Rozdział 4.

2.8K 294 280
                                    

Perspektywa: Jeff.

- Szefie, już czas. – usłyszałem głos mojego zastępcy, któremu jako jedynemu ufałem z całej mojej bandy oraz spojrzałem na swoich podwładnych. Zerknąłem na zegarek i była dokładnie godzina trzecia trzydzieści nad ranem, więc musieliśmy już się zbierać, jeśli chcemy zdążyć. Najmniejsza pomyłka może skutkować porażką, za którą karą będzie kulka od Loli.

- Wiecie co robić. – powiedziałem i pokiwałem twierdząco głową na znak, że wszystko jest zrozumiałem, po czym założyłem swoją ulubioną czarną bluzę z kapturem, a za paskiem schowałem moją kochaną Lolę. Moja spluwa nigdy mnie nie zawiodła i jak prawdziwa kobieta, nie jednego pozbawiła życia dla pieniędzy i luksusu.

Mam nadzieję, że nasz informator nie kłamał i samolot nie będzie sprawdzany po wylądowaniu, bo w przeciwnym razie powystrzelam jego rodzinę niczym kaczki.

Wsiadłem do czarnego Mercedesa razem z Dannym, po czym sprawdziłem jeszcze raz, czy wszystko na pewno wziąłem.

- Jeśli uda nam się dzisiaj przemycić do Europy marihuanę i dwa bloki koki, to jesteśmy ustawieni do końca życia. – powiedziałem zadowolony i poprawiłem ubrania oraz ręczniki tak, aby zakryły mój zapasowy pistolet oraz narkotyki ułożone na dnie torby.

- Sprawdź, czy wziąłeś dokumenty. – polecił mi zastępca i ruszyliśmy z piskiem opon.

- O właśnie. – zgodziłem się z nim i wyciągnąłem papiery z kieszeni spodni. – Muszę sprawdzić, jak ja się w ogóle nazywam, bo zapomniałem. Co my tu mamy. – dodałem i otworzyłem paszport oraz spojrzałem na dane osoby, za którą będę się przez najbliższe godziny podawać. – Ja pierdole, serio jestem Markusem Lightwoodem? Co to za frajer w ogóle? Za kogo ja się będę podszywać do chuja? – oburzyłem się, no bo jak do chuja można się tak prostacko nazywać? Nosz kurwa, w co ja się wpierdoliłem? Pierwszy raz słyszę o tym typie. Spojrzałem na datę urodzenia tego kolesia i po prostu ręce mi opadają. – Mam mieć dwadzieścia jeden lat? Kto mi w to kurwa uwierzy?! Chyba Święty Mikołaj.

- Wszystko się uda, nie bój dupy. Zawsze możesz powiedzieć, że chciałeś mieć zarost, bo dodaje ci tak plus pięć do wieku. Wiesz, zawsze lepsze to, niż gdybyś miał udawać dziewczynę. – powiedział rozbawiony, a ja spojrzałem na niego gniewnie. Ma szczęście, że jest moim zastępcą i o dziwo go lubię, bo w przeciwnym razie zarobiłby kulkę w łeb za takie odzywki.

- To wtedy poszła by Anka. – skomentowałem. – Kurwa, nie wierzę, że osobiście tam lecę i to jeszcze na wycieczkę szkolną z jakimiś pokurwionymi nastolatkami. No przecież ja te bachory rozwalę na miejscu. Nienawidzę dzieciaków.

- Spokojnie. Na pewno sobie poradzisz. Nikt nie załatwi tego lepiej, niż Ty. Całe szczęście udało nam się uszkodzić przewody w tamtym samolocie, którym mieli lecieć pierwotnie, więc Pedro skombinował transportowiec, którego nie sprawdzają, bo jedzie z wycieczką klasową. Ogarnęliśmy całość.

- Dobra, lepiej mi powiedz, kto to jest Alec jakiś tam i wszystko, co o nim wiesz. – spytałem, bo mam udawać jego kuzyna, a nawet kurwa nie wiem o nim nic. No po prostu zajebiście. Mogłem się lepiej przygotować do misji.

Tak to jest, gdy robimy wszystko na ostatnią chwilę, ale taka szansa nie zdarza się często.

- Ben ustalił, że Markus to kuzyn niejakiego Alexandra Lightwooda, który chodzi do ostatniej klasy. Ma dwadzieścia lat i raz kiblował. Ma też ciekawą kartotekę. Tu masz jego zdjęcie i faceta, którego udajesz. Dodatkowo Anka ogarnęła wyciągi bankowe i historię przelewów, a nasi informatorzy wyciągnęli brudy dotyczące wszystkich wycieczkowiczów, więc w razie co znasz ich najmroczniejsze sekrety. – wyjaśnił mi i podał mi telefon zawierający zdjęcia z podpisami. – Zobacz sobie jeszcze z jakimi dzieciakami lecisz, a tych pierwszych powinieneś zapamiętać, bo zadają się z Twoim kuzynem. – powiedział i w sumie to nie był głupi pomysł. Najlepiej będzie, jak wszystko sobie przeanalizuję.

Prisoner of the heart | Dylmas, Briam, Malec, Larry, Brainho & JescottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz