18 CZERWCA 2018 ROKU

11 4 2
                                    

Obudziłam się normalnie. Bez żadnego koszmaru czy nawet magicznego snu. Spojrzałam na tatuaż znajdujący się na moim nadgrastku.
Czarny tusz w przeróżne wzory, które łącząc się same ze sobą ukladały się w dość duży romb. Wokół wielokrotnych złączeń tych wzorów gdzie niegdzie było widać moją skórę, ktora otoczona nimi wygladała jakby kłaniała się do środka. Tam natomist był drugi romb wykonany z mojej skóry. Taka jakby dziura dla głównego celu tatuażu. Był to okrąg podobny do obręczy. Nie wiem jak mam rozumiem całe to przedstawienie grające na mojej skórze. Co właściwie to oznacza, ale narazie chyba po prostu nie chce wiedzieć. Jedynie co wiem to to, że muszę go ukrywać. Ukrywac przed mamą i Rye'em.
Dzisiaj niestety był poniedziałek. Musiałam w takim razie stawić czoła dniowi, z którym nie chce, ale muszę sie zmagać. Już ubrana i umalowana zeszłam na dół gdzie czekała na mnie mama.
- Cześć kochanie.
- Hej. - odpowiedziałam i spoglądnęłam na kanapkę z drzemem, którą trzymała.
- Zrobić ci też? - zapytała odgryzając jednen grys.
- Nie, wiesz.. Zaraz będzie Rye.
- A właśnie. - zaczęła z pełnymi ustami. Gdy przeknęła dokończyła.- Rye dzwonił. Powiedział, że dzisiaj nie może Cię zawieźć.
- Co?! - zauważyłam, że moja reakcja była zbyt przesadna więc dodałam. - Teraz mi to mówisz? Nie zdąrze na pierwszą lekcję, bo właśnie bus mi odjeżdża. - popatrzyłam na zegarek, który wskazywał 7:40.
- Spokojnie. Dzisiaj nie idziesz do szkoły. - powiedziała spokojnym tonem.
- Jak to? - zapytałam podejrzliwie.
- Ja nie idę do pracy więc ty do szkoły.
- Mamo? - uniosłam brwi do góry -  Słyszysz jak to brzmi? Nie możesz mi tak pozwalać nie iść, bo każde normalne dziecko chodzi do szkoły, a każda normalna matka mówi im powodzenia.
Mama uśmiechnęła się do mnie przypominając mi, że nie jesteśmy normalni więc szybko dodałam.
- Nie zmienia to wcale faktu, że nie powinno tak być.
- Mówisz to tak jakby ci zależało na szkole. Przeciesz wiem jak ją nienawidzisz.
- Samą szkołę nie. - powiedziałam cicho
- Niestety i tym razem nie będzie ona pusta. - przypomniał mi mama
Po chwilowiej ciszy odpowiedziałam.
- Dobra, przekonałaś mnie.

Tak naprawdę to nawet nigdzie nie wyszłyśmy. Siedziałyśmy aktualnie na fotelu. Tak dobrze słyszycie na jednym nie dużym fotelu. Mama rozłożyła się na całej jego części ja natomist siedziałam na jego ramieniu kuląc nogi na brzuchu Elizabeth. Głowę położyłam na jej głowie, a ręce miałyśmy złączone. Tak właśnie siedząc przypominałyśmy sobie stare czasy grając przy tym w grę "Nie możesz zapłakać." Narazie idzie nam nie źle.
- Pamiętam jak biegałaś po całym domu. - zaśmiała się.
Zawturowałam jej niewiedząc jednak co powie dalej.
- Byłaś naprawdę szybka. Kiedyś Tata próbował Cię dogonić i zachaczając o krzesło niefortunnie upadł.
- Naprawdę? Nic mu sie nie stało? Co zrobił później?
- Wstał i gonił Cię dalej. - zaśmiała się jeszcze głośniej po kolejnym wypowiedzianym zdaniu. -  I właśnie okazało się później, że miał złamaną nogę.
- No coś ty? - zakryłam usta ręką.
Kiedy się uspokoiła powiedziała poważnym głosem.
- Zrobił to dla Ciebie. Wytrzymał ból. Wiedział jak bardzo lubisz uciekać. Nie chciał Cię zawieść.
- Bo był moim bohaterem. - dodałam.
Po tym zdaniu mama zaczęła cicho chlipać.
- O niee.. Mamo..
- Wy.. wygrałaś. - zaczkała.
Przytuliłam się do niej tłumiąc swój szloch i napływające do oczu łzy.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam więc i poszłam otworzyć drzwi dając mamie dojść do siebie. Sama zresztą tego potrzebowałam. Kiedy jednak już je otworzyłam doznałam lekkiego szoku.
- Rye?!
- Kat! - krzyknął zmieszany.
- Mieszkam tu. Nie powinno Cię to dziwić. - odpowiedziałam trochę ostro niewiedząc dlaczego.
- Wiem.
- Więc.. co ty tu robisz? - zapytałam głosem milszym czując jak mój bulwers opada zastąpiony czymś na rodzaj obojętności.
- Em.. do Ciebie szedłem. - odpowiedział drapiąc się po głowie.
- Przecież teraz jestem w szkole.. Znaczy teoretycznie.
- Znaczy no tak.. tyle, że już tam byłem. - powiedział wolno składając wszystkie samogłoski i spółgłoski.
Kłamał.
- Okey. Więc?
Popatrzył na mnie z uniesioną bawią.
- Co chcesz? Po co mnie szukasz? To ważne?
- Dziwnie się zachowujesz.. - powiedział nie odpowiadając na żadne z zadanych pytań. Zauważyłam jak jego wzrok był nawet dziwnie smutny. Od razu również podzieliłam ich los. Przyszło mi nawet poczucie straty.
- Hej.. - złapałam jego twarz w dłonie.- Jestem tu.
Wtuliłam się w niego i powiedziałam z tłumionym głosem przez jego klatkę piersiową.
- Przepraszam. Chyba zły dzień.
Chłopak wziął mnie za ramiona i odsuwając popatrzył głęboko w oczy.
- Nie lubię gdy je masz.
Poczułam się jakbym miała mało czasu. Jakby moje chwile były policzone.
- Nie rób tego. - powiedziałam gdy doszło do mnie co się dzieje. - Błagam! Nie możesz ze mną zerwać! -mówiłam zdesperowana.
- Katherino Markolm nigdy w życiu z tobą nie zerwe. - powiedział jakby krzycząc i od razu pocałował mnie żarliwie dajac mi to do zrozumienia.
Gdy skończyliśmy chłopak wziął mą twarz w objęcia i patrząc na mnie chciał przekazać mi wzrokiem jak bardzo mnie kocha. Jednak nie musiał. Czułam jak cała zostaje napełniona miłością. Jakbym była naczyniem. Po prostu czułam jak sama sie nią staje. Wiedziałam, że Rye nigdy w życiu mnie nie opuści.
Gdy skończył zrobił dwa kroki tyłem i w końcu odszedł normalnie.

PRZEDOSTATNI DOTYK (DARY LOSU II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz