Rozdział 14.

2.8K 257 371
                                    

Perspektywa: Minho.

Jeff natychmiastowo podzielił nas w pary, nawet nie patrząc na to, czy nam to się podoba, czy nie, a my w mgnieniu oka wybiegliśmy z budynku. Całe szczęście, że deszcz przestał intensywnie padać, bo jeszcze tego nam brakowało, abyśmy się przeziębili. Z nieba spadały delikatne kropelki, ale dało się to jakoś przeżyć. Nie mieliśmy przecież przy sobie parasolek, ani niczego innego, aby schronić się przed siarczystą ulewą. Po opuszczeniu budynku oczywiście między nami doszło do niewielkiego spięcia. 

Prawie nikt nie chciał się trzymać wyznaczonych przez niego par, więc od razu po wyjściu podzieliliśmy się tak, jak chcieliśmy, ku niezadowoleniu Thomasa, który bardzo chciał iść z Dylanem oraz Brada, którego szczerze powiedziawszy nie rozumiałem, o co się spinał oraz dlaczego tak bardzo się bulwersował. Ogólnie nawet go polubiłem, bo mogłem z nim porozmawiać na wiele tematów i okazało się nawet, że mamy wspólne pasje.

Szedłem na przedzie z Dylem oraz Brettem i Aleciem w jedną stronę wyspy, zaś Harry i Louis zaczęli narzekać i komentować, że ich ulubione ubrania się zniszczyły, nie wspominając o butach. Nie mam pojęcia, na czym finalnie przystało, aczkolwiek stwierdzili jednogłośnie, że nigdzie się stąd nie ruszają i wszystko pierdolą. Wzruszyłem ramionami, bo co ja na to mogę poradzić.

Magnus cały czas maltretował Lightwooda, którego jednocześnie prowokował do wyzywania się, a Dunbar z Talbotem co chwila się szturchali, nie wspominając już o łacińskich litaniach, którymi siarczyście się obrzucali. Mam wrażenie, że jestem jedynym rozsądnym człowiekiem tutaj, który opiekuję się przedszkolakami.

Ogólnie wszyscy byliśmy zmęczeni, nie ma co ukrywać. Udało nam się jakimś cudem przeżyć katastrofę, niebezpieczny gangster jeszcze nas nie rozstrzelał, co też można zaliczyć do pozytywów dzisiejszego dnia, moi przyjaciele żyją, więc powiedzmy, że nawet jest dobrze. Oczywiście znużenie nigdy nie dopada Bretta i Liama, którzy drą ze sobą koty w niebogłosy. 

Stwierdziłem, jako jedyny trzeźwo myślący, że pora ruszać, bo gdy wrócimy z niczym, to Jeff chyba ziści swoje marzenie i podziurawi nas jak ser szwajcarski. Chciałem zgarnąć przyjaciół i jakoś ich zachęcić do marszu, a gdy mi się to udało, to od razu, gdy ruszyliśmy, mój kolega musiał rzucić leżącą kulą błota wprost w Liama. 

Jak w przedszkolu, naprawdę. 

Brett zaczął się śmiać, jak by ktoś opowiedział mu niesamowicie śmieszny żart, ale jakoś nikomu z nas nie było do śmiechu, bo wiedzieliśmy do czego to doprowadzi. Chciałem zwrócić mu uwagę, żeby przestał udawać dziecko, które obrzuca każdego błotem, ale było za późno. Liam odpowiedział mu tym samym, ale w porę udało się zainterweniować Alecowi, który uciszył tą nieznośną parę, choć sam wdał się w pyskówkę z Magnusem, który jak się okazuje jest fanem walk w kisieli, tudzież w błocie i z chęcią obejrzałby Aleca w takiej rywalizacji. 

Jeszcze tego nam brakowało, aby wszyscy byli brudni i nie mieli możliwości się wykąpać, bo Brett i Liam nie potrafią opanować hormonów.

W milczeniu, ponieważ Dylan wszystkich ochrzanił, że każdego razem i z osobna pojebało, okrążyliśmy część wyspy, zauważając, że oprócz tego opuszczonego szpitala psychiatrycznego, znajdują się tutaj inne budynki, które sprawdzimy z samego rana. Do naszej ekipy dołączyło kilku innych znajomych, ale Harry z Louisem konsekwentnie narzekali na warunki, które tutaj panują. Na chwilę obecną musimy przemyśleć, skąd wziąć pożywienie i wodę.

Co prawda udało nam się wcześniej znaleźć kilka skrzyń z jakąś suchą żywnością, prawdopodobnie są tutaj jakieś drzewa z owocami, chociaż mam taką nadzieję. Być może nie wszystko zatonęło i uda nam się jeszcze coś odszukać.  Droga nie ułatwia nam zadania. Jest bardzo ciemno na wyspie i musimy uważać, aby nie złamać sobie niczego. Całe szczęście, że mamy latarki w telefonach, to chociaż jesteśmy w stanie coś dostrzec.

Prisoner of the heart | Dylmas, Briam, Malec, Larry, Brainho & JescottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz