznał za niepotrzebne. - Co ty tu robisz o tej godzinie?

- Mogłabym zapytać ciebie o to samo - odparłam, zakładając ręce na piersi, gdyż drżały nadal ze zdenerwowania, no i dlatego, iż nie miałam co z nimi zrobić. Tym samym usłużnie zignorowałam jego pierwsze pytanie.

- Ja pierwszy zadałem ci to pytanie.

- Musiałam utopić swoje smutki w lodach i jabłeczniku - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Teraz ty.

- Nie było cię w łóżku - pośpiesznie rzucił Ettore, przyglądając się mojej twarzy. Czyżby były na niej resztki mojej wykwintnej, przepysznej zbrodni? - Ani w łazience. Więc zacząłem się martwić, że coś niezwykle głupiego wpadło ci do głowy - rozejrzał się po kuchni, nim ponownie skupił wzrok na mnie. Przy czym skrzywił się jakby tym razem naprawdę nie chciał mieć racji. - Nie myliłem się.

      Przewróciłam oczami i wydęłam policzki, gdy jego lewa dłoń wylądowała na ścianie tuż koło mojej głowy. Drugą póki co dalej miał opartą o szafkę po mojej lewej stronie, ale wyglądała ona dość podejrzanie. Tak jakby zaraz miała przejść do działania, które może, lecz nie musi mi się spodobać.

Julia podbija WłochyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz